2009-08-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 54 dni. (czytano: 298 razy)
Czas biegnie nieubłaganie. Dawno nie pisałem ale to dlatego, że jakoś tak oklapły mi skrzydła :( W zeszłym roku przed debiutem w półmaratonie też miałem takie chwile słabości, zniechęcenia i ogólnej niechęci do wszystkiego. Niestety w tym roku też to powróciło a co gorsze odbiło sie to na moich "treningach". Brak motywacji i zaangażowania podczas "człapania", szukanie okazji do tego aby nie założyć butów i nie wyjść. A to zmęczenie dniem poprzednim, a to pogoda fatalna albo prześpie się i wyjdę wieczorem-oczywiście nie wyszedłem. Dodatkowo dobił mnie start w Opolu-fakt, że nie lubie biegać podczas upału ale jakoś nie miałem "walczaka". W ostatnią sobotę postanowiłem wystartować w Jaworznie.
Tydzień wcześniej czułem poprawę samopoczucia i powrót chęci do biegania. W tygodniu poprzedzającym widziałem "powrót" mojego organizmu do "normalności" dlatego postanowiłem do Jaworzna pojechać na rowerze. Niby nie jest to daleko (17km) ale znowu Słonko zaczęło sie rozkręcać i temperaturka wzrastała. Na miejsce dojechałem po godzinie. Ludziska już się zbierali a prowadzący zawody przedstawiał sylwetkę "bosego biegacza" :) Dzięki temu Paweł miał chyba niezłą reklamę. W oczekiwaniu na start czas spędziłem na hali sportowej bo było to chyba jedyne miejsce gdzie było chłodno. Wcześniej spotkałem Tomka, Wiesię, Darka, Mariana, Rafała, Jarka, Iwonę i Jaśka a około 15ej przyjechał Jacek z Basią. Zostawiłem plecaczek z kaskiem rowerowym u Jacka w samochodzie i poszliśmy zrobić rozgrzewkę i zdjęcie na tle banera Truchtacza. Na lini startu ustawiłem się jak zawsze w połowie stawki i oczekiwłaem na start. Zaraz po starcie usłyszeliśmy uderzenia w bębny i wtedy przebiegła mi myśl, żebym nie czuł się jak niewolnik zakuty w kajdany na wielkiej galerze. I tak sie stało. Z kilometra na kilometr czułem, że będzie coraz ciężej. Słonko grzało a górki dawały wycisk po nogach. Pomimo tego, biegnąc, byłem pod wrażeniem organizacji tego biegu. Co kilometr rozstawiona tablica z kolejnym oznaczeniem przebiegniętego dystansu a na odwrocie tablicy napis: "Kierowco prosimy o 40". Wzdłuż trasy stali wolontariusze w odblaskowych, żółtych kamizelkach i jednoznacznym gestem wskazywali kierunek biegu. Policjanci szczelnie oddzielali biegaczy od ruchu samochodowego, który w okolicach wylotowych z Jaworzna był dość duży. Kibiców może nie było jakoś oszałamiająco dużo ale Ci którzy przyszli, gorąco wszystkich dopingowali okrzykami i oklaskami. Walczyłem ze sobą, podbiegami, słońcem i kilometrami. Dzięki wodzie ze strażackiego samochodu jak i ludziom, którzy rozdawali gąbki mogłem biec. Może tempo nie było oszałamiające ale biegłem. W połowie trasy, po nawrocie myślałem, że będzie już lepiej. "Z górki" jednak nie było. Wręcz odwrotnie. Było "pod górkę" a w zasadzie "pod GÓRĘ". Co jakiś czas przemykał obok mnie samochód ze służbami medycznymi a ratownicy jakoś dziwnie mnie obserwowali :) Szukali swojej "ofiary" aby mogli pomóc. W Opolu widziałem jak biegacze padali z przegrzania a ja w Jaworznie nie miałem ochoty ich naśladować. Dlatego zbliżając sie do mety walczyłem o każdy metr biegu i naprawdę pod koniec myślałem tylko o mecie. Tydzień wcześniej przebiegłem 15km bez problemu ale to było na płaskiej trasie. Gdzieś około 14km stał chłopak i polewał wszystkich wodą z węża ogrodowego-DZIĘKI CI KOLEGO!! Dotrwałem! Kilkadziesiąt metrów przed metą znowu bębny a w mojej głowie przepływ turbulentny myśli z dodatkiem zawirowań wizualnych przed oczami. Gdy zobaczyłem metę usłyszałem głośny doping przyjaciół z Truchtacza ale pomimo tego, że chciałem przyspieszyć na finiszu to moje nogi powiedziały-NIE!
Dotoczyłem się na metę. Padłem jak kamień na trawę i prawie gryzłem ziemię. Dobrze, że chociaż wyłączyłem stoper ale oczywiście zapomniałem o "schłodzeniu" i zastanawiałem się po co ja to robię? Wszyscy dookoła zadowoleni, uśmiechnięci, radośni a ja zajechany. Nie szukałem wtedy przyczyny tak słabego biegu. Nie szukałem bo nie miałem ochoty już na bieganie. Ten bieg w Jaworznie jak i poprzedni w Opolu nie dały mi tej radości co inne biegi.
Zmęczenie materiału? Sam nie wiem. Progresywna regresja.
Później zjedliśmy posiłek regeneracyjny i w oczekiwaniu na rozdawanie nagród i losowanie zrobiliśmy kilka fotek. Popmimo tego, że starałem sie robić dobrą minę to i tak siedziało we mnie przekonanie o zakończeniu mojej krótkiej "kariery" biegacza amatora. Cóż przebiegłem półmaraton to mi wystarczy większymi dystansami niech cieszą się inni.
Z losowania nagród dla biegaczy zrezygnowałem bo przecież jeszcze musiałem dojechać do domu na rowerze. Więc pożegnałem sie ładnie ze wszystkimi, rzuciłem jeszcze okiem na tłum ludzi-biegaczy, którzy wraz z rodzinami i znajomymi czekali na losowanie nagród i pojechałem do domu. Droga jakoś tak mi zleciała szybko chociaż jechałem powoli a po powrocie wskoczyłem pod prysznic. Siedziałem tam dosyć długo delektując się szumem wody i uczuciem ulgi jaką mi przynosi. Poszedłem spać. Byłem naprawdę zmęczony, zniechęcony i wcale sie nie martwiłem tym, że nie będę już biegał. Miałem TO gdzieś!!
Rano następnego dnia obudził mnie Gandalf, który jak zawsze rono domaga się jedzonka. Więc nakarmiłem "łobuza" i po śniadaniu postanowiłem się przejść z aparatem i zrobić kilka fotek. W przedpokoju natrafiłem na pozostawione w nieładzie buty do biegania. Takie samotne, smutne i szare. Patrząc na nie miałem wrażenie, że chcą mnie przeprosić za to, że nie są siedmiomilowe i nie dały mi siły do ukończenia tej piętnastki w dobrym stylu. Dwie godzinki snułem sie po rozgrzanym, betonowo-asfaltowym mieście i robiłem nieprzemyślane fotki. Trzaskałem migawka tu i tam. NIe myślałem o niczym i wtedy zobaczyłem........
W oddali dostrzegłem starszego pana, który truchcikiem pokonywał kolejne metry parkowej alejki. Zobaczyłem w nim samego siebie u schyłku swojego czasu. Zobaczyłem wszystkich moich biegowych przyjaciół, którzy z uśmiechem na ustach pokonują kolejne piątki, dyszki, pietnastki, połówki i maratony. Którzy cieszą się życiem i tym co daje im bieganie.
Wróciłem szybko do domu, położyłem buty na swoim miejscu. Wracała mi wiara. Wiara w to, że jednak warto biegać. Przypomniałem sobie wtedy to co kiedyś mi mówiliście: "bieganie jest jak nałóg-wciąga i nie ma od niego ucieczki!".
Co zrobiłem wieszorem? :D Chyba nie muszę pisać! :D
Buty były na nogach a stoper odmierzał czas. :D
Nawet jeśli 42km pokonają mnie tak jak w Jaworznie pokonało mnie 15km to będę walczył z nimi i biegał aż to ja będę zwycięzcą. Nie ma innej opcji.
"Niemożliwe to tylko wielkie słowa rzucone na wiatr przez maluczkich, którzy godzą się z naturalną koleją rzeczy, zamiast wykrzesać siłę, by ją zmienić. Niemożliwe to nie fakt. To jedynie opinia. Niemożliwe to nie deklaracja. To wyzwanie. Niemożliwe to potencjał możliwości. Niemożliwe jest chwilowe. NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE."
Haile Gebrselassie
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Asmaen (2009-08-04,13:53): Tomku, tak właśnie sobie też pomyślałem :) Marysieńka (2009-08-04,13:55): Grzesiu...nie bądź jak ja..znaczy jak babunia.."stara i marudna".... Jesteś młody zdrowy...nie narzekaj, nie marudź tylko zbieraj "tyłek w troki" i biegaj...nie szukaj taniego usprawiedliwienia....dla własnego...czyżby lenistwa???
Zobaczysz, jaki wynik w maratonie "wykręcisz".i nie jest Tobie potrzebny żaden plan treningowy..bo to nic innego jak "reżim"...wystarczy, że bieganie sprawiać Tobie będze radość...bo przecież o to chodzi w tym naszym bieganiu....by czuć zadowolenie i satysfakcję...Trzymam kciuki:)) Asmaen (2009-08-04,14:03): Marysiu, juz mi lepiej. Dzisiaj rano założyłem buciki bez problemu i z radościa zrobiłem to co miałem zrobić. Jak zawsze dzięki za słowa, które mnie dodatkowo dopingują :) Katan (2009-08-04,15:15): Każdy ma jakieś załamki, ale trzeba z nimi walczyć. Nie zmieni się całego swojego życia w tydzień, trzeba zmiany robić powoli - jedną po drugiej. Tak samo jest z treningami, lepiej na początku wolniej aby było później szybciej. Grzegorz masz jeszcze sporo biegów do pokonania, z których będziesz bardzo zadowolony i jeszcze parę które nauczą cie pokory. W mom prypadku tylko 2 maratony pobiegłem mądrze, a pozostałe 4 popełniłem błędy i zbyt mocno zacząłem i zostałem mocno skarany. Ale się nie podaje i ty też się nie poddawaj. Tylko zakładaj buty i powoli do przodu. Asmaen (2009-08-04,15:56): Dzięki Tomku za te słowa. Dzięki takim ludziom jak Ty biegacze mniej doświadczeni, pomimo porażek nadal wierzą, że będą lepsi i cieszą się z biegania tak mocno jak zaczynali. :) Asmaen (2009-08-04,16:00): Dzisiaj już wiele ciepłych słów usłyszałem, które utwierdziły mnie w kontynuowaniu biegania dla przyjemności. Usłyszałem te słowa od zawodowców, amatorów i wcale nie związanych osób z bieganiem. DZIĘKI WAM WSZYSTKIM :)
|