Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 367 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Tajemnica Murow.Gośliny, czyli atak Grupy P.Sara
Autor: Jarek Sar
Data : 06-05

Na 2 tygodnie przed maratonem w Lęborku GPS (patrz wyżej celem zrozumienia skrótu) postanowiła rozpoznać walką Mistrzostwa Polski w Półmaratonie Weteranów. W piątek rano Teresa i Marek Jasińscy ruszyli przodem zabierając dwóch kolegów z Warszawy, popołudniu utrzymując ze sobą łączność kwadrans po nieparzystej, Danuta i Mietek Orzechowscy z niżej podpisanym.

W biurze zawodów powitały nas uśmiechnięte twarze uczynnych pań organizatorek. Bez zbędnych ceregieli wpisano nas na listę startujących, ubrano w okolicznościowe koszulki i posadzono za familijnym stołem. Proste, gorące i świeże jadło przypadło wszystkim do gustu. W hotelu czekał na nas pokój zarezerwowany przez forpocztę GPS Teresę i Marka. Przed snem na krótkim spacerze po Nowym Rynku omówiliśmy co ważniejsze założenia taktyczne, uzupełniliśmy także rejestr trapiących nas kontuzji. O 9:00 rano po przyzwoicie przespanej nocy rozgrzewka na boisku szkolnym. W budynku szatnie, dwa oblegane WC-ty i koedukacyjny prysznic (nie wiem czy startujące panie z niego korzystały) oraz spory bałagan spowodowany przez biegaczy zapisujących sie w ostatniej chwili. Organizatorzy przechodzą jednak samych siebie i punktualnie o 10:00 startuję wśród 157 biegaczy i jednego wózkarza.

Ruszamy na trasę przy pochmurnym niebie i 13 stopniach. Każdy kilometr oznaczony zwykłą tabliczką. Jakie to proste i jak rzadko stosowane!. Potrafię być roztargniony, ale żadnej nie przeoczyłem. Ustawienie tempa w tej sytuacji banalne. Po 3-cim kilometrze wyłączam zasilanie adrenalinowo-glikogenowe, składam skrzydła Batmana i odpalam mojego poczciwego diesla. Skrzydła mogą się przydać w końcówce, póki co trzymam 4:50 /km. Zgodnie ze wskazówkami Mieczysława Guru-Orzechowskiego nie daję się prowokować młodszym i starszym harcownikom trenującym w trakcie zawodów przyspieszenia. Inna sprawa, że w Goślinie jest ich niezbyt wielu. Wiadomo doborowa stawka - weterani. Co ja tutaj robię?

Przed nawrotem na 5 kilometrze dłuższy łagodny podbieg. Dekoncentruje mnie widok póżniejszej zwyciężczyni półmaratonu Mireli Zienciny zbiegającej w otoczeniu kilku nienagannie odzianych dżentelmenów. Panowie tworzą tak ciasny wianuszek wokół Mireli, że przez chwilę obawiam się, czy zawodniczka ma czym oddychac. Jeszcze jeden wnikliwy rzut oka i uspakajam się. Nie ma powodu do niepokoju. Powrót do Gośliny bez historii. Gdyby tak jeszcze wyłączyć z ruchu na 2 godziny mało uczęszczaną drogę byłoby idealnie. Półmetek na Rynku osiągam w 52 min., spiker wyczytuje moje nazwisko, a ja niczym pies Pawłowa prostuję się i przyspieszam, diesel wchodzi na obroty, lekko przerywa, wtedy wracam do ustawionego tempa i jest lepiej, ale nie tak jak przedtem. Swietnie biegną Teresa Jasińska i Danka Orzechowska. Marek Jasiński ma tak dużą przewagę, że nie próbuję jej oceniać. Mietek realizuje konsekwentnie swój plan zejścia poniżej 1:35:00. Po piętach depcze mi Jacek Domański z którym w jednej grupie przebiegliśmy dobrych kilkanaście kilometrów mojego dziewiczego, zeszłorocznego Maratonu Warszawskiego.

