Kiedyś w czasie treningu zapytałem Janka, czy pamięta jak było na biegu w Stoczku Łukowskim w 2002 roku. Pojechaliśmy tam wtedy z Crossu we trzech i Janek. Powiedział, że oczywiście pamięta, bardzo fajna impreza, sympatyczna, dobrze zorganizowana, grono takie kameralne. Podchwyciłem temat i mówię, że chętnie bym tam w tym roku pojechał. Janek podał mi telefon, zadzwoniłem w poniedziałek w tygodniu poprzedzającym bieg. Od razu mnie tam sobie przypomniano. Powiedziałem, że jest taka dosyć szczególna sytuacja. Chciałbym przyjechać z jeszcze jednym słabo widzącym kolegą. Czy byłaby możliwość zorganizowania nam na miejscu dwóch pilotów? Rozmawiający ze mną pan od razu odpowiedział, że tak, jak najbardziej, nie ma problemu, ma pan to załatwione. Zresztą dobrze, bo miałem wtedy porządną chrypę i nie mogłem długo rozmawiać.
Chyba jakoś wyjątkowo bardzo chciałem tam pojechać. Wspomnę, że urodziłem się osiem kilometrów od Stoczka Łukowskiego, ale rzadko teraz bywam w tych stronach. Teraz miałem okazję pojechać, byłem ciekawy co tam nowego, jak rozwija się miasteczko, jakie są tam problemy i jakie osiągnięcia, bo wiem że są osiągnięcia.
Umówiliśmy się w sobotę 14 lutego rano na stadionie z Jankiem Michalikiem, pojechaliśmy autobusem z dworca Warszawa Stadion, bez problemu dotarliśmy do Stoczka kilka minut po dziesiątej. Zaraz po wyjściu z autobusu mówię: „Panie Janie, idziemy tam, gdzie słychać muzykę, tam gdzie grają. Tam na pewno będą nas witać!”. No i tak zrobiliśmy. Zaraz ktoś się nami zaopiekował, poszliśmy do urzędu miasta, gdzie odbywały się zapisy. Młode, sympatyczne gimnazjalistki częstowały nas herbatą i kawą na zmianę, pan Jan opowiadał dowcipy, dziewczęta później się też rozgadały. Było bardzo miło i czas dwugodzinnego oczekiwania na start błyskawicznie nam zleciał. W pewnym momencie zacząłem się niepokoić, gdzie są piloci, bo jakoś nie zjawiali się. W końcu dotarli.
Moim pilotem-przewodnikiem był miejscowy nauczyciel, Przemek Dawidek. Od razu przeszliśmy na ty, żeby było prościej. Przemek pomógł mi w rozgrzewce, rozgrzewałem się dosyć intensywnie. Ostatnio mało biegałem i nie chciałem się nabawić jakiejś kontuzji. Maksymalnie, ile tylko mogłem, rozciągałem się, zaczęliśmy też robić przyspieszenia. Na początku okazało się, że jest mały problem: Przemek pierwszy raz prowadził kogoś niewidomego. Była to dla niego nowa sytuacja, bardzo był przejęty. Muszę przyznać, że bardzo się przykładał, dzięki czemu uniknąłem potem kilku potknięć. Miałem biec w ten sposób, że byłem przypięty do roweru, ewentualnie Przemek miał trzymać linkę, łatwiej wtedy jest mną manewrować. Kiedy zagrali „Grzmią pod Stoczkiem armaty” byłem już gotowy.
Ruszyliśmy kilka minut po dwunastej, trasa liczyła jakieś 11 200 metrów, trzy pętle. Na początku był asfalt z górki, potem lekki zakręt, zbieg i mocny zakręt w prawo. Następnie leśna droga pokryta śniegiem, biegnie się już trochę gorzej, początkowo płasko, potem zaczyna się górka. Przemek na moją prośbę cały czas opisuje mi co mijamy. Piękna okolica, staw, źródło z bardzo dobrą wodą, stadnina koni. Trasa biegu w dalszym ciągu urozmaicona, teren płaski, do zakrętu, z powrotem na asfalt. Tam już jest goło, można przyspieszyć. Zaczyna się zbieg na którym próbuję się rozpędzać. Momentami jest trochę ślisko, więc asekuruję się. Przed linią startu jest stromy, mocny podbieg. Potem zakręt w lewo, tu już jest płasko, słychać linię startu.
Na drugim okrążeniu zaczynam się trochę oszczędzać, nie przyspieszam. Warunki pogodowe są teraz bardzo ciężkie, wieje silny wiatr i pada śnieg, utrudniając bieg. Słyszę przed sobą kogoś biegnącego, Przemek mówi: „Spokojnie, załatwimy go”. Na podbiegu zostawiliśmy go, w zasięgu został nam jeszcze jeden biegacz, ale czekam na trzecie kółko. Okazało się jednak, że już przed trzecim okrążeniem go minęliśmy, chyba był to młody zawodnik, niedoświadczony. Tempo moje jednak było chyba dosyć słabe, na trzecim okrążeniu już mniej pytam, udaje mi się trafić w zakręt. Na ostatnim podbiegu jestem już porządnie zmęczony. Bardzo dobrze robi mi zmienność terenu, bo oprócz górek są przecież i zbiegi. Zauważyłem, że mi jest ciężko biec pod górę, ale niektórym rywalom chyba gorzej. W zasadzie nikogo nie minąłem na zbiegu tylko na podbiegu. Chyba jest mi trudno, szczególnie kiedy jestem zmęczony, rozluźniać się podczas zbiegania w dół. Do mety dobiegam w miarę świeży. Ukończyłem gdzieś w końcu stawki. Po starcie z zasadzie nikt mnie nie minął, ja zaś wyprzedziłem w czasie biegu trzech zawodników.
W trakcie biegu głównego odbywały się też inne biegi szkolne, spotkanie zakończeniowe odbywało się w szkole. W ogóle to był już czwarty bieg „Grzmią pod Stoczkiem armaty” organizowany przez urząd miasta i burmistrza. Okazuje się, że dzięki tym biegom Stoczek wiele zyskał. Przyjeżdża coraz więcej osób, mają nową halę. Podobało mi się duże zaangażowanie młodzieży szkolnej. Nawet sprawnie im szły zapisy i potem obsługa biegu. Uczestnicy spotkali się w szkole, zostaliśmy poczęstowani gorącym, bardzo dobrym obiadem, było dużo kompotu. Na zakończeniu jest kilkadziesiąt osób, poszło szybko i sprawnie, krótkie i rzeczowe przemówienia. Przypominano, że bieg zorganizwano w 173 rocznicę zwycięstwa gen. Józefa Dwernickiego nad Rosjanami. Jan Michalik, mój nauczyciel rosyjskiego ze szkoły średniej w Laskach, ja i kilka innych osób niepełnosprawnych otrzymaliśmy pamiątkowe medale. Do Warszawy wróciliśmy ze zwycięzcą biegu, Darkiem Wieczorkiem.
Ogółem wystartowało 51 osób, sklasyfikowano na mecie 49.
Najlepsze panie:
1. Małgorzata Jamróz, KS Warszawianka, 41:13
2. Olena Babenko, Warszawa, 52:11
3. Anna Chmielowiec, KB Galeria Warszawa, 54:55
Najlepsi panowie:
1. Dariusz Wieczorek, Legia Warszawa, 36:46
2. Wojciech Więckowski, Legia Warszawa, 37:44
3. Juliusz Ziółkowski, Pogoń Siedlce, 38:55
|