2010-07-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ¿Por qué el tiempo pasa tan rapido? ;( (czytano: 592 razy)
Najgorsze, że nic tak szybko nie mija niż urlop... ;)
Wydaje się, że jeszcze wczoraj szykowałem się do wylotu na urlop, a tak naprawdę już dwa dni siedzę na tyłku po przylocie z urlopu... 10 dni strzeliło jak z bicza...
W tym roku obyło się bez szaleństw, bo... portfel już krajowy, a nie hiszpański... ;))) a w niedalekiej perspektywie szykuje się remoncik mieszkanka, więc... miało być ekonomicznie i sympatycznie... ;))) I było! ;P
Żeby nie narażać się na niepotrzebne koszta, obraliśmy kierunek na moje stare (do niedawna) śmieci, a mianowicie okolice Barcelony, a dokładnie Mataro, duże miasto nad samym morzem... Ekonomicznie, dlatego że zwaliliśmy się na głowę naszemu znajomemu, z którym sam przez ponad 3 ostatnie lata mieszkałem... ;))) Nawiązując tym samym do powiedzenia, że "gość jest jak ryba... trzeciego dnia zaczyna śmierdzieć", musiało od nas porządnie cuchnąć, bowiem siedzieliśmy mu na karku przez 10 dzionków... ;))) A co tam... niech się cieszy, że tylko tyle miałem urlopu... ;)))
Dziesięć dni piekła! Ja wiem, że w Polsce również było jak na grillu, ale nasze 38 st. nie jest porównywalne z tamtymi 32-38 st. bowiem wilgotność powietrza dodaje "pałera" morderczemu słońcu i kto nie jest przygotowany na takie warunki, jest niczym "warzywko"... ;))) Na nasze szczęście, ostatnie dni przed wylotem do Hiszpanii były upalne, dzięki czemu organizmy nie doznały żadnego szoku, co w przeszłości mi sie zdarzało... W dodatku ja jeszcze w takich warunkach sobie biegałem, a Bieg Opolski wydatnie mnie zahartował... Na podbój tropików byłem więc gotowy... ;))) A co do Opola... hm... jak na pierwszy start w takich "nieludzkich" warunkach byłem zadowolony na maxa... Czas jaki uzyskałem (44:47) był lepszy niż zakładałem i dobrze wróżący na przyszłość... Myślę, że przy bardziej sprzyjającej aurze złamanie mojego "PB" (43:16) nie będzie trudne... W Opolu zacząłem myśleć o tym w perspektywie startu w Dobrodzieniu, ale... to co się wciąż dzieje, sprowadza moje myśli na ziemię... ;))) Cóż... pobiegniemy na tyle, na ile "silnik" pozwoli... może się nie zatrze... ;)))
W Hiszpanii bynajmniej nie próżnowałem i prócz wylegiwania się na plaży i kąpieli morskiej i słonecznej, prowadziłem aktywny tryb życia... Sam nie wierzyłem, że tyle można, a jednak... :))) Na 9 dni (po odrzuceniu dniawylotu, kiedy to czas nie pozwolił na to) biegałem aż 7 dni (wybiegałem 121 km), a jeden dzień zleciał na 10-godzinnej wędrówce w Pirenejach... i tylko jeden dzień "nicnieróbstwa" ;))) W sumie, jakby zliczyć wszystkie dni aktywne pod rząd, to była rzeźnia, gdyż dzień odpoczynku wypadł dokładnie po 9-ciu dniach ostrego zapylania (5 dni biegu + 1 dzień góry + 3 dni biegu)... Dało radę... ;)))
Mam nadzieję, że ta harówka przyniesie wkrótce jakieś efekty (oby nie kontuzjopodobne... Tffffuuuuu! Wypluć to!), a tym bardziej bieganie w ostrym słońcu, gdyż tylko takie mi towarzyszyło podczas całego urlopu. Jak już gdzieś na forum zaznaczyłem, w Hiszpanii nie ma sensu wstawanie wcześniej niż 6 rano, bo... do tej godziny jest jeszcze ciemno jak w d... ;))) a ponadto... jak tu wstawać tak wcześnie, jeśli spać się chodzi około 2-giej... (jak mam czas to zawsze chodzę późno spać). W momencie gdy już tylko słoneczko pojawi się na widnokręgu... nie ma zmiłuj się, pali jak diabli, więc już z samego rańca rzeźnia, a trasy biegowe, w przewadze, golusieńkie... ;))) Tym bardziej ucieszył mnie mój wyczyn, kiedy to, w ubiegłą niedzielę, zrobiłem sobie wycieczkę biegową wzdłuż wybrzeża (tam i z powrotem), zaliczając 34 km (3 godz. 21 minut) w palącym słońcu i temp. ok. 37 st a jedyny cień jaki mi czasem towarzyszył okrywał zaledwie nogi od kostek po uda (różne murki lub jakieś przybrzeżne chwasty) ;))) Cóż, dała Bozia wzrost, więc "trza" było wszystko przyjąć na czachę... ;))) Nie powiem... byłem wymemłany i trochę się pozacierałem w newralgicznych miejscach... ;))) Niemniej jednak radocha po tym biegu przyspieszyła regenerację... ;)))
Teraz pozostaje tylko czekać i już nieco spokojniej realizować swoje plany treningowe, a wyniki może przyjdą, a raczej powinny przybiec... ;))) Cierpliwie poczekamy... A żeby jeszcze ten mijający aktywny urlopik zaakcentować wybieram się w ten weekend na dwie "dyszki"... Dobrodzieńską chciałbym pobiec przyzwoicie, a jeżeli "silnik" się nie zatrze to nawet zrobic nowe "PB", natomiast w niedzielę już rekreacyjnie chcę pobiec w Bielawie... A w poniedziałek... z "radością" na gębie "pobiegnę" do roboty... ;))) Wrrrr...! I hate Mondays!!! ;)))) Wszystko co dobre szybko się kończy... ¿Por que?
P.S.
Na fotce... ładowanie baterii po wysiłku... ;)))
I moja ulubiona plaża w Sant Pol de Mar... Z dala od tłumów, zgiełku i... dużo topless i więcej niż topless... ;P
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora shadoke (2010-07-16,19:03): Chcesz powiedzieć, że przez te murki i chwasty ja miałabym cień na głowie??!! Jasiek (2010-07-16,20:57): No to się wybyczyłeś brachu!... Hasta mańana!... a potem nastąpi zmiana - Szlaku wróci do roboty, a Jaś na plażowe zaloty! :))) szlaku13 (2010-07-17,00:27): A o jakich zainteresowaniach piszesz Iza...? ;))) szlaku13 (2010-07-17,00:30): Iwonko... w Twoim przypadku nie jestem pewien, czy w ogóle widziałabyś morze... ;))) szlaku13 (2010-07-17,00:34): Nie bądź taki do przodu Jasiek, bo jeszcze przyjdzie Ci spoglądać na "foczki" ubrane w swetry... ;))) szlaku13 (2010-07-17,00:38): Que...? ;))) szlaku13 (2010-07-19,08:22): W Dobrodzieniu przetestowałem i faktycznie, z wazelinką lżej i bezboleśnie... ;))))
|