Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 379 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Święte miejsca sportu
Autor: KazimierzMusiałowski
Data : 2003-11-17

Kiedy płynie się do Volos w Grecji, na trawersie lewej burty mija się pola Marathonu. Na najwyższym pokładzie pelengowym jestem sam. Pracuje wyobraźnia. Podniosły nastrój, świętość. Port Volos, to połączenie Karpacza z Sopotem. Stoimy przy kei. Planuję, dokąd pobiegnę. Z lewej strony cumują łodzie rybackie. Trochę dalej jachty, na wprost piękny bulwar z kafeteriami. Wszystko odbija się w czystej wodzie. Biegam w różnych kierunkach. Pływam, opalam się, czekamy na ładunek. Na deser zostawiam sobie szczyt Macrynica, obłożony do połowy domami wczasowymi z tarasami. Wczesnym rankiem staruję. Dwie godziny biegnę, pusto, ostre słońce, coraz zimniej. To wysokość i osłabienie.

Odpoczywam w gaju oliwnym, stara Greczynka pasie kozy. Kalimera – pozdrawiam, daje mi wody. Biegnę coraz wolniej. Szczyt. Schronisko, wycieczki. Właściciel nie wierzy, że dobiegłem z dołu. To jest 28 km! Dlaczego ja tego nie wiedziałem. Tak oszukują góry i lornetka. Opłacało się. W dole miniaturowy raj. Obok hotelu bar ‘Beskid’. Wita mnie piłkarz ze Śląska. Żyje tutaj z żoną, pracują na swoim. Zapraszam na statek. Powrót już autobusem. Na dole ciepło, przyjemnie.

Montreal zawsze kojarzyłem z Radiem Canada. Aby jednak dopłynąć, trzeba zostawić po lewej burcie wyspę Anticosti. Piękna w kolorach kanadyjskiej jesieni. Mijamy Quebec, spatynowane dachy Parlamentu. Port Montreal. Cumujemy. Na wprost most, obok wysokościowce. Na prawo kopuła stadionu. Wieża, to jest przecież znicz olimpijski. Muszę tam być. Jest czas Bożego Narodzenia. Biegnę do polskiej parafii po opłatek. Młody ksiądz. Zaprasza na Pasterkę. Święta, czas na moją olimpiadę. Biegnę przez puste uliczki portowe. Siedem stopni mrozu. Na śniegu słychać każdy krok. Piękna aleja nazwana imieniem Pierre de Coubertin.

Jestem przy bramie. Bilet i cały obiekt jest mój. Stadion, teraz zakryty dachem. Trybuny, bieżnia, skocznie żyją w mej wyobraźni. Rok 1976 Olimpiada. Szmer na trybunach, zawodnicy walczą, sędziowie mierzą, słychać hymn. Jestem w środku tej walki, czuję ją. Obiegam główny stadion, potem mały, wieża. Wsiadam w windę. Patrzę. W dole obiekty olimpijskie, miasto, śnieg, rzeka św. Wawrzyńca. Nie koliduje to z małymi, drewnianymi domkami wioski olimpijskiej. Wracam na dół. Zastanawia mnie kilkadziesiąt flag narodowych. Tworzą koło. Jest polska. Tablice, nazwiska, Pyciak – Peciak, Wszoła, Szewińska. Ślusarski, Rybicki (...). to są złoci medaliści.

Dobrze, że można spotkać takie miejsca, jak te w wiosce olimpijskiej Montrealu.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Januszz
06:56
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |