To już moja trzecia wizyta biegowa w Zamościu. W roku 2000 biegłem tutaj jako uczestnik sztafety 24-godzinnej w zespole Grunwaldu 1411, a w 2002 roku po raz pierwszy uczestniczyłem w 4-Etapowym Biegu Pamięci Dzieci Zamojszczyzny. Debiut nie zakończył się kompletem zakończonych etapów ze względu na mój wyjazd w sobotę wieczorem razem z Tadkiem Rutą i Andrzejem Grzybałą na Mistrzostwa Polski w Półmaratonie w Pile... Tym razem postanowiłem sobie cel – zaliczyć wszystkie etapy w dobrej kondycji.
Szykowałem się do Zamościa solidnie od połowy czerwca – licznik treningowych kilometrów bił systematycznie. Niestety – pomimo szczególnej ostrożności – nabawiłem się kontuzji, która prawdopodobnie wykluczy moje wszystkie jesienne starty. Jak pech to pech, znowu Zamościa nie ukończę...
Ale tak czy inaczej postanowiłem pojechać na zawody – w końcu to wspaniałe wczasy dla biegacza – grono przyjaciół, wspaniała atmosfera, rynek, piwo, piękne kobiety ! Postawiłem przed sobą inny cel (już taki jestem, że cel muszę mieć jakiś przed sobą zawsze – inaczej się nudzę). Postanowiłem wykonać 1000 zdjęć – po 250 na każdy etap. Teoretycznie nic trudnego, ale znaleźć tysiąc obiektów do sfotografowania – jak się później okazało – nie wcale nie taka prosta sprawa !
Pierwsze, co mnie uderzyło po przyjeździe do hotelu to myśl: znowu tu jestem ! Poprzednie wizyty wykuły w moim sercu głęboki sentyment do tego miejsca, tego miasta, tej życzliwości i sympatyczności ludzi. Kresy wschodnie mają swoją niepowtarzalną atmosferę i markę – wiedzą o tym wszyscy ci, którzy startowali wzdłuż naszej wschodniej granicy – czy to w Kodniu, czy Korycinie czy w końcu w Zamościu.
W środę rano powoli w recepcji zaczęli stawiać się do weryfikacji zawodnicy – łącznie wystartowało ich w 1 etapie 134. Obowiązkowe piwo i wieczory w sali TV poświęcone dopingowaniu naszych zawodników podczas odbywających się właśnie Mistrzostw Świata w Lekkiej Atletyce Paryż 2003. Złoty medal i rekord świata Roberta Korzeniowskiego natychmiast dodał wszystkim biegaczom w Zamościu animuszu !
Do pierwszego etapu peleton biegaczy wyruszył tradycyjnie – w upale. A ja dzielnie – trzymając się roli fotoreportera wskoczyłem na pożyczony rower i pojechałem za nimi – tropiąc ich krok w krok, na każdym odcinku trasy... Zanim dojechałem do Zwierzyńca – mety pierwszego – najdłuższego bo 35 km etapu – byłem już nieźle zmęczony. Trzy lata nie siedziałem na rowerze ! Najważniejsze jednak – że pomimo ciągłej gonitwy z uciekającymi mi „złośliwie” zawodnikami – aparat był pełen zdjęć.
Na mecie w Zwierzyńcu czekały na biegaczy tłumy kibiców oraz dzieci, które razem z nimi wbiegały na metę. Jak na drugi dzień powiedział Dyrektor imprezy – Tadeusz Lizut – „Pamiętajcie – to jest ich bieg, bieg dzieci zamojszczyzny”. Bardzo ciekawie zapowiadała się rywalizacja drużynowa – już po pierwszym dniu np. Prezes Klubu Człapaka Pędziwiatr Gliwice – Krzysztof Dobosz wydał swoim zawodnikom autorytarny zakaz wychodzenia na piwo – mieli skoncentrować się na bieganiu...
Drugi etap biegł piękną widokową trasą przez tereny Roztoczańskiego Parku Narodowego oraz malownicze wioski, o których czas zdawał się momentami zapominać. Zwłaszcza widok staruszków siedzących przed drewnianymi domkami sprawiał wrażenie przełomu wieków XIX i XX... Na tym etapie ponownie zawodnicy dali mi ostro w kość – 20 km dystans pokonywali sprintem – niektórych musiałem gonić dobre kilkaset metrów ! Na mecie w Krasnymbrodzie czekał na wszystkich niezapomniany chór ludowy „Wójtowianie”. Skończyło się oczywiście – już tradycyjnie - na wspólnych tańcach i jedzeniu tortu.
Etap trzeci – na trasie Krasnybród-Zamość długości 30 km – postanowiłem po raz pierwszy spędzić z czołówką. Dlatego już od 5 km jechałem za grupkami zawodowców, którzy między sobą prowadzili rozgrywkę o zwycięstwo na etapie. Powiem Wam w tajemnicy – to jak oni szybko przebierają nogami naprawdę budzi wrażenie – na podjazdach pod niektóre górki musiałem się nieźle „zagotować” na rowerze aby dotrzymać im koła ! Na samym starcie uciekł z grupy Tomasz Chawawko, który aż do 25 km samotnie prowadził z przewagą dochodzącą miejscami nawet do 400 metrów. W okolicach 20 km grupa pościgowa licząca około ośmiu zawodników podzieliła się jednak i kilku silniejszych zawodników rozpoczęło pogoń, która niemal dokładnie na 25 km dopadła uciekiniera. Okazało się jednak, że Chawawko zachował dużo sił, gdyż silnie skontrował na 27 km, na 29 już ponownie prowadził samotnie z przewagą 20-30 metrów nad drugim na mecie Piotrem Sękowskim. Wygrał pewnie etap i awansował na 3 pozycję w klasyfikacji ogólnej.
Czwarty etap to już dystans iście sprinterski – kryterium po uliczkach Zamościa na dystansie 15 km. Zawodnicy mieli przyjemność czterokrotnie przebiec uliczkami pięknego, zabytkowego na którym mieścił się punkt odświeżania a także obok ogrodu zoologicznego, z którego kibicowały im niedźwiedzie brunatne z ciekawością wyciągające szyje w kierunku drogi... dobrze, że były za solidnym ogrodzeniem bo niejeden z biegnących z pewnością poprawiłby swoje rekordy życiowe mając za plecami goniącego do niedźwiadka !
Wbrew pozorom – i trudom poprzednich etapów – wielu zawodników uzyskało doskonałe czasy na 15 km jakby zapominając o tym, że w nogach mają już 85 km. Wspomnę tylko o Janku Goleniu, Staszku Byczku (niemal życiówka !), Andrzeju Grzybale czy ciężko kontuzjowanym na drugim etapie Przemek Grzesica.
Całą imprezę – XVII Bieg Pokoju pamięci Dzieci Zamojszczyzny zakończyła się o godzinie 14:30 uroczystość rozdania nagród przeprowadzona w Ośrodku Sportu i Rekreacji. Uhonorowano zwycięzców kategorii generalnych kobiet i mężczyzn (po 10 pierwszych osób), niedowidzących, wózkarzy w dwóch odrębnych kategoriach – wózków sportowych oraz handbike, zawodników w kategoriach wiekowych (po sześciu !), największych pechowców. Warto zaznaczyć, że na koniec rozlosowano pieniężne nagrody specjalne dla WSZYSTKICH ZAWODNIKÓW ! W tajemnicy tylko powiem, że pula nagród osiągnęła 40 tysięcy złotych !
Nad całością imprezy czuwało prawie sto osób – od pracowników OSiR Zamość, zespół kelnerek (przez co mam teraz kontuzję barku od ciągłego oglądania się...), służby porządkowe, kierowców, personel obsługi punktów odżywczych aż po rzesze wolontariuszy na mecie wszystkich czterech etapów. I im wszystkim – zgodnie z wolą startujących zawodników wyrażoną podczas zakończenia – pragnę serdecznie podziękować w imieniu nas wszystkich, którzy zgubili na trasie 100 km kilka-kilkanaście litrów potu.
Dziękujemy za przyjęcie, opiekę, doping oraz serdeczność i zrozumienie naszych – często niestety nieuczesanych – wymagań i dokazań.
PS. Informacja specjalna dla Mirka S., Janka S. oraz Jacka K. – Janek Goleń to twardziel, niniejszym przyjmuję go do naszego elitarnego klubu biegaczy-którzy-nie-chodzą-wcześnie-spać...
|