Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 624 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Rekreacyjny Cross Maraton Toruń 2002
Autor: Michał Walczewski
Data : 2002-08-19

18 sierpnia 2002 roku jeden z najbardziej znanych krajowych maratończyków amatorów – Tadeusz Spychalski – obchodził uroczysty jubileusz. Liczba przebiegniętych przez niego maratonów przekroczyła bajeczną liczbę 150 sztuk ! Tak piękny dorobek Tadeusz postanowił należycie uczcić – zorganizował Rekreacyjny Cross Maraton. Bieg ten był niepowtarzalny z wielu względów, które pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć:

1. Był to bieg „prywatny” – Tadeusz był wraz z Jurkiem Stawskim (który w ten sposób uczcił swój 50 maraton) jedynym organizatorem imprezy. Nie wspomagał go żaden ośrodek sportu, żadna instytucja samorządowa, żaden klub czy kapitał. Mimo to wpisowe wynosiło tylko 35 zł od osoby. Noclegi miały miejsce w szkole podstawowej (własny śpiwór). Na trasie czekał punkt żywnościowo-odświeżający (dostępny co 1300 metrów gdyż tyle miało okrążenie !!!) z wodą mineralną, napojami, gąbkami i bananami. Tadeusz „zatrudnił” całą rodzinę, wielu znajomych, ochotników. Każdy sędzia notował okrążenia 4-5 zawodników na specjalnych tablicach, doskonałym pomysłem była wywieszona lista okrążeń przeliczająca je na dystans. Własnym wysiłkiem, zaangażowaniem i poświęceniem Tadeusz i Jurek dowiedli, że jeżeli się chce, to można !

2. Był to maraton przełajowy ! 34 okrążenia po trasie TopCrossu były ewenementem na skalę krajową. Trasa została oznakowana szarfami i była bardzo urozmaicona a jednocześnie trudna. Trzy podbiegi (w tym jeden duży – 250 metrów), ostry zbieg, zakręty, piach, trawa, szuter, płytki chodnikowe itd. wkomponowane były w park, który na połowie trasy ochraniał zawodników przed słońcem, a na drugiej połowie przypiekał plecy i ramiona – wielu zawodników mocno się opaliło ! Wbrew temu co mogło by się wydawać taka liczba okrążeń wcale nie przeszkadzała. W głowie się nie zakręciło, wręcz przeciwnie – co chwila można było spotkać znajomych, gdyż albo się ich doganiało, albo oni doganiali nas ! Mi osobiście strasznie się to podobało.

3. I wreszcie był to maraton przyjacielski. Na całej trasie panowała radosna atmosfera. Mało kto się ścigał (wiadomo: kto się ściga też wyrzyga - jak mawia Jacek Karczmitowicz), wszyscy biegli w grupkach, rozmawiali, żartowali, machali do siebie i dyskutowali o przebytych wspólnie kilometrach, o hobby, o rodzinach, o wszystkim co nas cieszy lub smuci.

Osobiście przyjęta przez Tadeusza formuła bardzo mi się spodobała. Od dawna chciałem uczestniczyć w biegu nietypowym, innym niż wszystkie imprezy do których zdążyłem się już przyzwyczaić. Niestety słaba forma (braki w treningach) nie pozwoliła mi pokonać całego dystansu – zrealizowałem jednak swój plan i przebiegłem w dobrej formie półmaraton (już słyszę te głosy: oj michale, obijasz się w tym sezonie...). Ponieważ atmosfera była swobodna, można było sobie zrobić przerwę w biegu (nie było limitu czasu), z której w międzyczasie skwapliwie skorzystałem (15 minut przerwy). Chętni mogli sobie na trasie wypić piwo, pomaszerować, poderwać okoliczne dziewczyny... Słowem sielanka zamiast walki o miejsca. I bardzo dobrze – czy my zawsze musimy się ścigać, atakować rekordy życiowe, przyśpieszać na ostatnich kilometrach i finiszować ? Przecież chyba nie tylko po to biegamy ?

Taka luźna rywalizacja, powiedziałbym antystresowa zaowocowała pewnym ciekawym spostrzeżeniem – otóż wystartowała rekordowa liczba debiutantów ! Nie musieli się bać że nie dadzą rady (bieg można było przerwać po dowolnej liczbie okrążeń, z czego jak już pisałem skorzystałem), że będą biec na szarym końcu (końca nie było gdyż wszyscy wszystkich dublowali), w końcu zabrakło tremy przedstartowej występującej na poważnych zawodach. Formuła maratonu rekreacyjnego moim zdaniem przyjęła się świetnie – jest to taki element biegania, na który powinniśmy stawiać w naszym kraju. Tadeusz udowodnił, że tego typu imprezę można zorganizować tanio, bez wielkiego zaplecza a tylko przy pomocy zapału, chęci i pomysłowości. Takich biegów rekreacyjnych mogłoby być w Polsce kilkadziesiąt, startowali by w nich starzy „bywalcy” jak i przede wszystkim debiutanci. Debiutanci, którzy pozbyliby się lęku przed startem, nabrali wiary we własne siły, zaciągnęli na następną edycję swoich znajomych. A gdyby już dorośli, na pewno nabraliby ochoty na start w wielkim maratonie – Dębnie, Wrocławiu czy Poznaniu. W ten sposób moglibyśmy w końcu doczekać się masowości biegania w naszym kraju, masowości na którą czekamy od lat, i doczekać się nie możemy.

Na mecie zawodnicy dostali wspaniałe, wielki i ciężkie medale (kryształowe!). Ci dla których zabrakło (frekwencja za sprawą wspomnianych tłumów debiutantów przerosła wszelkie oczekiwania) otrzymają medale wkrótce, i znając Tadka jestem pewien że odbędzie się to błyskawicznie. Była gorąca kiełbasa (niestety już nie doczekałem – musiałem uciekać na pociąg) i uroczyste zamknięcie. Rozlosowano ponad 60 torb upominków (a może otrzymało je pierwszych 60 zawodników na mecie ?)

Na pochwałę zasługują startujący zawodnicy – byli przykładnie zdyscyplinowani i wyrozumiali co nieczęsto się zdarza. Na pewno zasługa w tym organizatorów, którzy jasno powiedzieli czego po imprezie można oczekiwać. Wszyscy chcieli też uhonorować Tadeusza i Jurka, więc wszelkie występujące niedociągnięcia nie wzbudzały żadnych protestów czy żali – przyjacielska atmosfera wręcz zobowiązywała do wyrozumiałości !

Zakończę tym, czym Tadeusz Spychalski otworzył imprezę: drodzy przyjaciele – jeżeli impreza wam się spodoba, będziemy ją kontynuować co roku !



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |