2009-09-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| na 3 tygodnie przed maratonem żabi skok na Łomżę (czytano: 363 razy)
Jeden z ciekawszych (biegowo) weekendów właśnie za mną. To taka mała nagroda za ciężkie (jak na mnie) treningi jakie ostatnio sobie zafundowałem. Najpierw góry, potem kilometry asfaltu przebiegane na Tarchominie mają dać efekt 27 września w postaci zaliczenia pierwszego maratonu. I oby tak było! Miłym przerywnikiem w tym zabieganiu miały być starty w Żabieńcu i Łomży. Spotkania ze znajomymi, atmosfera zawodów tego zdecydowanie nigdy za wiele. W Żabieńcu właśnie tak było! Najpierw rodzinne kibicowanie Tomkowi w biegu przedszkolaków (kolejne pudło i wielka radość mojego syna) a potem 10 kilometrów po leśnych drużkach. A, że było świeżo po deszczu, to owe leśne dukty pokryte były miluśkim błotkiem. Nie przeszkadzało to jednak w fajnej zabawie i uzyskiwaniu przyzwoitych wyników przez zawodników. Moje 0:50:46 też nie było złe na takie luźne bieganie. FROG RACE udał się organizatorom. Ciekawa trasa, liczne atrakcje poza biegowe takie jak; pokaz walk kickboxerów z udziałem aktualnego mistrza świata oraz losowanie atrakcyjnych nagród dla uczestników. Naładowany pozytywna energią (choć z lekko bolącymi nogami) w niedzielę rano ruszyliśmy z Gosią i Maćkiem do Łomży. Wymagająca trasa półmaratonu w tym mieście miała być dla mnie ostatnim sprawdzianem przed maratonem w Warszawie i okazją do podbudowania psychiki. Chciałem też wymazać z pamięci złe wspomnienia z trasy Rudawskiego Półmaratonu, gdzie męczyłem się potwornie. Tym razem wszystko przebiegło po mojej myśli. Trasa składała się z 4 pętli (dokładnie z 3,7) i opisać ją można w skrócie tak – lekko w dół, lekko w górkę i tak przez 21,097 km. Do tego raz słońce raz wiatr prosto w oczy, co przerabialiśmy czterokrotnie. Pogoda poza tym sprzyjała. Nie było gorąco i nie padało (a miało). Pierwsze 4 kilometry biegnę razem z Pawłem i trzymamy niezłe tempo. Potem Paweł mi odbiega a ja mozolnie staram się trzymać swojego rytmu. Po 15 km mam lekki kryzys, z którym sobie szybko radzę bawiąc się w zmianę rytmu biegu. Pomogło o dziwo i znowu mozolnie dreptam na podbiegach i odpoczywam na zbiegach. Gdy mijam oznakowanie 20 kilometra uśmiecham się do siebie. Wiem, że tym razem się udało! Jeszcze minuta, dwie i finisz. Czas 1:56:30 to wynik lepszy o ponad 6 i pół minut od dotychczasowej życiówki. Jest radocha z biegania!!! Na koniec słowo o organizacji biegu. Mariusz Niziński stara się robić w Łomży fajną imprezę i w pełni mu się to udaje. To jedna z sympatyczniejszych imprez na jakich byłem!!!
na fotce ostatnie metry mojego biegu
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marysieńka (2009-09-07,16:03): Gratuluję życióweczki...Mam pytanko....czy dobrze policzyłeś pętle...a może z ich długością się pomyliłeś??
:)) ZBYSZEK1970 (2009-09-07,21:21): Heh, no cóż liczenie to mój zawód. W Łomży trasa jest tak poprowadzona, że trzeba przebiec 3 całe kółeczka i większośc czwartejgo. Dziękuję za gratulacje i mam nadzieję, że ta życiówka długo się nie utrzyma:-))) Pozdrawiam Isle del Force (2009-09-07,22:46): No i kto tu szaleje z wynikami?. Gratulacje, wreszcie zaczynasz pokazywać swoje możliwości (na teraz 65%). Marysieńka (2009-09-07,23:14): Sorki...to ja nie doczytałam....tak jak należy:)))
|