Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 796 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Tak lekko, tak ciężko- 29 realBerlin Marathon'2002
Autor: Jacek KARCZMITOWICZ
Data : 2002-10-09

W czwartek na godzinę przed otwarciem biura Maratonu Berlińskiego stałem karnie przed zamkniętą bramą. Nie byłem samotny w swej niecierpliwości. Wielu organizatorów biegów chciałoby mieć taką frekwencję na biegu jak ci niecierpliwcy przed bramą stojący w dokuczliwej mżawce.
Ale w końcu wybiła godzina 12.00 i z niemiecka dokładnością wpuszczono nas ... na Salony. W pierwszej kolejności udałem się po numer startowy i zakupić sobie chipa. Pracę i porządek tam panujący trudno mi opisać. Należy przy tym pamiętać, że liczba startujących przekroczyła 41 tysięcy! Tym bardziej rozwiązania tam zastosowane zasługują na najwyższe słowa uznania i budzi podziw ogrom pracy jaki należało włożyć aby juz w chwilę po otwarciu bram, całość zadziałała.
Po tej formalności udałem się na pasta-party. Kluski mi średnio smakowały pomimo, że śniadanie w domu zapomniałem zjeść a obiadu nie kazałem sobie zostawiać.
Mając parę groszy / hm euro;-)))/ w kieszeni udałem się na targi sprzętu sportowego i medycznego. Kurcze czego tam nie było, cuda na kiju!!! Wiele przedmiotów tam wystawionych miało dla mnie nieznane zastosowanie. Niekiedy dopiero dość żmudne tłumaczenia wystawcy coś mi rozjaśniały. Kupiłem sobie koszulkę z Maratonu Berlińskiego i kilka drobiazgów przydatnych biegaczowi a poziom cenowy za każdym razem brzmiał podobnie- 5 euro;-)) W tym miejscu muszę się przyznać, że w tym nadmiarze dóbr straciłem głowę i nie kupiłem sobie spodenek do biegania /adidas/ po 5 euro;-((( Coż może za rok?
W niedzielny poranek wybrałem się do Berlina z własnymi wiernymi kibicami czyli żona + brat, który z własnego gapiostwa tylko nie wystartował razem ze mną. Teraz żałuje, i dobrze gówniarzowi. Ja rok musiałem czekać na wyjazd do Berlina i on niech również poczeka. Mieliśmy pecha. Akurat na ten sam dzień zaplanowano zamknięcie linii naziemnej /S-Bahn/ na okoliczność remontu. Gdyby nie zapoznana po drodze grupa niemieckich maratończyków w całości /cały klub/ przebrana za dalmatyńczyki, nasza podróż na miejsce startu byłaby nieco trudniejsza. A wracając do Klubu Dalmatyńczyków, nie było ich 101 ale robili wokoło siebie wiele zamieszania i zwracali powszechną uwagę i sympatię napotkanych berlińczyków. Zarówno tych co już wstali i podążali np. do pracy oraz tych co dopiero zmierzali do swych łóżek, po całonocnych imprezach klubowych etc./ ci chyba maraton przespali i mi nie kibicowali;-(/
Dotarliśmy na miejsce startu. A tam mrowie ludu. Spodziewałem się tłumów ale nie takich. Szok! Oddałem worek ze swoimi rzeczami do wyznaczonej ciężarówki. A tych ciężarówek były 4 szeregi, których końca widać nie było. Około 08.30 pożegnałem swoich kibiców i poszedłem do swojego sektora. W tym czasie na specjalnych platformach chipledarki w rytm skocznej muzyki zachęcały do wspólnej rozgrzewki. Ja jednak skupiłem się na rozgrzewce wg własnego systemu. W tym czasie zastanawiałem się jak pobiec. Warunki meteo były super, jak dla mnie. Temperatura na starcie 10 stopni, lekkie zachmurzenie, wilgotność względna 82% i ciśnienie 1022hPa /na mecie nawet 1025hPa!!!/. Nic tylko rekordy bić! Jednak moje przygotowania nie przebiegały bez komplikacji. W sierpniu doznałem urazu mięśni śródstopia i cały zamierzony plan treningów objętościowych, jaki planowałem w sierpniu spalił na panewce. Natomiast przebieg wrześniowych treningów przebiegał nadspodziewanie pomyślnie /co niebawem opiszę/. Postanowiłem ustanowić swój plan optymalny na poziomie 3:45 czyli 1 polowe przebiec w czasie około 1:55. Czas rewelacyjny zakładał poprawę o cokolwiek mojej życiówki /3:42:53/.
Kilka minut przed startem usłyszałem oklaski, to witano elitę maratonu z Naoko Takahashi na czele. Punktualnie o 09:00 dano sygnał do startu /podobno strzał, ja go nie słyszałem/. Powoli ruszył do przodu mój sektor. Natomiast ja czuję, że muszę skorzystać z toi-toia. Co zresztą robię. Gdy wracam na trasę włączam się w dość radosne towarzystwo. Pełna euforia i całe mnóstwo przebierańców. Jest super!!!
Po 6minutach i 10 sekundach od sygnału startera ja również przekraczam linię startu i czas ruszył . Pierwszy km czas 6:35. Tak to nie pomyłka a wokoło ludzie, którzy bawią się wyśmienicie. Mijam Tirgarten. 3km czas 18:10 zaraz mijamy Bramę Brandenburską i zaczyna się nieustający tumult i hałas kibicujących berlińczyków. Ja ze swoją 2 osobową grupą kibiców to jestem cienki Bolek. Grupy kibiców duńskich, szwajcarskich, brazylijskich a przede wszystkim sami berlińczycy dopingujący swoich bliskich, przyjaciół czy zgoła dopingujący dla swojej przyjemności; robia wrażenie porażające. I tak jest przez całą trasę. Kibice są wyposażeni w grzechotki, bębenki, trąbki, piszczałki, instrumenty muzyczne czy nawet w garnki kuchenne w które walili chochlą;-))) Wszystko po to aby jak najwięcej hałasu robić. Moja zona powiedziała, że następnym razem weźmie ze sobą jakiś produktor hałasu, bo od oklasków opuchły jej dłonie. Ale jak sama mówiła, w tym tłumie dłonie się same składały do oklasków, a gardło samo krzyczało!!!
W czasie biegu starałem się policzyć zespoły muzyczne jakie przygrywały przy trasie i:
-orkiestry dętę- 11szt
-grupy jazzowo- swingujące- 6szt
-grupy rockowe- 2szt
-grupy bębniarzy- 10szt + 2 na mecie
-Kwintety dęte- 2szt /jeden blaszany a jeden drewniany/
-Kwartet smyczkowy 2szt.
-Rap&techno -2szt
Pomijam zestawy głośnikowe wystawione przez okno, bo i takich było bez liku. Szok!
Wracam do mojej rywalizacji na trasie maratonu. 5Km czas 28:26 nie jest źle, ale trzeba utrzymać to tempo bez zrywania. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić w rzece ludzi? Pomyślałem, że po 10 km się to trochę rozrzedzi. 10Km czas 55:18 tempo jest ok ale jakoś nie widać aby się peleton rozrzedzał, hm sprawa się nawet komplikuje bo na zakrętach muszę przechodzić do marszu taki tłok się robi. Postanawiam, że zakręty będę robił po zewnętrznej, przynajmniej nie będę się z tempa wybijał. Trudno, przecież o musi się kiedyś rozrzedzić. 15Km czas 1:21:20. Jest dobrze tempo wzrasta a HR jest stabilne nawet jakoś zauważam, że zaczynam hurtowo wyprzedzać innych biegaczy. Niestety odcinek od 15 do 20 km obfituje w zakręty, które biorę konsekwentnie po zewnętrznej i czas na 20km to 1:48:09 wiec siadło. Pocieszam się, że HR nadal jest stabilne. Półmetek 1:53:56 czyli biegnę zgodnie z planem. A HR nie przekraczało 145 uderzeń wiec trzeba się zabrać do biegu. No i podkręcam tempo, ale zaczyna się koszmar nie wiem czy ulica po której biegniemy się zwężyła czy jakie licho. Niestety przebijanie się przez ten tłum to koszmar nie do opisania. Cały czas podbieg i zwolnienie, przeciśnięcie się między szpalerem biegaczy i znów podbieg i... 25km czas 2:14:25. Co zrobić? Szaleję dalej. 30Km 2:40:08 w normalnych warunkach w tej chwili ruszyłbym aby poprawić życiówkę, ale tu mam wątpliwości czy optimum osiągnę. Ale stał się cud między 30 a 35 km jest lekki podbieg, który wielu biegaczy pokonywało marszem a w tym podbiegu upatrzyłem swoją szansę. Drogi było wyłożone kostkę, którą biegacze unikali więc nie patrząc na

ewentualne konsekwencję biegnę po kostce i w końcu łapię jakiś rytm a co najważniejsze zaczynam mijać innych biegaczy już nie tuzinami ale chyba kopami;-)))
35km czas 3:06:25 ale najważniejsze czuję wiatr w plecy /faktycznie to chyba nawet wiało w twarz co mi nie przeszkadzało. Punkty odżywiania mimo, że na całej trasie rozstawione zgodnie z mapką i wyposażone zgodnie z opisem z gazetki maratońskiej, ja jednak od 30 km mijam szerokim łukiem.
40km 3:31:46 wiem, ze poprawię życiówkę chyba nawet o 2 minuty. Niestety się skończyło a gęstość tłumu wzrosła. Na linię mety... wchodzę. Czas 3:42:11 życiówkę poprawiam o... 42 sekundy;-)
Za linią mety, tłum to chyba już norma. Idąc z tłumem wpadam na sympatyczną dziewczynę która mi niespodziewanie medal zawiesza na szyi. Biorę jeden napój izotoniczny i wypijam go “na miejscu”, drugi biorę w rękę do picia po drodze, a trzeci na drogę. Ciężarówki ponownie są ustawione w wzorcowej kolejności i rzeczy można odebrać bez zbędnego oczekiwania. Przy pierwszym punkcie odbioru chipów kolejka na dobre 30 min pomimo, ze sprawnie idzie. Pamietam, że takich punktów jest jeszcze co najmniej 3 więc idę dalej. Jakieś 200m natrafiam na punkt odbioru chipów, gdzie obsługujący go człowiek na mój widok wyrywa się z letargu, jednak zwraca mi kaucję za chipa. Przy rozstawionych namiotach lekko się płuczę i przebieram w ciepłe ciuchy. Rezygnuję z piwa i posiłku i idę w miejsce gdzie powinni juz czekać moi kibice. Po drodze widzę kilka długich kolejek /dłuższych niż po piwo i to mnie zaintrygowało/W tym miejscu wydawano certifikaty a na nich uwaga: Miejsce, miejsce w kategorii wiekowej, Czas, czas brutto czas pierwszej i drugiej połówki, czas na jeden kilometr, średnią prędkość i międzyczasy co 5km. I to wszystko w 10minut po przekroczeniu mety!!!
No teraz idę już na umówione miejsce. Medal schowałem do torby. Na umówionym miejscu siadam na krawężniku i rozpocząłem lekturę świeżo mi wydanego certyfikatu. W tym czasie w moim otoczeniu zaczęły się dziać rzeczy, które skutecznie odwróciły moją uwagę od ww lektury a w konsekwencji spowodowały, że wyjąłem medal i zawiesiłem go sobie na szyi i tak go nosiłem do późnej nocy- nawet gdy już byłem w piżamce!!!
A więc. Siedzę sobie na krawężniku sączę wodę mineralną i patrzę na innych maratończyków i na ich rodziny, przyjaciół i kolegów a nawet szefów z pracy; i to jak są witani. A to była cała ceremonia. Na przychodzącego herosa czekała rodzina czy przyjaciele, nierzadko z kwiatami! Taki moment był uwieczniany na kliszy foto czy przy użyciu kamery video. Średnio na jednego maratończyka przypadało 4-5 kibiców ale rekord pobił pewien człowiek z firmy branży budowlanej. Na niego czekała rodzina, przyjaciele oraz szef z pracy + chyba wszyscy pracownicy firmy. Ci pracownicy firmy mieli na piersiach medale ale z lat ubiegłych. Niektórzy mieli nawet po 2 do 5 medali na piersiach!!! Szef miał 3 medale. Oczywiście były wiwaty podrzucanie i... chłop za to, że w końcu przebiegł maraton /a w u.br nie dał rady jak podsłuchałem/ otrzymał awans na stanowiska jakiegoś kierownika co wywołało nieukrywaną radość jego żony i chyba rodziców i teściów albo wujków. Jak podsłuchałem to w tym roku do maratonu podszedł poważnie, jak mówił i przebiegł wszystkie biegi organizowane przez SCC Berlin tj bieg sylwestrowy, półmaraton w kwietniu, bieg AVON na dystansie 25km w maju i będąc na wczasach nad morzem biegał codziennie. Kurna to jest promocja biegania.
Myślę, że wśród startujących biegaczy blisko 50% stanowili Berlińczycy. A teraz pytanie jaki procent stanowią autochtoni wśród startujących w biegach w Polsce?
Pisząc te słowa obok seryjnie prawionych komplementów były również narzekania. Na pewno nie jest to bieg idealny. Jednak uczestnictwo w takim biegu daje niesamowite uczucie uczestniczenia w wydarzeniu wielkim /epokowym?/i na pewno stanowi pewną odskocznię od pewnej rutyny biegowej joggera. Natomiast po obserwacjach poczynionych wśród innych biegaczy fakt przebiegnięcia tego maratonu dał mi dużo samozadowolenia, a wewnętrzne odczucie jakie mi towarzyszyło po biegu jako żywo przypomniało mi euforię po przebiegnięciu pierwszego maratonu. Pragnę jeszcze zaznaczyć, że ostatnio zdarzało mi się zaliczać maratony czy biegi. Maraton w Berlinie spowodował, że ponownie Maraton PRZEBIEGŁEM. Tydzień później w Poznaniu również PRZEBIEGŁEM Maraton a nie zaliczyłem. Dlatego czasami warto spojrzeć na bieganie, może z innej płaszczyzny, z innego punktu?

Jacek KARCZMITOWICZ

ps. z reporterskiego obowiązku podam, że Uzyskałem czas 3:42:11 /1poł 1:53:56, 2poł 1:48:15/ Czas na 1km 5:15, średnia prędkość 11,39km/h
Między czasy kolejnych 5km:
5km- 28:26
10km- 26:52
15km- 26:01
20km- 26:50
25km- 26:16
30km- 25:43
35km- 26:17
40km- 25:21

Miejsce 7537, miejsce w kategorii M30 1263.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |