2009-02-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Raners haj (czytano: 433 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=NUT07eZoXPw&feature=related
Kilka razy zdarzyło mi się doświadczyć szczególnego stanu ekscytacji podczas biegania lub też szczególnej jasności umysłu. Nie wiem czym jest "runner's high", ale sądzę że poruszamy się właśnie w tych okolicach. Długo nie wpisywałem tutaj nic i z kronikarskiego obowiązku odnotuję - przed głównym opisem - że wszystko idzie super. Nie opuszczam treningów, biegam i ćwiczę trochę po bieganiu. Czuję nadchodzącą moc, a przyda się - bo zapisałem się na sobotni Stoczek Łukowski oraz Silesia Marathon - jeszcze jakoś zwlekam z zapisaniem się na Półmaraton Warszawski, ale nadrobię w nadchodzącym tygodniu. W każdym razie do rzecz.
Może moje przeżycie związane było z całym przebiegiem dnia, a możne nawet tygodnia, bo do soboty załatwiłem masę spraw i podchodziłem do weekendu z w miarę czystym kontem. Zaczęło się od dość dobrze przespanej nocy, co przy niemowlaku jest rzadkością. Potem wstałem, zjadłem śniadanie i wziąłem się za planowane od kilku tygodni porządki na regale z książkami oraz regale z płytami - kurz, przekładanie półek, układanie książek. Posprzątałem również w innych miejscach domu i odprężony w ten sposób ;-) wyszedłem biegać. Założyłem, że moja "zabawa biegowa" może po prostu zamienić się w wolne wybieganie - na zewnątrz masa śniegu i cały czas pada. Na dobiegu do lasu (2,8 km) byłem tego niemal pewien, jednak po 2 km postanowiłem - próbujemy - i zgodnie z planem zacząłem biec w tempie 4:50 *no może trochę szybciej. Kiedy po 800 metrach wpadłem na leśną drogę oniemiałem - piękno samo w sobie - czysty śnieg, białe drzewa. Jakby tego było mało w słuchawkach poleciała jakaś aria operowa. I w tym momencie doświadczyłem po prostu uniesienia. Kilkadziesiąt sekund, może minuta - dwie gdy czujesz się absolutnie pełny i szczęśliwy.
Skąd aria spytacie? Ano przez przypadek. Wgrałem sobie kilkupłytowe (chyba fanowskie) wydawnictwo pn. Nieoficjalna ścieżka dźwiękowa do serialu "The Sopranos". I to wydawnictwo przyniosło mi nieoczekiwanie jeszcze jeden piękny moment - kończyłem właśnie ostatni, kilometrowy szybki odcinek w mojej zabawie, który miałem pobiec w 4L15 - do "mety" przy leśnym szlabanie ok. 200 metrów, a ze słuchawek wysącza mi się początek czołówki "Woke up this morning..." Kocham ten numer, więc znów szczęście i mimo, iż raczej pod wiatr i ze śniegiem na twarzy przyspieszyłem i zamknąłem odcinek średnim tempem 4:05.
Nie wiem czym jest "runner's high", ale wiem za jakie chwile lubię biegać 5 razy w tygodniu ;-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |