Jest niedziela, siedzę sobie w domku i myślę nad wczorajszym biegiem [Maraton Toruński - przyp.admina]. W związku z tym, że nie wszystko było OK pozwolę sobie na kilka refleksji na temat wczorajszego Maratonu i jego organizacji. Niestety będę musiał napisać kilka słów krytyki (mam nadzieję że konstruktywnej). Przychodzi mi to z lekkim bólem serca, bo jestem prawie rodowitym toruńczykiem (mieszkam tu prawie całe życie). Oczywiście cieszę się, że w moim mieście jest organizowana tak wspaniała impreza jaką bez wątpienia jest maraton, ale myślę że po prostu na naszym gruncie to się nie chce przyjąć (mimo że to ponoć najstarszy maraton w Polsce). Marazm ludzi jest ogromny, pomijając kibiców w wioskach przez które przebiega trasa maratonu to nie było prawie nikogo na trasie. Organizator chcąc zwiększyć zainteresowanie imprezą umieścił metę w samym centrum starego miasta. Trasa wiodła najbardziej popularną ulicą miasta, co spowodowało jedynie zwiększoną ilość dziwnych komentarzy i spojrzeń w stroną zawodników. Przepraszam wszystkich z poza Torunia za takie chłodne przywitanie w centrum miasta. Taka jest niestety zapyziała mentalność tubylców, wszyscy wolą speedway.
Wiąże się z tym także fakt, że media prawie wcale nie wspominały o imprezie tego formatu, co jak wiadomo niesie za sobą niechęć sponsorów przez co „nasz” maraton z roku na rok jest coraz biedniejszy. Zresztą nie dziwie się, że sponsorzy wycofują się jeden po drugim. Przy okazji na czym polega fenomen Dębna, skąd i jak oni biorą pieniądze, potencjalnie mają mniejsze możliwości ???
Czas na ocenę organizacji maratonu. Już na samych zapisach bałagan - nic nikt nie wiedział, co będzie na punktach odżywczych, jak odjeżdżają do Chełmna autobusy, kiedy rusza ostatni... Oczywiście tłok był okropny w autobusie. Na miejscu nawet dobre warunki, szatnie, WC tak ważne przed maratonem jeżeli wiecie o czym mówię ??? Honorowy start no i tłocznymi autobusami do Brzozowa. Pogoda jak na tę imprezę rewelacyjna, wszyscy pamiętają co było 2 lata temu. Troszkę duszno ale nie było lampy, a to już połowa sukcesu. Punkty odżywcze organizowane były przez różne gminy i stąd niesamowite zróżnicowanie. Na niektórych tylko woda, na szczęście na 25 km było nożna zobaczyć izotonik i zjeść co nie co. Jednak to i tak bardzo skromnie za 35 zł wpisowego. Miłym akcentem była mini orkiestra na Wrzosach (dzielnica Torunia) gdzie owacyjnie witano wszystkich zawodników. Na mecie Medal w tym roku wyjątkowo ładny (poprzednie lata to porażka) miłe przywitanie z zapytaniem „czy czegoś Panu potrzeba?”. Masaż dobry, nie było nawet ogromnych kolejek. Na tym koniec pozytywów. „Piknik maratoński” odbywający się niedaleko to porażka i strata pieniędzy. Posiłek regeneracyjny nie wiem z czego się składał, bo niestety około 5:20 min po starcie już go nie wydawano. Jeżeli więc przybiegłeś z czasem 4:50 i przedtem byłeś na masażu, wykąpałeś się, zamieniłeś kilka słów z przyjaciółmi i chciałeś zjeść to mogłeś tylko się oblizać. Piwo na szczęście było, szkoda że tylko 0,3 z kija więc tak naprawdę 0,2 plus woda.
Podsumowując, bywałem na lepszych maratonach i gdyby on nie odbywał się w moim mieście to na pewno bym nie przyjechał. Jednak nie pobiec w własnym mieście to hańba więc do przyszłego roku...
Przy okazji warto aby organizatorzy pojechali do Dębna, aby zobaczyć jak to się robi!!!
Rozumiem, że wysiłek włożony w zorganizowanie maratonu jest ogromny, a za liczne niepowodzenia w dużej mierze odpowiada specyfika Torunia i to bardzo przykre, że zainteresowanie sportem i kultura fizyczną jest bardzo małe (oprócz żużla oczywiście).
Pozdrawiam... Marcin...