Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 270 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


IV Bieg Odlewnika - Wręczyca
Autor: Jerzy Skarżyński
Data : 2004-07-04

Za najbardziej intratny bieg w Polsce na dystansie do 10 km uchodzi ostatnimi laty Bieg Św. Dominika organizowany w Gdańsku podczas słynnego Jarmarku Dominikańskiego. Zwycięzca może tam zainkasować nawet ok. 4 tys. złotych.

Organizatorzy biegu we Wręczycy, podczęstochowskiej wiosce, zaoferowali pierwszemu na mecie 4. edycji Biegu Odlewnika 5 tysięcy, a najlepszej kobiecie 2 tysiące złotych. To wystarczyło, by na starcie stanęła czołówka polskich długodystansowców. Nie zabrakło wśród nich olimpijczyka na Ateny – maratończyka Michała Bartoszaka. Jego udział, a także Piotra Gładkiego, olimpijczyka z Sydney, aktualnego rekordzisty Polski w półmaratonie, był o tyle „usprawiedliwiony”, że obaj w tym sezonie reprezentują barwy miejscowego Uczniowskiego Klubu Sportowego BIEGUS. Chcieli pobiec „u siebie” i dobrze się tu zaprezentować!

Wśród kobiet sytuacja okazała się kuriozalna. Jeszcze w przeddzień biegu mówiło się, że żadna z polskich olimpijek nie zjawi się jednak na starcie. Ostatecznie i Grażyna Syrek, która przyjechała tu prosto z obozu przygotowawczego w Szwajcarii, i Małgorzata Sobańska, która w ostatniej chwili zmieniła plany, spotkały się na wręczyckim stadionie! Jeśli dodać do tej pary Renatę Paradowską, Wiolettę Urygę i specjalistkę od biegów górskich – Izabelę Zatorską, trudno było innym dziewczynom wejść do pierwszej piątki.

Moja obecność na linii startu to przede wszystkim chęć pomocy moim podopiecznym, których trójka stanęła na starcie. Planowałem pobiec wraz z Agnieszką Gortel, którą prowadzę wirtualnie od pół roku (kontaktujemy się przez Internet). Trochę się ostatnio pogubiła, a moja obecność na trasie miała jej pomóc w „pozbieraniu” się. Zaplanowaliśmy „złamanie” 36 minut. To była zaczarowana dla niej, magiczna bariera, którą - w mojej ocenie - powinna była wreszcie pokonać.

Znana wśród długodystansowców zasada mówi, że im gorsza pogoda dla kibiców, tym lepsza dla biegaczy. Zaczęło padać tuż przed 15:00, gdy na starcie pojawili się pierwsi uczestnicy, przedszkolaki na dystansie 50 m. Licznie zgromadzonym kibicom przydały się parasole i namioty, których mnóstwo rozstawionych było na wręczyckim stadionie. Uczestnicy zawodów walczyli o nagrody i medale w strugach deszczu, ale to dystans, a nie pogoda był ich przeciwnikiem. W oczekiwaniu na bieg główny zawsze obserwuję walkę dzieci i młodzieży. Czasami to ich pierwsze biegi w życiu. Od atmosfery na imprezie zależy często ich biegowe być, albo nie być. Wystarczy przyglądać się im podczas biegu i za metą, by znaleźć prawdziwe diamenty. Co ważne, szanse na sportowy rozwój ma jeszcze każdy, nie tylko zwycięzcy. Jeśli pokonani są ambitni, lubią rywalizację i trafią na dobrego trenera, nie są straceni dla biegania. Można z nich wykrzesać wiele. Starty młodzieży od zawsze wprawiały mnie w osłupienie! „Ależ oni zasuwają! Czy ja też tak szybko ruszam od startu?” – pytam zwykle siebie, zaskoczony sprinterskim niemal tempem ich początkowych kilkudziesięciu metrów. Myślę, że biegnę jeszcze szybciej, ale adrenalina robi swoje, zupełnie tego nie czuję.

Im bliższa była pora rozpoczęcia rozgrzewki, tym bliższy byłem... rezygnacji z biegu! Deszcz się wzmagał, ale mój... strach przed biegiem także! „Dasz sobie radę beze mnie. To trzy pętle. Będę Ci dopingował z pozycji kibica. To wystarczy.” – przekonywałem Agnieszkę. „Trenerze, bez trenera mój start nie ma sensu. Nie powalczę.” – niemal błagała. Chcąc nie chcąc wyszliśmy na rozgrzewkę. I w tym momencie wszelkie dywagacje zostały ucięte. Ciekawe, że biegając już ponad 30 lat niemal zawsze przeżywam takie chwile zwątpienia przed biegiem. Wszystko znika właśnie z chwilą wyjścia na rozgrzewkę! I wiem, że bez tego niepokoju mój wynik byłby słabszy. Strach pobudza organizm do pracy na wyższych obrotach. Nie trzeba się więc bać... strachu!

Poprzednia edycja Biegu Odlewnika odbyła się w pobliskim Kłobucku, więc mieszkańcy Wręczycy nie są jeszcze przyzwyczajeni do widoku biegaczy na ulicach. Gdy po kilkunastominutowym biegu rozgrzewającym zatrzymaliśmy się przy bramie niewielkiego domu by zrobić gimnastykę rozciągającą, niesamowite wrażenie zrobiło na mnie to, że jego domowniczki, trzymając w rękach jakiegoś niemowlaka, z pasją pokazywali mu zawodników. Pewnie po raz pierwszy w życiu usłyszał wtedy słowa „biegacze”, „zawody”, „bieg”. Niech się przyzwyczaja! Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Na starcie biegu głównego tłum – prawie 400 uczestników – rekord frekwencji. Gdy kiedyś biegałem zawodowo miałem swoje cele: wygrać, zająć wysokie miejsce, poprawić rekord życiowy, zdobyć nagrodę. Tłum biegnący za mną, a biegałem w kilkudziesięciotysięcznych „tłumach”, był dodatkiem do „mojego” biegu. Dopiero po latach od zakończenia kariery wyczynowej, gdy jestem już elementem tego „tłumu” przekonałem się, że walka toczy się nie tylko o zwycięstwo. KAŻDY z biegaczy ma swój cel i walczy o jego zrealizowanie. Bezmyślni nie biegają. Podczas biegu trzeba myśleć! Tego dnia moim celem było pomóc Agnieszce w złamaniu 36 minut! To średnio 3:36/km.

Zaczęła – tak jak przypuszczałem - za szybko. Mimo moich okrzyków, by zwolniła mieliśmy na pierwszym kilometrze 3:24. Bałem się, że to koniec marzeń o zrealizowaniu planu. Jednak potem wyrównaliśmy tempo na pożądanym poziomie, tracąc trochę na dość długim, szutrowym podbiegu. Agnieszka słabo pracowała na nim rękami, więc tempo spadało. Biegłem w roli „profesora”, który co chwilę strofuje, a ściślej uczy prawidłowych zachowań na różnych odcinkach trasy. Na szczęście Agnieszka potrzebowała i chciała, bym w tej roli wystąpił. Karnie starała się realizować moje wskazówki: skracała minimalnie krok na podbiegu, silniej pracowała wtedy rękami, rozluźniała się na zbiegu, wymieniała co kilkaset metrów powietrze zalegające, itd. Na 500 metrów przed metą „kazałem” jej finiszować. Poderwała się, choć jak potem powiedziała, gdyby nie to polecenie, kończyłaby bieg bez finiszu. Na mecie miała... 35:56! Plan wykonany! Z tym wynikiem zajęła dopiero 12. miejsce. Żałowała, że aż 4 dziewczyny miała przed sobą w „odległości” 11 sekund. Za rok pobiegnie tu poniżej 35 minut. O ile wyeliminuje błędy, które „wykryłem” podczas wspólnego biegu.
Rywalizacja o zwycięstwo zakończyła się sukcesem Gładkiego (29:31), który nieznacznie, ale pewnie pokonał Białorusina Gapiejenkę. Wprawdzie na mecie Gładki był kilka sekund za biegaczem z Ukrainy, ale jeszcze przed biegiem został on (i jego dwa rodacy) przez organizatorów poinformowany, że jest w tej imprezie uważany za persona non grata, i nawet jeśli wystartuje nie zostanie sklasyfikowany. I tak się stało! Na nic zdały się protesty jego polskiego menedżera.

Bartoszaka, będącego w toku przygotowań do igrzysk, wyprzedził jeszcze Zblewski, ale był bardzo zadowolony z wyniku. „Szczyt formy planuję na koniec sierpnia.” – skwitował krótko zajęcie „tylko” czwartego miejsca.
Syrek pobiegła „na zwycięstwo”. I mimo zmęczenia podróżą wykonała plan. Wygrała pewnie (33:47, 28. miejsce w klasyfikacji generalnej), choć jej najgroź

niejszą rywalką okazała się nie Sobańska, ale bardzo skuteczna w takich imprezach Zatorska. Sobańska potraktowała swój start jako etap przygotowań do olimpijskiego maratonu - była siódma, prawie 1,5 minuty za Syrek. Jednak jest pewne, że na słynnej trasie z Maratonu do Aten będzie walczyła o miejsce w pierwszej dziesiątce najlepszych na świecie.
Niezwykle pasjonującą walkę stoczyli weterani w kategorii 40-49 lat. Litwin Kundrotas (31:49, 13. miejsce w klasyfikacji generalnej) tylko o 2 sekundy pokonał Więckowskiego, a o 3 sekundy zawodnika miejscowego UKS BIEGUS - Zbyszka Błaszczyka. Bardzo skuteczny Jurek Kulczyk, który przyjechał z dalekiego Tychowa, dość niespodziewanie nie stanął nawet na podium! Wynik 32:00 nie wystarczył, by zainkasować nagrodę w tej kategorii wiekowej.

Daleka i męcząca podróż Szczecinianina Jurka Świateckiego (całonocna jazda pociągiem!) na szczęście zakończyła się sukcesem. W kategorii 60-69 lat zajął trzecie miejsce.

Czy Wręczyca „zagrozi” kiedyś Biegowi Dominikańskiemu? Nie taki był pomysł organizatorów, fundującym czołówce najwyższe nagrody w Polsce na takim dystansie. „Nie o taką rywalizację chodzi.” – stwierdził dyrektor i główny pomysłodawca biegu – Wiesław Kulej. „Dzięki imprezie, sponsorom i pomocy miejscowych władz stadion dorobił się pięknej zadaszonej sceny, którą można wykorzystywać na inne imprezy, a także wyremontowano przystadionowe obiekty. Zorganizowaliśmy też I Mistrzostwa Polski Hutników, a mieszkańcy Wręczycy mogli być świadkami rywalizacji na wysokim poziomie sportowym. Bartoszaka, Syrek i Sobańską będą w sierpniu podziwiali w telewizyjnych relacjach z olimpijskich maratonów. Tu mieli okazję ich poznać, więc będą za nich mocno trzymali kciuki.” – dodał. To nie jedyne sukcesy imprezy. Wpisowe zawodników w całości przekazano dla Domu Sierot w Kłobucku (2 500 zł) i dla wręczyckiego przedszkola (950 zł). To wcale nie standardowy rozdział pozyskanych środków!

Mało kto wie, że pełna nazwa wsi Wręczyca brzmi... Wręczyca Wielka. Coś w tym jest!

Jerzy Skarżyński



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
Tyberiusz
20:49
romelos
20:43
czeper
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |