2009-01-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Paradoksy (czytano: 605 razy)
Coś dziwnego jest w tym bieganiu...
Nawet dla takiego "wolnego biegacza" jak ja, bieganie jeśli się nim choćby bawić, cieszy i poprawia samopoczucie. Z drugiej strony, jako zupełny amator, co raz doświadczam braku motywacji, zniechęcenia, drobnych kontuzji, które wybijają z rytmu i po dłuższej przerwie dochodzę do wniosku "ależ to bieganie nudne".
Ranek, zeszłej soboty - podczas spaceru z żoną i synkiem tak właśnie sobie pomyślałem, gdy zobaczyłem dwóch biegających panów w kółko po pętli na parkingu służewieckich wyścigów konnych. A już w niedzielę ruszyło mnie - sam wyciągnąłem buty i poleciałem "kontrolne" kółeczko. No i znów trybik zaskoczył. Najpierw pomyślałem o niezobowiązującym joggingu w wolnym czasie, a teraz kombinuję aby podciągnąć formę na półmaraton a potem... Marzy mi się NY marathon, a jest cień szansy, że jesienią polecimy do teścia do NY.
Miało być o paradoksach, więc już piszę dalej - dziś pogoda raczej nie zachęcająca do wyjścia z domu, nie za ciepło, wilgotno i z nieba leci, ni to mrzawka, ni śnieżek, a okazuje się, że były to właśnie świetne warunki ku przebieżce. Nie chlapie nic spod kół jak to jest z rowerkiem, sprzęt się nie uwala w błocie, a te człapnięcia w kałużę to nawet przyjemne...
Kwintesencją paradoksu biegania jednak był komentarz rzucony na widok mojej skromnej osoby w tunelu pod ul. Puławską przez młodzieńca, spośród grupki rówieśników: "zawsze chciałem tak biegać, ale mi się nie chciało". Właśnie tak! - pomyślałem, przecież bieganie od dawna mnie pociągało (podobnie motocykle, rowery i może jeszcze coś), ale jakoś się "nie chciało". Co ciekawe nawet jak się już trochę pobiega i posmakuje tej przyjemności, to zawsze znajdą się obiektywne lub subiektywne przeszkody i zręczne wymówki, aby poprostu się lenić i nie zorganizować tych 30 minut w ciągu dnia/wieczoru aby się "przelecieć". A to na prawdę najmniej wymagająca forma ruchu...
Tyle mędrkowania, zobaczymy na ile starczy mi zapału i samodyscypliny oraz dobrej organizacji w tym sezonie. Poziom mój - zupełnie nie sportowy - nie napawa nadzieją na wyniki, jednak sam udział i osiągnięcie mety w paru imprezach będzie sukcesem, więc na razie czekają mnie dwa miesiące pracy na udział w Półmaratonie Warszawskim. A dalej zobaczymy... Byle znów nie kopnąć w fotel - jak dzień przed Biegiem Niepodległości 2008, w którym tak chciałem startować.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |