Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Admin
Michał Walczewski
Toruń
WKB META LUBLINIEC
MaratonyPolskie.PL TEAM

Ostatnio zalogowany
2024-12-16,17:41
Przeczytano: 1039/1407311 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Mauritius Marathon - w deszczu i chłodzie
Autor: Michał Walczewski
Data : 2021-02-11


Jak te dzieci szybko rosną - chciałoby się powiedzieć... trzy i pół roku minęło od mojego jednego z najbardziej egzotycznych jak do tej pory maratonów - maratonu na wyspie pośrodku Oceanu Indyjskiego - na Mauritiusie. Przyznam się, że przez te kilka lat zapomniałem już o większości scen które miały miejsce na maratonie - przypomniało mi o nich dopiero dzisiejsze składanie filmu. Filmu, który nie jest technicznie zbył dobry: kilka lat w technice nagrywania kamerami sportowymi to istna przepaść. Ale wspomnienia są!

Najbardziej pamiętam fakt, że maraton mi się... nie podobał. I to wrażenie niestety pozostało ze mną do dziś. Przy tak ogromnym potencjale wyspy do biegania dostaliśmy ciągnącą się przez 21 kilometrów szosę, nawrót, i powrót na linię startu / mety. Teoretycznie droga - gdy patrzy się na mapę - biegła wzdłuż oceanu - ale w rzeczywistości widzieliśmy go tylko momentami. Najbardziej jednak bolało, że raptem kilkaset metrów dalej w głąb lądu zaczynały się góry...

W 2017 roku nie miałem wiele wspólnego z biegami trailowymi i ultra. Byłem typowym szosowym maratończykiem. Gdy wylądowaliśmy na wyspie i dotarliśmy do znalezionego w sieci apartamentu (o kosztach będzie w jednym z kolejnych odcinków opisujących ten wyjazd) obok sklepu spożywczego znaleźliśmy... ogłoszenie o biegu. To miał być bieg trailowy - właśnie po okolicznych górach - na różnych dystansach od ultra, przez maraton do jakiejś piętnastki. Nie uwierzycie, ale ten bieg odbywał się TEGO SAMEGO DNIA co nasz maraton...

Dziś nie zastanawiałbym się ani chwili - rzuciłbym maraton po szosie do kubła i wystartował w biegu po górach. Wtedy jednak... no wtedy byłem trochę kimś innym. Każdy się z czasem zmienia... Szkoda mi było także już zapłaconej opłaty startowej - więc wystartowałem na szosie. I tylko tęsknie podczas biegu spoglądałem w okoliczne góry...

Maraton startował o 6:30 rano, i było jeszcze ciemno. Musicie wiedzieć, że Mauritius leży na południowej półkuli więc w lipcu tam jest środek zimy. To było bardzo śmieszne gdy zwiedzaliśmy wyspę: ciemno robiło się zaraz po 17:00 - a o 17:30 były już TOTALNIE CIEMNO :-) Gdy wstawało się o 10 rano (wakacje!!!), zjadło się spokojnie śniadanie i wyruszało na zwiedzanie w południe... to już do wieczora zostawało tylko pięć godzin... Warto o tym wiedzieć planując tam wakacje :-)



Zaraz po starcie zrobiło się jednak jasno, bo w pobliżu równika szybko wstaje dzień - i tak samo zresztą szybko zapada noc. Na starcie przegapiłem... konieczność odhaczenia swojego numeru startowego u miłych Pań - całe szczęście ktoś to spostrzegł i gdy wszyscy wystartowali ja musiałem gonić skaner. Taka zabawa. Ale całe szczęście straciłem tylko minutkę do peletonu.

Największy lęk budziły u mnie temperatury - a raczej ich zapowiedzi. Wg prognoz pogody - które śledziłem jeszcze w Polsce - w dniu biegu miało być 30 stopni. Nawet wieczorem w przeddzień biegu zapowiadano 26 i tylko lekką mżawkę rano. Tymczasem... tymczasem do biegania było pięknie... Znaczy się lało prawie całą trasę niczym w środku pory deszczowej. Dlatego też biegło się przyjemnie a na mecie można było nawet zmarznąć! Ciekawe jakie było fajne błoto w tych górach na ultra...

Chyba miałem formę, bo pomimo startu z opóźnieniem na metę dobiegłem z czasem 3:45:44 który dał mi 22 miejsce na 124 finiszerów. Od tamtej pory tylko raz pobiegłem szybciej - dwa miesiące później w Warszawie.



Tak jak dziewczyna na mecie wręczająca medale była przecudnej urody, tak wręczany medal był okropny. Do dziś zajmuje w mojej kolekcji honorowe przedostatnie miejsce. To wesołe tym bardziej, że gdy dwa dni wcześniej rozmawialiśmy w biurze zawodów z organizatorem podczas odbierania pakietów startowych - ten oznajmił nam że ich medale są PRZEPIĘKNE. W rzeczywistości był to okrągły kawałek drewna z ordynarnie przybitą pieczątką "Mauritius Marathon". I tyle!

Jeżeli będziecie wybierać się kiedyś na Mauritius - dajcie znać - powiem co i jak, i gdzie i za ile. Wcale nie było tak drogo jakby mogło się wydawać. A fajne noclegi można było wynająć bardzo tanio - choć to oczywiście pojęcie względne. Na szczegółowe rozliczenie kosztów musicie jednak poczekać - tak samo jak i na koniec pandemii. Kiedyś się przecież chyba skończy prawda??



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
fit_ania
06:42
jaro109
06:24
zbig
06:22
biegacz54
04:47
Arti
01:10
marczy
01:00
Andrea
00:24
Brytan65
22:48
Raffaello conti
22:21
slawroz60
22:20
camillo88kg
21:53
INVEST
21:13
bArFo
21:08
gpnowak
21:04
przemcio33
20:25
SZAFLAR
20:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |