Decyzję o wyprawie do Szwecji podjęliśmy w Berlinie ,po obejrzeniu na stoisku w hali medalu i uzyskaniu informacji ,że Maraton w Stockholmie ,kończy się na bieżni pięknego , kameralnego Stadionu Olimpijskiego. Sprawy organizacyjne wyjazdu powierzyliśmy Jurkowi Stawskiemu z Torunia i jego osobistej sekretarce bardzo miłej Pani Basi. Na miejsce zbiórki wyznaczonej w Toruniu udałem się z kolegami: A. Ślązakiem-Piotrków Tryb. ,W. Paskiem-Końskie i J. Skalikiem -Radomsko. Na miejscu czekali już Stawski i Raut-Bydgoszcz, z kierowcą wynajętego samochodu którym udaliśmy do Gdańska na prom "Rogalin". Podróż promem do portu Nynashamn trwała aż 19 godzin (nie bujało żaden z nas nie przechodził choroby morskiej) chociaż pod koniec wpływając do portu prom miał dość duże przechyły ,a ja siedząc z kierowcą w kawiarni poinformowałem Go że lecę do kajuty po paszport i czekam przy szalupach, na co on stwierdził: "w razie czego, na "gówno" ci ten paszport się przyda". Przyznałem mu rację. Z Nynashamn do Stockholmu tylko 60 km. Po zainstalowaniu się w hotelu "First" jedziemy do biura organizacyjnego po numery startowe. Ja jako jedyny ,nie mający opłaconego startowego ,mam kłopoty z jego otrzymaniem z uwagi na barierę językową. Jednak organizatorzy szybko wyłuskali z obsługi Polkę robiącą za tłumacza , która po obejrzeniu mojego paszportu zobaczyła skąd jestem i stwierdziła że będąc 2 lata temu w Polsce widziała w Telewizji Łódzkiej o mnie reportaż ,dodając , że biegałem wtedy w opasce na głowie ,czym wprawiła mnie w zdumienie. Rzeczywiście fakt taki miał miejsce. Od kilkunastu lat mieszka w Szwecji i poprosiła o pozdrowienie swojego znajomego , który jak się okazuje pracuje również w Elektrowni-Bełchatów. Wykonałem. Z hali drugim wyjściem skierowano nas na "pasta-party" ,gdzie kluski podano pod ładnymi parasolami, umilając konsumpcję występem zespołu muzycznego , grającego na małej estradzie. W dniu startu gorączka przed startowa udziela się naszemu kierowcy który błądzi po Stockholmie i wiezie nas w pewnym momencie w stronę Geteborga. Po wielu nawrotach udaje nam się cudownie zaparkować samochód pod samym (100 m) stadionem. Tak się szczęśliwie złożyło że jest to mój jubileuszowy "50" Maraton. Na tę okoliczność w hotelu wykonałem sobie dwie tekturowe tabliczki informujące o moim jubileuszu. Jedną z napisem "50" przytwierdzam na czapce , zaś z drugą większą z napisem : HEJA ! HEJA ! i To jest mój "50" mataton ,paraduję przed startem między zawodnikami z aparatem i staram jak najwięcej uwiecznić to wydarzenie na kliszy, czym zainteresowałem grupę zawodników i kibiców Duńskich. Na ich prośbę , kamerzysta , który wyłapywał z tłumu ciekawostki i filmował Szkotów biegających w spódniczkach ,przerzucił kamerę na mnie i dzięki temu mogliśmy wieczorem obejrzeć w szwedziej telewizji około trzyminutową scenkę jak walę się w piersi i w czapkę(tekturkę) , zapewniając jaki to jestem bardzo szczęśliwy ,że jubileusz wypada mi właśnie w Stockholmie. Lepszej oprawy nie mogłem sobie wymarzyć. Jednak nie ma nic za darmo. W tym czasie jak ja mizdrzyłem się do kamery i zdawałem plecak w wyznaczonym rejonie , zostałem zablokowany i odcięty od swojego niebieskiego pola startowego i kolegów. Wystartowałem z maruderami (kolor biały i żółty ,przewidziany dla nich czas 4:30:00 ) i przedzieranie się do przodu tak mi się dało we znaki że z zaplanowanego około 3:20:20 wyszło 3:35:05. Złość z powodu złego ustawienia się ,przeszła mi dopiero na promie ,gdzie prawdopodobnie na prośbę któregoś z kolegów (Stawski ? Pasek ?) orkiestra pokładowa w restauracji zadedykowała mi z powodu niby udanego startu i jubileuszu ładną melodię , którą przetańczyłem z "osobistą sekretarką kolegi". Kosztowało mnie to i kolegę Skalika ( "10" Maraton) : 3 szampany i parę piw , ale że zakupy zrobione na promie w sklepie bezcłowym , to nie uderzyło mnie to za bardzo po kieszeni. Zabawa przednia a na parkiecie brylowała i pokaz ładnego tańca dała para z Torunia. Wyniki Polaków:
1.Ślązak Andrzej czas: 3:12:44 miejsce - 592
2.Stawski Jerzy czas : 3:21:23 miejsce - 939
3.Skalik Jarosław czas : 3:22:52 miejsce - 988
4.Bielecki Wojciech czas : 3:29:12 miejsce - 1383
5.Gruszczyński Wojciech czas : 3:35:05 - 1836
6.Raut Wiesław czas : 3:38:23 miejsce - 2065
7.Pasek Wojciech czas : 4:22:01 miejsce - 5118
8.Białous Jan czas : 438:40 miejsce - 6572
1.Startująca jedyna Polka Krzak Anna prawdopodobnie nie ukończyła maratonu.
Trasa maratonu pofałdowana - dwie pętle ,pogoda słoneczna (?) , bardzo dużo kibiców , jak w Berlinie orkiestry .Zaopatrzenie na trasie wzorowe (picie ustawione na długich stołach ,pomarańcze , jabłka ,wafle ,cukier, banany).W pewnym momencie miałem wrażenie jakbym biegł w górach kibice w centrum Stockholmu stali autentycznie na skałkach. Ciekawym zjawiskiem jest rozkładanie przez Szwedów kocy na chodnikach ,na których siedzą ,dopingują ,posilają się ,popijając bardzo lichym piwem 2,5%. Jednak w pewnym momencie to jest gdzieś około trzeciej godziny biegu ,zwijali z piskiem ten cały majdan, gdyż z granatowej chmury zrobiła się autentyczna ulewa. Mnie towarzyszyła przez ostatnie 7 km a ostatnie 2 km biegliśmy przy padającym gradzie. Gdy wpadaliśmy na stadion to bieżnia była biała ,a ludzie pod dachem (pełny stadion)na stojąco bili brawo. Gdy biegnący przede mną zaczęli do publiczności machać czapkami ,opaskami i chustami ,a jeden z Norwegów rzucił jedną z koszulek w publikę ,to wzięło mnie takie wzruszenie ,że się rozpłakałem ,a dziewczynka ,która wręczała mi medal chciała wołać medyka myśląc że mi się coś stało ,a ja po prostu drżałem z zimna i płakałem ,ale ze szczęścia ,że było mi dane finiszować na tej samej Olimpijskiej bieżni na której bodajże w 1912 roku kończyli swój morderczy dystans Mistrzowie Olimpijscy.
Maratończyk z Bełchatowa.
|