Druga pętlę zaczynam z pewnym zdziwieniem, gdyż wydawało mi się, że znam trasę, że jest właściwie płaska tymczasem ciągłe niewielkie podbiegi sprawiają, że skrzydła Batmana pozostają na swoim miejscu. Nawet spotkanie biegnącej tym razem samotnie Mireli (co się stało z kwiatuszkiem-wianuszkiem weteranów ?) nie przyspiesza akcji mego serca. Prawdopodobnie istnieje ścisły związek pomiędzy wrażliwością na niewieście wdzięki, a tempem i ilością pokonanych kilometrów. Mimo wpadających do oczu tłustych i wilgotnych muszek docieram bez większych strat czasowych do nawrotu na 15 km. Po drodze pozdrawiam biegnącego z duzą przewagą zwycięzcę Mirosława Bugaja. Gdyby każdemu oddał pozdrowienie to by się chłop zmordował i nie ukończył biegu. Rozumiem, wybaczam, szczególnie, że na mecie widziałem niekłamaną radość ze zwycięstwa. Nie lubię blazowanych zawodowców.

Teraz z górki powinno być łatwiej, a nie jest. Danka Orzechowskabiegnie coraz lepiej, będzie druga w swojej kategorii, ma 200 metrów straty do Teresy Jasińskiej i widać, że odrabia dystans. Jacek Domański 100 metrów
za mną. Przydałby się doping z Lęborka, albo z Dębna. A tutaj jeno Dni Murowanej Gośliny. Wygląda na to, że półmaraton jest nasz, a nie ich. Zainteresowanie mieszkańców bardzo niewielkie. Na trasie spotykam dwa punkty
żywieniowo-odświeżeniowe spontanicznie zorganizowane przez dzieciaki. Nikt z nich nie korzysta, więc choć nie potrzebuję biorę gąbki i kubeczek picia.

Nie powinni się zniechęcać. Może za rok będzie upał i wtedy wszyscy padną im do kolan?. Pozdrawiam biegnącego po zwycięstwo w M-75 Kazimierza Wojtkowiaka poznanego na trasie w Lęborku. Nie odpowiada. Jest w innym wymiarze. Pogadajcie z nim po biegu, zajrzyjcie w oczy. Znajdziecie coś, co wielu z nas gdzieś zapodziało wiele lat temu. A szkoda. Wreszcie po dusznym lesie odkryty teren i wiatr. Diesel, po krótkim wahaniu spowodowanym problemami z chłodzeniem podejmuje normalną pracę. Do końca około 2 km , ale 200 metrów straty do grupki przede mną. Nie dojdę. Brak zasadniczej nadwyżki mocy. Poniżej 1:40:00 też nie zejdę, ale przedstartowe plany wykonałem.Postanawiam zostawić skrzydła na Lębork.

Są rachunki krzywd, których nikt i nic nie przekreśli. Na ostatnich 300 metrach, wyprzedza mnie Jacek Tłustochowski. Po namyśle, głównie z powodu rzesz sponsorów i łowców samorodnych talentów zgromadzonych na rynku, rzucam się do kontrataku i kilka metrów przed metą spycham o jedną pozycję Jerzego Drewnika. Jackowi nie chcę odbierać zasłużonej chwały. W końcu czaił się za moimi plecami tyle kilometrów i też pewnie liczy na lukratywny kontrakt zawodowej grupy maratońskiej. GPS zaatakowała szerokim frontem. Danusia Orzechowska 1:49:41 , Teresa Jasińska 1:50:00 ( ale walka!), Mietek Orzechowski 1:33:35 , Jarek Sar 1:43:28 , wszyscy rekordy życiowe. Najlepszy z nas Marek Jasiński uzyskał 1:25:49, czyli w granicach życiówki, a przecież po chorobie. Hotel, prysznic, obiad, piwo i dekoracja. Pogoda marna. Wszystko sprawnie i co do minuty według harmonogramu. Chwała organizatorom. Za rok będzie nas więcej, bo GPS zaniesie wieści z Gośliny do Lasu Kabackiego, a gdy się zwierz wszelaki o krainie dobrych i gościnnych Wielkopolan dowie to już zimą sposobić się do biegu zacznie. Drżyjcie gospodarze i rozwijajcie bazę sanitarno-noclegową. Do zobaczenia za rok.

A tajemnica Gośliny?. Pytałem w biurze biegu, w sklepach, w hotelu, na ulicy; pytałem policjanta i rolnika i piekarza i stolarza. Nikt tam nie wie co znaczy słowo goślina. Czy to roślina, czy cud dziewczyna, a może dobra do złej gry mina. Ach ta Goślina!. Kochana gmina!.

Jarek Sar

P.S.Wyniki biegu www.psb-biegi.com.pl , lub na stronie Murowanej Gośliny



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |