2009-07-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XIX Międzynarodowy Bieg po Plaży w Jarosławcu (05.07.2009) (czytano: 177 razy)
Niedziela 5 lipca 2009. O godzinie 9.00 wyjeżdżamy w Wici do Jarosławca. W Jarosławcu jak przewidywaliśmy pozamykano już część dróg, więc przebijamy się jakimiś dróżkami w okolice latarni morskiej. Tutaj z trudem znajdujemy miejsce parkingowe. Jest jeszcze sporo czasu, więc robimy mały spacerek po miasteczku. Jarosławiec żyje biegiem – nie widziałem tu jeszcze tylu ludzi. Wracamy na parking gdzie przebieram się przy samochodzie. Chwilę potem wpadam na ulicy na Adasia (maniak1984), chwilę rozmawiamy. Naprawdę fajnie jest spotkać w jednym miejscu tylu znajomych! Ok. 10.20 żegnam rodzinkę, która udaje się na trasę (plażę) i truchtam w okolicę startu. Spotykam kolejnych znajomych. Tuż przed startem spiker ogłasza, że właśnie padł rekord frekwencji Jarosławieckiego biegu i wynosi 628 biegnących osób. Pogoda jest dobra do biegania – nie za ciepło z lekkim wietrzykiem. Ustawiam się pod koniec stawki i obserwuję zmagania organizatorów z przesunięciem biegaczy za linię startową. Gdy zabiegi te udają się w końcu mamy kilka minut opóźnienia. Start! Ruszamy ulicą Nadmorską żegnani przez kibiców. Za chwilę skręt w ulice Bałtycką, na której wspaniale kibicują nam zorganizowane grupy kolonistów i obozowiczów. Zrobiło się naprawdę miło. Po kilku minutach biegu skręcamy na leśny dukt i biegniemy wzdłuż kanału pokonując łagodne zakręty. Szkoda, że tutaj nie było żadnego fotografa. Przede mną piękny widok – sznur zawodników biegnących brzegiem kanałku i ich kolorowe odbicia w wodzie. Tu warto zaczaić się za rok z aparatem!!! Z takimi myślami wpadam na plażę. Lekki północno zachodni wiatr nie przeszkadza za bardzo, choć tradycyjnie wieje w twarz. Po 3 kilometrach mijamy przystań rybacką z malowniczymi kutrami. Towarzyszy nam nieustanny doping plażowiczów. Widzę żonę i dzieciaki i macham im ręką. Po chwili ostrożnie wbiegamy na betonową opaskę (wał ochronny) i gęsiego przez kilkaset metrów truchtając po niej odpoczywamy od piasku. Jeszcze z suchymi butami biegnie mi się naprawdę dobrze. Po 4 kilometrze wał kończy się i powracamy na piasek. Staram się trzymać kilku osób, co nie jest łatwe bo momentami fale zaskakują grupę i docierają do naszych nóg. Boję się o swoją stopę, na której jest całkiem spora rana a mokre już obuwie i skarpetki nie wróżą jej nic dobrego. Cały czas biegnę za zawodnikiem KM UMK Toruń. Po 5 kilometrze na plaży czeka na nas punkt z wodą. Biorę kubeczek, piję dwa łyki i dalej walczę z piaskiem. Gdzieś koło 7km zawodnik z Torunia słabnie i staram się biec sam własnym tempem. Po chwili wyprzedza mnie Adaś. Jestem pełen podziwu dla jego kondycji, dzień wcześniej biegał w Ciechanowie a tu, w tych trudnych warunkach nie widać po nim najmniejszych oznak zmęczenia zawodami i podróżą. Pozostaje mi walczyć dalej. Kilka minut później mijam tabliczkę z cyferką 8. To tu rok temu leżałem sobie na kocyku dopingując biegaczy. Mijając to oznaczenie uśmiecham się do siebie – warto było zacząć biegać. Naprawdę W A R T O !!!
Jeszcze chwilka i jesteśmy na plaży w Wiciach. Jakiś kibic odpala petardę hukową na cześć biegaczy. I znowu głośny doping! Witam się ze znajomym ratownikiem (szkoda, ze nie mógł pobiec, ale wiadomo obowiązki). Za parawanami widzę znajome twarze ludzi wspólnie wypoczywających z nami w Wiciach. Doping jeszcze większy! Ostatnie metry plaży i podbieg po głębokim piasku. Niby tylko 30 metrów, ale nie próbuję tu biec. Idę, znam to miejsce i założyłem sobie, że nawet nie będę próbował tracić tu sił. Na szczycie podbiegu jeden z sędziów spisuje numery biegaczy, tak na wszelki wypadek bo zdarzały się już przypadki podczas wcześniejszych biegów, że niektórzy skracali sobie drogę przez wydmy. Zbiegam po chodniku i skręcam na dukt leśny. Tutaj przy OW Na Wydmach dziesiątki dzieci bije się wręcz by podać zawodnikom kubeczki z wodą. Dzięki nim punkt ten działa nadzwyczaj sprawnie. 10 km (głównie po plaży) za mną – czas 0:58:00. Nie jest źle jak na mnie. Mijam za chwile Adasia. Miał upadek i zranił się w rękę. Szkoda, bo miał szansę na znacznie lepszy czas. Adam potrafi jednak zaimponować. Pozbierał się szybko i już po chwili biegniemy razem. Po ok. 100 metrach mogę już tylko oglądać Jego plecy. Jestem pełen podziwu. Po 12 km już wiem, że nie dam rady przybiec poniżej 1:30. Stopa boli coraz bardziej, a do tego (pomimo zjedzenia batonika) czuję się tak jakby ktoś odciął mi zasilanie. Walczę, ale jest ciężko. I nawet strażacy zraszający wodą zawodników nie wzbudzają mojego entuzjazmu. Ostatni lekki podbieg i już jesteśmy w Jarosławcu na ulicy Bałtyckiej. Znowu kibice – to naprawdę pomaga! Kilkaset metrów i ostatni zakręt w ulicę Nadmorską. Widzę metę i zdobywam się na finisz. 1:31:41 i 491 miejsce na 623 osoby które ukończyły ten bieg. Dostaję piękny medal (choć z błędem w dacie). Jestem zadowolony – może nie z wyniku, ale z tego, że ukończyłem ten bieg. Na mecie witam się z Marysieńką - która okazuje się – jest nie tylko doskonałą biegaczką, ale też przesympatyczną osobą. Rozmawiamy krótko, przedstawiam Marysi moją rodzinkę i uciekam do samochodu przebrać się w coś suchego. Wracamy na dekorację i oklaskujemy najlepszych w XIX Międzynarodowym Biegu po Plaży. Po zakończeniu ceremonii wracamy do Wici a ja wiem, że za rok musze tu wrócic.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2009-07-15,18:20): Za rok rewanżyk, będzie 1:18:04. ZBYSZEK1970 (2009-07-15,20:56): Już zarezerwowałem sobie urlop na 2010 w terminie XX MBpP. Mam nadzieję na 1:20:00. Nadzieje nie są bezpodstawne, bo w środę po biegu przebiegłem tą samą trasę (i nie korzystałem z zajętej przez turystów betonowej opaski) w 1:19:50. Oczywiście inne warunki itp. ale warto za rok powalczyc. Pozdrawiam.
|