2010-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niemożliwe stało się możliwe. (czytano: 519 razy)
Wczoraj pobiłem rekord świata.......
Nasze "prześliczne" miasto Kępno znane jest w Polsce z tego, że choć jest niedużą miejscowością, to trudno się przez nią przedostać samochodem.
"Genialne" ustawienie sygnalizacji świetlnej, brak obwodnicy, ciasne drogi i fakt ,że Kępno znajduje się na skrzyżowaniu tras Wrocław – Warszawa i Poznań Katowice gwarantują, że kierowca potrzebuje najmniej 30 min na pokonanie 5 km..
Z tym ,że jest to norma a dość często zdarzają się przypadki , że "jedzie" się 50 min a nawet 1 godz.
Jednym słowem totalna porażka.
Miejscowi ratują się przez sąsiednie wioski i inne sobie tylko znane skróty..
Ale do czego zmierzam.
Otóż w zeszły czwartek miałem odebrać Jacusia z zerówki, do której uczęszcza w Baranowie( miejscowości przylegającej do Kępna), a później zawieźć go na zajęcia z taekwondo w Kępnie.
Zajęcia rozpoczynały się o godz .16.00 wiec aby zdążyć powinienem wyjechać około godz. 15.00 – 15.10 ( gdyby to był piątek to o 14.40-14.50).
10 km do Baranowa - 20 min, czynności wszelakie związane z odebraniem Jacka – 10 min, dojazd na salę ( skrótami) - 10 min., dojście do sali i czynności wszelakie związane z przygotowaniem młodego do treningu – 10 min.
Razem ok. 50 min.
Otóż w zeszły czwartek, kiedy już niemal gotowy do wyjścia zahaczyłem jeszcze o kuchnię, moja kochana teściowa ( i chcę tu zaznaczyć, że naprawdę jest kochana, a wszelkie dowcipy o teściowych Jej nie dotyczą) nie wiedząc,że wyjeżdżam poprosiła mnie o...zrobienie kotletów mielonych ( z których zrobieniem - z racji swojej choroby - ma problem)
Spojrzałem na zegarek.
Była dokładnie 15.09, a więc ostatnia dopuszczalna minuta , w której powinienem wyjeżdżać .
Przez chwilę się zawahałem i chciałem się wytłumaczyć, że muszę jechać po Jacka, ale już po chwili zakasałem rękawy i zabrałem się do roboty.
To co się działo w kuchni trudno opisać.
Sam miałem problemy aby zauważyć własne ręce, bo tak nimi szybko poruszałem, że widziałem tylko smugi.
Ciszę w kuchni przeciął świst noża , kiedy jednym zdecydowanym cięciem rozciąłem z samurajską wręcz precyzją torebkę z mięsem.
W mgnieniu oka znalazłem się przy lodówce i jednym błyskawicznym ruchem pozyskałem z niej jajko.
Kiedy byłem z powrotem, mięso nie zdążyło jeszcze wpaść do miski.
Jajko wyciągałem jedną ręką , gdyż w tym czasie sięgałem już do szafki po cebulę.
Kiedy stawiałem patelnię na ogień cebula była już niemal cała pokrojona.
Nieco przestraszona teściowa obserwowała mnie z otwartymi ustami.
- Jadę zaraz po Jacka, dlatego się „trochę” spieszę – wyjaśniłem nie odrywając się oczywiście o pracy.
Teraz już tylko bułka tarta, przyprawy, wrzucenie jajeczka i ślicznie zeszklonej na patelni cebuli..
Skutecznie omijając - ultraszybkimi palcami - rozgrzaną cebulę, wymieszałem wszystko i w mgnieniu oka ulepiłem 12 zgrabnych kulek.
Jedną ręką układałem( te wytarzane w bułce) na rozgrzaną w międzyczasie patelnie a drugą turlałem pozostałe mięsne kulki w bułce.
Kiedy wszystkie kulki leżały na patelni pobiegłem do garażu i podstawiłem sobie pod drzwi samochód.
Po chwili wróciłem, przewróciłem jej na drugą stronę i poinformowałem teściową( która w tym czasie uciekła przestraszona do pokoju), że kotleciki zrobione i podsmażone i trzeba je jeszcze przed zjedzeniem lekko dosmażyć...
Kiedy wyjeżdżałem na główną drogę OCZYWIŚCIE od razu miałem przed sobą dwie ciężarówy, jednak na szczęście udało mi się je „myknąć” łamiąc tylko trochę przepisy.
Jacuś już na mnie czekał, więc błyskawicznie ubrałem mu buty, kurtkę i do wozu.
Synek widział,że poruszam się w przyspieszonym tempie, więc nic nie mówił(?!), nie marudził(?!) i nie opóźniał(!).
Wpadliśmy do szatni a tam Jacuś w mgnieniu oka zdjął buty, kurtkę i spodnie. CUD!!!!.
Kiedy wchodziliśmy na salę była.....??????!!!!!.....15.57......i jest to oficjalny rekord świata, który jeszcze przez wiele, wiele lat nie zostanie pobity.
Jak się tak teraz zastanawiam, to to czego „dokonałem” jest wręcz niemożliwe.
Podejrzewam ,że następne 1000 prób zakończyłoby się niepowodzeniem .
A jednak.
Niemożliwe stało się możliwe :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu dario_7 (2010-09-14,09:45): No widzisz Radziu, nie na darmo powiadają, że trening czyni mistrza! :))) Gratki nowej życióweczki!!!! :)))) Kedar Letre (2010-09-14,09:54): Ja też jestem ciągle pod wrażeniem Darku. Nawet chciałem sobie zostawić jednego kotleta na pamiątkę :))) Kedar Letre (2010-09-14,09:56): Dokładnie tak Iza, SZOK!!! :)))) Kedar Letre (2010-09-14,10:02): No to jesteś Tomek PIERWSZY, który nie narzeka( i bardzo dobrze).W piątek szwagierka ( miejscowa) jechała od ronda w Baranowie do swojego domu 35 min( 3,5 km). A 37 lat temu było jeszcze gorzej, bo jeździło się przez rynek :))) Kedar Letre (2010-09-14,10:04): No chyba Iza,że teściowa zaproponuje pierogi :)) Rufi (2010-09-14,10:28): ja tam uwazam ze czlowiek potrafi wiele zrobic pod presja :-))))) Gratuluje zyciówki :-) A jak Ty to do listy startów wpiszesz? :-) Kedar Letre (2010-09-14,10:34): Bardzo prosto Ela.Dystans -12km + to co zrobiłem po kuchni czyli 14 km , Nazwa biegu - "Po dwunastu Kotletach", czas - poniżej godziny. Rufi (2010-09-14,10:59): no to dawaj :-)
jacdzi (2010-09-14,14:51): Zamierzasz zawalczyc i poprawic ta zyciowke? Hi,hi... Kedar Letre (2010-09-14,18:34): Nie Jacku, tego się nie da poprawić. Wymiękam:))) Marysieńka (2010-09-14,20:57): A może wystarczy poprosić, by teściowa częściej ...kotleciki w menu obiadowym planowała, będzie okazja na poprawienie życióweczki, a może nawet i kotlecik jakiś się uchowa na pamiątkę:))) Kedar Letre (2010-09-15,13:52): Kotleciki to teraz żadne wyzwanie. Może rosół z kury, z tym ,że kura biega jeszcze po podwórzu :)) Renia (2010-09-15,20:05): Następnym razem - gołąbki;)
|