|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 605/490747 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wielki sport w Kaczkach Średnich | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2017-11-28 | Na lekkoatletycznej mapie Polski są takie miejsca, które w sposób szczególny zapisały się na kartach kronik naszej królowej sportu. Niektóre zasłynęły ze spektakularnych wydarzeń przechodzących na trwałe do historii nie tylko krajowej lekkiej atletyki. W innych swoje umiejętności doskonaliły zastępy zawodników, również tych największego formatu.
W pierwszy przypadek wpisuje się Stadion Leśny w Olsztynie gdzie po raz pierwszy w historii człowiek przekroczył barierę 17 metrów w trójskoku. W drugim należy wspomnieć o stadionie WKS-u Śląska Wrocław przy ulicy Skarbowców. Mimo iż z wielu względów obiekt nie cieszył się dobrą sławą, wykuwali na nim swoją formę Robert Maćkowiak, Urszula Włodarczyk, czy Roman Golanowski.
Dziś gdyby nie świadomość i wiedza mieszkańców Olsztyna i Wrocławia pamiętających świetność lekkoatletycznych obiektów, trudno byłoby wpaść na to, że wspomniane miejsca były kiedyś stadionami. Że na „Leśnym” Józef Szmidt ustanowił 57 lat temu rekord świata w trójskoku. Że na „Skarbowców” w 1989 Michał Bartoszak odebrał rekord Polski juniorów w biegu na 5000m samemu Bronkowi Malinowskiemu. O ile z ruin olsztyńskiej areny można wyczytać pomiędzy drzewami i zaroślami coś co było kiedyś stadionem, o tyle wojskowy obiekt we Wrocławiu zniknął zupełnie w tym roku z powierzchni ziemi. Powstanie tam osiedle mieszkaniowe. Zapewne lokatorzy nowych bloków nie będą wiedzieli, że parkują swoje samochody w piaskownicy, w której lądowała niegdyś halowa wicemistrzyni świata w siedmioboju. Zapewne trudno im będzie sobie wyobrazić, że przez ich kuchnię przebiegał kiedyś mistrz świata w sztafecie 4x400m.
Powyższe rozważania dotyczą zapomnianych miejsc w dużych miastach, z doskonale udokumentowaną historią i wiedzą przekazywaną przez tysiące mieszkańców. Gdyby jednak podążać lekkoatletycznymi śladami natrafilibyśmy również na małe miejscowości z niewiarygodną przeszłością. Echa tej przeszłości wciąż jeszcze brzmią na stadionie w małej, liczącej 400 mieszkańców wsi na wschodnim skraju Wielkopolski, Kaczkach Średnich. Wśród niezorientowanych już sama nazwa wyzwala niezmiennie od pół wieku uśmiech. Wystarczy jednak wspomnieć trójkę absolwentów szkoły średniej w Kaczkach, których nazwiska w ciągu ostatnich 10 lat figurowały na szczytach rocznych tabel żeby śmiech ustąpił miejsca co najmniej zdziwieniu.
Siódma zawodniczka ostatnich Drużynowych Mistrzostw Europy w Lille i tegoroczna mistrzyni Polski seniorów w rzucie dyskiem. Aktualny halowy rekordzista Polski w biegu na 2000m prz i 14 zawodnik Mistrzostw Europy z Barcelony 2010 w biegu na 3000m prz. Czterokrotny wicemistrz Polski w biegu na 110m p.pł. i 7 zawodnik Superligi Pucharu Europy z 2007 roku na tym dystansie.
Lidia Augustyniak, Hubert Pokrop i Mariusz Kubaszewski. Na polskich listach All-Time zajmują w swoich konkurencjach odpowiednio – 13, 17 i 16 miejsce. Wszystkich łączy jedno miejsce - Zespół Szkół Rolniczych w Kaczkach Średnich. Cała trójka zanim trafiła do MKL-u Toruń, Grunwaldu Poznań i Zawiszy Bydgoszcz swoją zawodniczą wartość podnosiła na żużlowym, kaczkowskim stadionie. Stadionie, który w czasach funkcjonowania województwa konińskiego był jedynym wyposażonym we wszystkie urządzenia lekkoatletyczne. Stadionie, na którym przez niemal pół wieku po godzinie 15-tej gromadziło się około 30 młodych lekkoatletów. Mimo niewdzięcznej, kamienistej bieżni, topornych nawierzchni gumowych na rozbiegu do skoku w dal i oszczepniczej rzutni, zawodnicy z powodzeniem rywalizowali z juniorską czołówką kraju. Zanim to jednak nastąpiło…
Zespół Szkół Rolniczych w Kaczkach Średnich zaczął funkcjonować w 1958 roku. Na wsi bez prądu, utwardzonej drogi, w spartańskich warunkach poniemieckiego dworku. Ówczesny dyrektor Stanisław Żuchowicz mimo początkowych wątpliwości uwierzył, że nawet w tak zapomnianym i położonym w oddali od wielkomiejskich skupisk miejscu, można zorganizować placówkę oświatową. I organizował. Prąd, drogę asfaltową, budynki szkolne, bloki mieszkalne dla pracowników. Stopniowo zaczęły również rosnąć szeregi wykwalifikowanej kadry pedagogicznej. W roku 1965 Żuchowicz pozyskał młodego wuefistę, lekkoatletę „Orkanu” Poznań Mirosława Panfila. Czynny wówczas zawodnik specjalizujący się w biegu na 3000m prz zaczął swoją pasję zaszczepiać wśród uczniów odkładając własne plany i ambicje sportowe. Szybko okazało się, że talent organizacyjny dyrektora Żuchowicza i szkoleniowy trenera Panfila przynoszą niebywałe efekty. Mimo braku bazy szkoleniowej zapał i chęci zadecydowały o pierwszych sukcesach. Trzeba było nadzwyczajnej wyobraźni i co najmniej niepoprawnego optymizmu, aby sądzić, że lekka atletyka wyjdzie z Kaczek Średnich choćby poza ramy powiatowe. Cechy motoryczne młodych zawodników kształtowały się w prowizorycznych warunkach. Szkolny korytarz po zajęciach lekcyjnych stawał się salą gimnastyczną. Łąki rzutniami, a wymierzone odcinki na ścieżkach i drogach spełniały rolę bieżni lekkoatletycznej. I tak bez stadionu, sali i siłowni skromna, niewysoka zawodniczka Maria Jabłońska ustanowiła rekord Polski juniorek młodszych, a później juniorek (55.18) w rzucie oszczepem. W roku 1973 na Mistrzostwach Europy Juniorów w Duisburgu sięgnęła po brązowy medal. W pokonanym polu zostawiła m.in. późniejszą mistrzynię olimpijską z Los Angeles, Teresę Sanderson.
W tym samym roku Kaczki Średnie zyskały w końcu pierwszy, profesjonalny obiekt sportowy – salę gimnastyczną. Na stadion trzeba było poczekać jeszcze 6 lat. Jego brak nie przeszkodził jednak w wychowaniu kolejnych zawodników, m.in. Józefa Kańciurzewskiego. Młody, niepokorny chłopak stał się sensacją mistrzostw Polski juniorów ‘78 wygrywając bieg na 800m. Rok później inauguracja roku szkolnego zbiegła się z otwarciem stadionu. Obiekt prezentował się okazale. Czterystumetrowa, sześciotorowa bieżnia okólna z dwoma dodatkowymi torami na prostej, rowem z wodą, klatką do rzutów, dwoma piaskownicami i pełnym wyposażeniem – to wszystko dawało nowe perspektywy rozwoju. Mankamentem od samego początku był jednak stan bieżni. Jako, że obiekty tartanowe w Polsce można było wówczas zliczyć na palcach u rąk, powszechnie obowiązującym był wówczas żużel lub „pomarańczowa mączka”. I właśnie ta druga miała stać się „kaczkowską” nawierzchnią. Początkowo na stadion przywieziono kamienistą mieszankę. Mieszanka miała zostać zmielona do postaci wspomnianego proszku. Jako, że termin uroczystego otwarcia był odgórnie ustalony zabrakło czasu na proces rozdrobnienia. Postanowiono wyłożyć bieżnię półfabrykatem, a tuż po otwarciu i inauguracyjnych zawodach z powrotem klepisko zebrać i zmielić. Od tego momentu minęło 38 lat, a bieżnia pozostała w swojej pierwotnej formie i raczej nikt kruszyć jej nie zamierza. W dni deszczowe, pierwsze trzy tory zamieniają się w kąpielisko, a w porze suchej bieżnia zastyga do poziomu twardości niewiele różniącej się od betonu. Wielkość kamyków w zetknięciu z cienką podeszwą lekkoatletycznych kolców również nie jest bez znaczenia.
Mimo wszystko obiekt był spełnieniem marzeń szkolnych lekkoatletów i kadry trenerskiej. Z uznaniem o stadionie wyraził się 6 zawodnik Igrzysk Olimpijskich z Tokio ‘64 w biegu na 1500m i wicemistrz Europy na tym dystansie z Belgradu ‘62, Witold Baran. Przebywający na mitingu w jednym z miast byłego województwa konińskiego powiedział: „a nie mogliście tych zawodów rozegrać w Kaczkach Średnich? Oni tam taki piękny obiekt mają”. W roku 1980 rozegrano z resztą na nim mistrzostwa Polski LZS.
W ciągu pół wieku królowej sportu w Kaczkach Średnich uczniowie Zespołu Szkół Rolniczych zdobyli około 50 medali mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. Ta zdobycz dotyczy całej gamy konkurencji lekkoatletycznych. Kaczkowscy zawodnicy zdobywali krążki w biegach na 200, 400 i 800m, 110m p.pł., 2000m prz, w skoku w dal, w rzucie dyskiem i oszczepem, w pchnięciu kulą, w wielobojach, w sztafecie 4x100m i w biegach przełajowych. Rekordy szkoły są najlepszym świadectwem ich poziomu. Wartymi wymienienia w męskim wykonaniu są: 100m – 10.85, 200m – 21.78, 800m – 1:52.7, 1000m – 2:27.70, 1500m – 3:53.49, 3000m – 8:19.03, 5000m – 14:24.53, 10000m – 30:18.21, 400m p.pł – 53.89, 3000m prz – 8:37.97, skok w dal – 7.36, skok wzwyż – 2.10. Wśród pań należy wspomnieć o 62.57 na 400m p.pł., 49.20 w dysku, 50.66 i 55.18 odpowiednio w oszczepie nowego i starego typu, czy 4745pkt w siedmioboju. To dorobek najlepszych. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w każdym z bloków było przynajmniej kilku zawodników w historii szkoły, którzy zanotowali świetne wyniki na poziomie juniorskim. Wielokrotnie w konkretnych latach istniał sektor wiodący. W pierwszej połowie lat 70-tych była to doskonała grupa oszczepniczek i specjalistek od rzutów w ogóle. Na przykład na jednej z edycji mistrzostw Polski juniorów dwie zawodniczki z Kaczek stanęły na 1 i 3 stopniu podium po konkursie rzutu oszczpem. Na półmetku kolejnej dekady objawili się świetni średniodystansowcy, którzy dwukrotnie wywalczyli wicemistrzostwo Polski szkół średnich w przełajowej sztafecie 10x1500m. Z końcem lat 90-tych nastała era płotkarzy. Tylko w jednym 1999 roku Kaczki miały wicemistrza Polski juniorów młodszych na 110m p.pł., czwartego zawodnika w tej kategorii wiekowej na 400m p.pł. i również czwartego na tym samym dystansie, ale w kategorii juniorów. Na początku XXI wieku odrodzili się znów średniodystansowcy. Czterech z nich zajmowało miejsca w pierwszej szóstce mistrzostw Polski młodzików, juniorów młodszych i juniorów.
Podczas zmagań o medale mistrzostw kraju pisały się scenariusze, których ani trener, ani zawodnicy nie śmieli wcześniej przewidywać. Jednym z większych zaskoczeń było mistrzostwo Polski juniorów młodszych w sztafecie 4x100m przed 18 laty. Zupełnie anonimowy, czteroosobowy skład niekoniecznie szybkich indywidualnie chłopaków zostawił w pokonanym polu wszystkich, łącznie z faworyzowaną ekipą warszawskiej „Skry”. „Kaczki team” otrzymał wówczas nagrodę za największą niespodziankę mistrzostw. W 1991 roku klasyfikację drużynową mistrzostw polski juniorów i juniorów młodszych w biegach przełajowych wygrał skład oparty wyłącznie o zawodników z ZSR w Kaczkach Średnich.
Kilkunastu uczniów dostąpiło zaszczytu reprezentowania Polski na imprezach międzynarodowych – mistrzostwach świata juniorów, mistrzostwach Europy w tejże kategorii oraz mistrzostwach świata juniorów młodszych. Niektórzy po ukończeniu szkoły średniej kontynuowali kariery trafiając do wybitnych polskich szkoleniowców - Tadeusza Osika, Wiesława Czapiewskiego czy Zbigniewa Króla.
Mamy rok 2017. Stadion w Kaczkach Średnich wygląda lepiej niż „Leśny” w Olsztynie, bo mimo wszystko przypomina obiekt sportowy. Niewielki ciąg plastikowych krzesełek i wymienione 30% ogrodzenia to jednak wszystkie elementy renowacji wykonanych na przestrzeni czterech dekad. Bieżnia nadal nie zachęca do założenia kolców. Mimo tego jednostki wciąż uparcie doskonalą na niej swój warsztat. W mijającym roku Kaczki miały na mistrzostwach Polski juniorów reprezentanta w biegu na 110m p.pł. Zajął nawet 5 miejsce. Absolwenci szkoły wracają na stadion z sentymentem nazywając pieszczotliwie nawierzchnię „kaczkowskim mondo”. Obiekt jest zniszczony, ale ma swoje plusy. Jego położenie między drzewami daje wytchnienie zmysłom i osłonę przeciw podmuchom w wietrzne dni. Bieganie na bieżni jest jednak mniej ryzykowne niż korzystanie z innych sektorów.
Gumowe rozbiegi na skoczni wzwyż i rozbiegu do rzutu oszczepem przybrały formę bliższą poskręcanej serpentynie niż autostradzie do wysokich skoków i dalekich rzutów. W roku 2003 pojawił się mikro płomyk nadziei - „założymy wam tartan na rozbiegu do skoku w dal”. Pierwszym etapem było zrobienie podkładu pod sztuczną nawierzchnię. Zabetonowano więc 60m między jedną, a drugą piaskownicą. I beton pozostał. Zarówno ze strony decyzyjnej jak i na samym rozbiegu. W efekcie trzeba było z powrotem wciągnąć na niego nadgryzioną i odkształconą gumę. I nawet na tak niewdzięcznym, tępym i wyboistym pasie startowym udało się wychować juniora, który poszybował na 7.23 w normalnych, tartanowych warunkach.
W linii prostej mieszkam jakieś 50 metrów od stadionu. Piaskownica nie zachęca nawet moich dzieci do stawiania babek. Z resztą z piachu jakości klasy szóstej pewnie żadna foremka nie ulepi zamierzonego kształtu. Wydawać by się mogło, że to samo tyczy się młodzieży – z beztalencia najwybitniejszy trener nie zrobi nawet mistrza powiatu. Ale i trenerzy i młodzież wciąż w Kaczkach Średnich są. Tych drugich poza jednostkowymi przypadkami ciężko jednak przekonać, że po treningach na łące z sześcioma torami kamieni można zostać gwiazdą sportu. O ile młody człowiek jest w stanie w to uwierzyć, o tyle rodzic, który odwiedza „Kaczki Stadium” już nie. To tak jakby kilka lat temu przyprowadzić grupę turystów do portu na włoskiej wysepce Isola del Giglio, pokazać leżący wrak Costy Concordii i powiedzieć „zapraszamy na cudowny rejs”. Najwybitniejszy kapitan nie jest w stanie nakłonić pasażerów, aby powierzyli swoje dzieci w podróż widmem. Kapitan schodzi jednak ze statku ostatni. Jako, że wrak jeszcze nie zatonął, kapitan wciąż tam jest. I czeka. Na nowy najlepiej okręt. Uzbrojony we wszystkie lekkoatletyczne działa z XXI wieku – tartanową bieżnię, nową piaskownicę, rów z wodą i murawę bez skomplikowanej sieci korytarzy wydrążonych przez krety.
W ostatnich latach nauczycielom i trenerom ze szkoły w Kaczkach z powyższego powodu wymykają się perełki. Rodzice wolą posłać utalentowane dziecko do innej lekkoatletycznej kuźni wyposażonej w nowoczesny stadion. Nawet jeśli nie nowoczesny to posiadający tartanową nawierzchnię, bo to już nie jest rarytas jakich w latach 80-tych było kilka. 4 lata temu ktoś zauważył pewną zmianę w kaczkowskim krajobrazie – zniknęli sportowcy. Grupy średnio i długodystansowców przemykające po okolicznych wsiach były jeszcze nie tak dawno temu codziennym widokiem mieszkańców. Nigdy nie zgodzę się z powszechnie panującą opinią, że młodzież jest zła i leniwa. Młodzież nie jest ani zła ani leniwa. Młodzieży trzeba stworzyć warunki do zainteresowania konkretną dziedziną. Pięć lat temu zespół największego, biegowego cyklu w kraju CITY TRAIL, którego jestem członkiem zaczął organizować biegi przełajowe w Bydgoszczy. O ile frekwencja w biegu głównym nie podcięła nam skrzydeł, o tyle po biegach młodzieżowych pióra zupełnie nam opadły. W pięciu kategoriach wiekowych rywalizację ukończyło 7 osób. Słownie – siedem osób. Zastanawialiśmy się nad sensem dalszego rozgrywania biegów dla dzieci i młodzieży. Olśniło nas, że jest to jednak siedmiu wspaniałych, którzy zdecydowali się pobiegać. I stwierdziliśmy, że dla tych siedmiu osób warto przedsięwzięcie kontynuować. Minęło 5 lat i dziś w tej samej Bydgoszczy, na tych samych trasach „Myślęcinka”, w tych samych pięciu kategoriach wiekowych rywalizuje 400 młodych biegaczy! Pytanie czy było warto jest tutaj zupełnie bezzasadne.
Gdybyśmy wówczas odpuścili. Zaniechali tworzenia warunków w postaci cyklicznej imprezy biegowej. Dziś nikomu z naszego sztabu organizacyjnego nawet przez najbardziej optymistyczną wyobraźnię nie przeszłaby myśl, że popełniliśmy błąd. I kto wie jakby potoczyła się najnowsza, sportowa historia szkoły w Kaczkach gdyby funkcjonował nowy stadion lekkoatletyczny. Być może rekordy szkoły byłyby jeszcze lepsze, a w polskich tabelach All-Time figurowałoby kolejne nazwisko absolwenta kaczkowskiej placówki. Patrząc krótkowzrocznie, mogłoby się wydawać, że zniknięcie takiej malutkiej kuźni z lekkoatletycznej mapy polski nie ma wpływu na ogólny poziom dyscypliny. Wytężmy jednak wzrok. Przed trzema tygodniami napisałem dość gorzki, ale niestety prawdziwy artykuł dotyczący upadku pięknej, polskiej konkurencji – 3000m z przeszkodami. Liczba ponad stu zawodników, którzy uprawiali ją 50 lat temu skurczyła się dziś do 28 w skali całego kraju. W bieżącym sezonie pięciu polskich przeszkodowców zeszło poniżej 9 minut. W roku 1984 było ich 32, a jeszcze 10 lat temu 17. W ostatnich 30 latach mury szkoły w Kaczkach Średnich opuściło 4 zawodników, którzy kontynuując karierę uzyskali w biegu na 3000m prz odpowiednio 8:24, 8:46, 8:52 i 8:57. Czterech w ciągu 30 lat. Dwóch w latach 80-tych i po jednym w kolejnych dekadach. Niewiele. Czy na pewno? Kaczki Średnie nie są odosobnionym przypadkiem, w którym sport niemal przestał istnieć. Załóżmy, że znajdziemy 10 takich „opuszczonych” ośrodków. Dziesięć, które potencjalnie byłyby w stanie wychować po 4 przeszkodowców marki „under 9:00.00” na przestrzeni trzech dekad. Prosty rachunek daje nam liczbę 40. Czterdziestu zawodników na trzy dziesięciolecia zmienia zupełnie perspektywę. Można rzec, że te dziewięć zero, to szary, średni krajowy zawodnik. Tak jak skoczek w dal na poziomie 7.00, czy skoczek wzwyż formatu 2.00. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że siedmiometrowców było 10 lat temu 50, dwumetrowców 63, a dziś odpowiednio jest ich 31 i 34, to średni poziom nabiera znaczenia. Czynnik naporowy jaką jest klasa średnia danej konkurencji ma znaczenie olbrzymie. Nawet jeśli ktoś zawodnika wspomnianego formatu określi obraźliwym mianem tła, albo statysty. Bo nawet najwybitniejszy aktor nie będzie w stanie zaprezentować swoich umiejętności bez tła. A bez statystów zniknie kontrast uwypuklający ponadprzeciętne zdolności.
Ponadprzeciętne zdolności zdecydowanie wykazują uczniowie z ZSR w Kaczkach Średnich. W różnych dziedzinach. Wystarczy w facebookową wyszukiwarkę wpisać „Zespół Szkół Rolniczych CKP w Kaczkach Średnich”, żeby się o tym przekonać. Dziś szkoła rolniczą jest tylko z nazwy. W rzeczywistości to nowoczesna placówka, która może zadziwić największego prześmiewcę nazwy miejscowości i sceptyka twierdzącego, że szkoła w 400-osobowej wsi nie wykształci fachowca. Od dwóch lat szkołą zarządza dyrektor Krzysztof Świerk. Człowiek orkiestra. Multiinstrumentalista łączący ducha oświaty, tryby wielkiego przemysłu i długie macki marketingu. Wprowadził szkołę na poziom „master” w kategorii dynamiki rozwoju i nowoczesnych rozwiązań. Nie wiem czy kiedykolwiek śpi, ale widząc ilość i rozmiar realizowanych projektów mam co do tego poważne wątpliwości. Dyrektor Świerk to wie i ja to wiem, że jedynym brakującym ogniwem jest stadion lekkoatletyczny, który wciąż jest, ale tylko jest. Jego głucha obecność przypomina o dawnej, sportowej świetności szkoły. W cuda nie wierzę, ale wierzę, że dyrektor Krzysztof znajdzie sposób żeby kamienistą bieżnię zamienić na tartan.
Jak wspomniałem wcześniej, mieszkam od tej topornej bieżni jakieś 50 metrów. Mnie jako prawie emerytowanemu zawodnikowi nowy stadion nie jest niezbędny. Ale potrzebny jest młodzieży. Aktualnym i kolejnym pokoleniem po to żeby bezpowrotnie nie usypiały drzemiącego w nich potencjału. Piękno lekkiej atletyki polega na jej wielowymiarowości. W każdym młodym człowieku można znaleźć dominującą cechę motoryczną. Czy będzie to szybciej, wyżej czy też może silniej nie ma znaczenia bo Królowa Sportu ma bogatą ofertę, z której niemal każdy może skorzystać. Pierwsze pytanie czy chce. Drugie czy ktoś pokieruje procesem treningowym. Trzecie – czy będzie gdzie nim kierować. Na przykładzie szkoły w Kaczkach można wykazać ścisłą zależność między odpowiedziami na te trzy pytania. Młodzież chce. Pojawiła się w tym roku grupa około dwudziestu uczniów, ponadprzeciętnych i chętnych do uprawiania sportu. Trener Mirosław Panfil wciąż jest i nieprzerwanie od 50 lat z tym samym zapałem doprowadza zawodników co najmniej do finałów mistrzostw Polski. Jako, że dość dobrze go znam, wiem że nawet na zaoranym polu znalazłby metodę treningową odpowiednią dla danej konkurencji. Poza tym są inni wuefiści wyposażeni w narzędzia do kierowania procesem „trening”.
Ale nie ma stadionu. Miejmy nadzieję, że młodzież nie zniechęci się oraniem w polu… Stadion w Kaczkach Średnich jest potrzebny. Nie dla faktu, żeby był, ale po to żeby „robić” na nim lekką atletykę. Nie średnią, ale tak dużą jak przez ponad 40 lat.
Łukasz Panfil
Członek AIPS (Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasy Sportowej)
Członek Komisji Statystycznej PZLA
Spiker imprez biegowych i lekkoatletycznych
Absolwent ZSR w Kaczkach Średnich
|
|
| |
|