|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 712/1966873 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wywiad z Bartoszem Nowickim | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2015-10-09 | Moim rozmówcą jest dziś człowiek, który już od pierwszych, biegowych kroków zapowiadał się doskonale. Zachwytów nad jego młodzieńczymi poczynaniami na bieżni było zapewne tyle samo co obaw o lata późniejsze. W wieku 17 lat zajął 6 miejsce na mistrzostwach świata juniorów młodszych w Debreczynie. Dwa lata później sięgnął po złoto mistrzostw Europy juniorów.
Dzięki rozsądkowi, ciężkiej pracy i wierze w sukces młody zawodnik dotarł do seniorskiego wieku i stał się na wiele lat podstawowym filarem naszej reprezentacji w biegu na 1500m. Siedemnastokrotnie na tymże dystansie schodził poniżej 3 minut i 40 sekund. Poprawił halowy rekord Polski samego Pawła Czapiewskiego. I wreszcie 6 marca 2011 roku sięgnął po brązowy medal Halowych Mistrzostw Europy w Paryżu. Dokładnie po 30 latach od ostatniego polskiego akcentu międzynarodowego na 1500m Polak stanął na podium. Nawiązał do sukcesów Szordykowskiego. Kilkadziesiąt minut wcześniej Adam Kszczot i Marcin Lewandowski wywalczyli złoto i srebro na 800m. Brąz na 1500m był wówczas kropką nad „i” polskiej potęgi biegów średnich w Europie. Z autorem tegoż osiągnięcia rozmawiam po biegu ulicznym na 10km rozegranym w ramach 36.PKO Półmaratonu Szczecin. Panie i panowie – Bartosz Nowicki!
Zwycięstwo w biegu uliczny na 10km w ramach 36.PKO Półmaratonu Szczecin
Łukasz Panfil - Wygrałeś dziś bieg uliczny na dystansie 10km. Czy to jest jakiś sygnał w kierunku, przedłużania, „wyjścia na ulicę”? W tym roku mieliśmy mniej Bartka Nowickiego w wydaniu wyczynowym niż w kilkunastu ubiegłych sezonach.
Bartosz Nowicki - Na pewno ten triumf jest bardzo satysfakcjonujący, tym bardziej że miał miejsce na ulicach mojego miasta. Przyjemny, poranny, 32-minutowy jogging, który zajął mi 10km . Oczywiście żartuję, ale fakt faktem, że potraktowałem ten start treningowo. W planach miałem trzeci zakres i te nieco ponad 32 minuty idealnie wpisuje się w tą formę treningu. Aktualnie mam w życiu nieco inne priorytety niż bieganie wyczynowe. Skupiam się przede wszystkim na pracy, jestem żołnierzem zawodowym. Bardzo absorbuje mnie najważniejszy element mojego życia czyli rodzina. Biegam wciąż, bo zwyczajnie kocham to robić. Sprawia mi to ogromną przyjemność, a mam jeszcze na tyle zdrowia i ochoty żeby stanąć na linii startu w ukochanym, pięknym Szczecinie i wygrać „dychę”.
Ł.P. - Wspominasz o zluzowaniu tego gorsetu wyczynowego zawodnika, a jednak wiosną uzyskałeś niezłe 29:50 na 10000m, a to jest jednak wynik, którego nie uzyskuje się amatorsko…
B.N. – Wynik jest na pewno przyzwoity. Jednak przez całe życie byłem zawodowcem, przez 10 lat biegałem w kadrze olimpijskiej na poziomie klasy mistrzowskiej międzynarodowej w biegu na 1500m. W tej perspektywie 29:50, że tak powiem – szału nie robi. Dzięki 12 brygadzie zmechanizowanej miałem możliwość, aby w tym roku przygotowywać się do spartakiady wiosennej w biegach przełajowych, która była pod koniec kwietnia. Tuż po tej spartakiadzie były mistrzostwa Polski w biegu na 10000m, więc kontynuacja tamtego treningu dała efekty w postaci wspomnianego wyniku. W marcu i kwietniu miałem możliwość uczestniczenia w dwóch zgrupowaniach sportowych z ramienia wojska i w związku z tym moja dyspozycja była później całkiem przyzwoita. Nie jestem obecnie szkolony przez PZLA, mogę ewentualnie inwestować prywatne środki w proces treningowy. Proporcje znacznie się zmieniły – zamiast dwustu dni w roku na obozach mam w tej chwili 20.
Memoriał Janusza Kusocińskiego
Ł.P. – Czy nie kusi Cię jednak mocniejsze pójście w biegi długie? Jest wiele przykładów zawodników z Twojego pułapu , którzy wyśmienite kariery średniodystansowców przełożyli później na biegi długie osiągając wyniki w okolicach 13:20 na 5000m. Jesteś w odpowiednim wieku, potencjał zapewne jest znacznie większy niż 29:50…
B.N. – Bardzo mnie to kusi. Doskonale zdaję sobie sprawę z wciąż drzemiących możliwości. Przede wszystkim to wymaga od zawodnika odważnej decyzji. Do igrzysk olimpijskich został zaledwie rok. Ja jestem racjonalistą i buduję sobie realne cele. Jeżeli w tym roku nie ukończyłem żadnej „piątki” , a „dychę” pobiegłem 29:50 to znając się na sporcie i będąc fachowcem nie mogę zakładać, że za rok pobiegnę 13:20. Jeżeli w tym roku zszedłbym poniżej 14 minut, a w przyszłym pobiegł w okolicach 13:40 i dalej notowałbym progres to jest to jakaś realna prognoza na większe wyniki. Rozmawiamy czysto teoretycznie, a w praktyce jest to bardzo trudne do realizacji. Na pewno chcę spróbować. Wymaga to jednak zgromadzenia wokół siebie partnerów finansowych i nazwijmy to motywacyjnych. Jeżeli w przyszłym roku wszystko ułoży się po mojej myśli to wtedy, mając 32 lata będę mógł myśleć o poważniejszym bieganiu. Pod jaki dystans będę trenował, tego jeszcze nie wiem. Wciąż mam ochotę na duże bieganie, ale sam dobrze wiesz, że do tego trzeba mieć sztab ludzi z trenerem na czele, którzy zapewnią Ci komfort przygotowań. Poza tym wyniki w płaskich biegach długich, których od wielu lat zwyczajnie nie ma, będą jeśli na mitingach te konkurencje będą rozgrywane. Gdzie zawodnik ma robić wyniki, jeżeli w ciągu roku tylko dwukrotnie istnieje możliwość startu na dychę? ( w roku 1966 było 26 mitingów, w programach których rozgrywany był bieg na 10000m – przyp. Łukasz Panfil)
Ł.P. – Zakładając, że zostaniesz przy bieganiu, czy chodzą Ci po głowie plany jeszcze dłuższego biegania? „Połówka”, albo nawet maraton?
B.N. – Bez względu na to jak kształt tego sportu będzie u mnie w przyszłości wyglądał, na pewno będę biegał tak długo jak się da. Nawet domowymi metodami będę starał się, aby to bieganie wychodziło jak najlepiej. Mam przecież tutaj piękne tereny do treningu. Debiut na dłuższym dystansie jest bardzo bliski, bo już we wrześniu planuję start w półmaratonie. Będą to mistrzostwa Polski wojskowych w Zielonej Górze. Mam oczywiście bardzo realny cel na tą imprezę. Wiadomo, że chciałoby się pobiec od razu 64 czy 65 minut, ale mierzę siły na zamiary i wiem, że obecnie stać mnie powiedzmy na godzinę dziesięć i to jest mój cel. Będę starał się forsować to tempo przez 15-16km, jeżeli będzie dobrze to wtedy na pewno przyspieszę. W pewnym wieku dorasta się do jakiegoś rozsądku. Kiedyś jak miałem powiedzmy 24 lata, w szalonych biegach średnich mogłem lecieć zupełnie bez głowy na samych nogach. Biegi długie mają jednak to do siebie, że trzeba używać głowy przez dłuższy czas. Właściwy rozkład sił wymaga już w znacznym stopniu inteligencji. Dla zawodnika, który tak jak ja biegał kiedyś bardzo szybko – 800, 1500 czy nawet 3000m długie bieganie stanowi pewną trudność. Tutaj trzeba przestawić się mentalnie. W momencie kiedy biegnę „dychę”, wydaje mi się, że przez pierwsze 2-3km truchtam, a tempo po 3:00 wcale wolne nie jest i przychodzi taki moment, że odczuwa się je na 6-7km.
Na treningu w RPA
Ł.P. – Rozumiem co masz na myśli. Mogę odnieść się do tego ze swojej perspektywy. Też biegałem bieżnię i mimo skromnego poziomu drugiej klasy sportowej pewnych prędkości zasmakowałem. Głowa pamięta 1500m w 4:00 czy „trójkę” w okolicach 8:40. Wielkim problemem była później realizacja treningu do biegów ultra, który wymagał spokoju i powstrzymania naturalnej chęci szybszego biegania.
B.N. – Dokładnie. Chyba każdy kto otarł się o bieżnię, o jakieś szybsze bieganie ma taką bolączkę. Nawet nie nazwałbym tego problemem. Jest to pewnego rodzaju wyzwanie, nad którym trzeba popracować i zwyczajnie nauczyć się biegów długich.
Ł.P. – W lekkoatletycznym krajobrazie Polski funkcjonujesz już kilkanaście lat. Masz na koncie mnóstwo sukcesów z medalami mistrzostw Europy włącznie. Czy jest jednak coś czego nie udało Ci się zrealizować? Czy czujesz się sportowcem spełnionym?
B.N. – Wydaje mi się, że osiągnąłem naprawdę dużo. Byłem trzykrotnie w finałach mistrzostw Europy, występowałem na imprezach międzynarodowych w kategoriach juniorskich, zdobywając z resztą mistrzostwo Europy na 1500m w 2003 roku. Między 20, a 30 rokiem życia byłem w ścisłej czołówce krajowej. Jeździłem na fantastyczne mitingi, poznałem świetnych ludzi. Im dłużej o tym mówię i z większym dystansem na ten czas patrzę tym bardziej to wszystko doceniam. Dochodzę do wniosku, że wiele planów udało mi się zrealizować.
Ł.P. – A czy nie mierzi nieco fakt, że nie dostąpiłeś zaszczytu bycia olimpijczykiem?
B.N. – Dwukrotnie miałem minimum „B”, ale niestety mnie nie wysłano. 3:37.90 w 2008 i 3:37.43 cztery lata później. Była taka sytuacja, że Czesi, Szwajcarzy i w ogóle połowa Europy wysyłała zawodników posiadających minimum „B”. Mimo, że również je wypełniłem, miałem 24 lata czyli byłem młodym zawodnikiem i byłem mistrzem Polski zostałem w domu. Taka była decyzja. Ale być może to spowodowało, że miałem jeszcze większą chęć do walki i do pracy, że nie spocząłem na laurach. A być może gdybym pojechał na igrzyska nie miałbym już takiej motywacji i nie zdobyłbym tego medalu halowych mistrzostw Europy…
W drodze po brązowy medal Halowych Mistrzostw Europy w Paryżu (2011)
Ł.P. – Z drugiej strony jednak wielka szkoda, bo jeżeli mnie pamięć nie myli w 2010 roku na mistrzostwa Europy do Barcelony Mateusz Demczyszak pojechał z minimum „B” i okazało się, że poradził sobie doskonale udowadniając, że warto było go wysłać. Był w finale zajmując wysokie 8 miejsce.
B.N. – Zgadza się. Dwa lata później właśnie z Mateuszem Demczyszakiem mieliśmy minimum „B”, trenowaliśmy wówczas razem. Historia się powtórzyła – na igrzyska do Londynu nie pojechaliśmy. Mimo tego, że swoją wartość potwierdziłem 2 miesiące wcześniej na mistrzostwach Europy w Helsinkach. Zająłem wówczas 5 miejsce, a biegała naprawdę niezła „paka”! O ile np. 800m miało skromniejszą obsadę, Marcin i Adam odpuścili start na rzecz przygotowań do igrzysk, o tyle na 1500m pojawiła się cała czołówka. Wygrał Ingebrigtsen, ja do ostatniej „stówy” biegłem w pierwszej trójce, a skończyło się na wspomnianym 5 miejscu. W ogóle byłbym za tym, żeby wprowadzić pewną zasadę w biegach średnich i długich, czyli konkurencjach obleganych przez zawodników z Kenii i Etiopii. Jeżeli igrzyska odbywają się w Europie nie widzę problemu żeby najlepszego Polaka z minimum „B” na dystansach 1500 czy 5000 metrów wysyłać na olimpijską rywalizację. Po naukę, po zdobywanie doświadczenia. Ja też muszę się przyznać, że raz na mistrzostwa Europy juniorów pojechałem bez minimum. Zabrakło mi wtedy chyba jednej sekundy. Było to w 2003 roku. Jak to się skończyło? Zdobyłem złoty medal. Myślę, że my Polacy wykorzystujemy szansę, którą dostajemy. Uważam, że minimum „B” na dystansach 1500 i 5000m to naprawdę bardzo dobre wyniki. Wiadomo również, że imprezy mistrzowskie rządzą się swoimi prawami i nie ma tak szybkich biegów. Przykład najświeższy – 5000m na MŚ w Pekinie i Mo Farah, który wygrywa z czasem 13:50. Wczoraj w Białogardzie Krystian Zalewski z Krzysiem Żebrowskim pobiegli „piątkę” odpowiednio w 13:45 i 13:51. Są to bardzo perspektywiczni zawodnicy i jeżeli Krzysiek zdecyduje się iść w kierunku „piątki” może w przyszłym roku pobiec bardzo szybko. Według mnie gdyby osiągnął minimum „B” powinien na igrzyska jechać.
Ł.P. –A jak Tobie przez te wiele lat układała się współpraca z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki?
B.N. – Patrząc na to z perspektywy czasu, całościowo muszę stwierdzić, że żaden kraj nie szkoli tak dobrze jak Polska. My dostajemy naprawdę duże wsparcie. Zawodnicy jeżdżą na ogromną ilość obozów, mają stypendia. Uważam, że jest to dobrze rozwiązane i są efekty. Z drugiej strony brakuje mi w tym wszystkim jakiejś weryfikacji, bo szkolimy trochę za szeroko, zbyt wielu zawodników. Wspomnę moją sytuację. W roku 2013 pobiegłem 3:38.13. W grudniu pojechałem na jeden obóz. Byłem w średniej dyspozycji na co wpływ miała między innymi kontuzja. Nie przygotowywałem się jednak do hali więc forma mogła zaczekać. Niestety po tym jednym obozie wykreślono mnie z kadry. W tym samym momencie do kadry awansowano dwóch juniorów z ówczesnymi rekordami życiowymi na poziomie 3:50. Minęły dwa lata, a oni biegają 3:48, 3:49. Jaki jest sens dwuletniego szkolenia jeżeli postęp jest znikomy.
HME, Paryż 2011 – tuż za srebrnym medalistą, Turkiem Kemalem Koyuncu
Ł.P. – Skąd takie błędne decyzje?
B.N. – O to należałoby zapytać osoby za to odpowiedzialne. Decyzji nieprzemyślanych jest więcej, począwszy od błahostek po poważne, decydujące o losach zawodnika. Przypomina mi się od razu historia z tego ostatniego obozu. Trenerzy wprowadzili obowiązek porannych rozruchów przewidzianych na godzinę 7 rano. Wiem dobrze, że ani Tomek Majewski, ani Marcin Lewandowski takich rozruchów nie stosują. Na moje pytanie dotyczące sensu takich rozruchów trener Zbigniew Rolbiecki powiedział, że widział filmy od trenera Kępki, gdzie zawodnicy wychodzą na takie rozruchy biegając często w śniegu. Odpowiedziałem, że owszem – również te materiały widziałem, ale na tych filmach trener Kępka biega osobiście z zawodnikami. Trener się oburzył, ale stwierdził – „w porządku to my będziemy z Wami ćwiczyć”. Skończyło się tak, że jednego dnia chodził jeden trener, następnego drugi. Po 3 dniach zapał im jednak minął. Wtedy charakter pokazał trener Jan Panzer, nie najmłodszy już (rocznik 1943 – przyp. Ł.Panfil). Powiedział – „panowie ja z Wami tych ćwiczeń wykonywał nie będę, bo są dla mnie za trudne, ale wiem, że jeśli od zawodnika czegoś się wymaga, to trzeba dać coś również od siebie. W związku z tym kiedy wy ćwiczycie tutaj, ja jeżdżę przez cały ten czas na rowerze stacjonarnym”. Pan Jan słowa dotrzymał. W czasie naszych 40 minutowych ćwiczeń jeździł na tymże rowerze. I to było bardzo w porządku. Bardzo nam wtedy trener Panzer zaimponował. A trenerzy, którzy wcześniej deklarowali współudział w naszym rozruchu siedzieli sobie na ławeczce i tylko obserwowali.
Ł.P. – Wracając do osiągnięć. Twoim najbardziej spektakularnym sukcesem był brązowy medal halowych mistrzostw Europy w biegu na 1500m. Jadąc do Paryża byłeś świadom swojej dyspozycji, znałeś stawkę biegaczy i na pewno była jakaś kalkulacja. Czy ten medal był dla Ciebie zaskoczeniem?
B.N. - Ja wówczas wiedziałem, że jestem bardzo mocny. Wcześniej pobiłem rekord Polski. Poza tym byłem bardzo dobrze przygotowany mentalnie. Był wówczas taki program w PZLA – „Silna i odporna kadra olimpijska”. Pracowaliśmy wówczas z psychologami sportu. Zresztą ja po latach sam skończyłem psychologię sportu więc teraz mam pojęcie co wówczas ze mną robiono i jak to się odbywa. Byłem doskonale przygotowany mentalnie przez panią psycholog i myślę, że to miało kluczowe znaczenie w późniejszej walce na bieżni paryskiej hali Bercy. Byłem pewny siebie, byłem w dobrej dyspozycji fizycznej i jechałem po prostu robić swoje. Na pewno celowałem w medal. W eliminacjach zająłem trzecie miejsce (3:43.78) i w finale to powtórzyłem (3:41.48). Przegrałem tylko z Hiszpanem Olmedo, którego koledzy byli zamieszani w słynną aferę dopingową „Balco”. Co prawda jemu nic nie udowodniono, ale rzuca to pewien cień. Przede mną był również Turek Kemal Koyuncu, który później już nic specjalnego nie pobiegł. Jest dla mnie do dziś zagadką, tym bardziej, że turecka atletyka zmaga się w ostatnich latach z falą dopingu…
Mistrzostwa Europy – Helsinki 2012, na mecie Bartek będzie piąty.
Ł.P. - A jak wyglądały przygotowania do tego z punktu widzenia statystyki – najbardziej wartościowego roku 2011?
B.N. - W roku 2010 trenując z moim ówczesnym terenem byłem w stanie pobiec piątkę w 14:05 w wolnym biegu. Wtedy wydawało mi się, że to jest żaden wynik. Ale w sierpniu tamtego roku byłem bardzo dobrze przygotowany tlenowo do długiego biegania. Później będąc nieco zmuszonym przez wojsko zmieniłem szkoleniowca na Marka Adamka no i zaczęło się „ostrzenie” tego naładowanego organizmu co zaprocentowało bardzo dobrą dyspozycją w kolejnym sezonie. Później niestety w periodyzacji treningu Marka Adamka nie było już powrotu do tego dużego ładowania tlenowego, czego mi bardzo brakowało. Efektem tego wcześniejszego naładowania był sezon 2011 gdzie ustanowiłem rekord życiowy 3:36.68. Później z roku na rok było coraz słabiej. Słabiej oznacza 3:37.43 w roku olimpijskim i 3:38.13 w sezonie kolejnym.
Ł..P – Czyli ten rok 2011 był jakby wypadkową dwóch myśli szkoleniowych?
B.N. – Dokładnie. Jeszcze raz podkreślę – długi, ładujący trening tlenowy Roberta Leszczyńskiego stanowił bazę, ale chwała trenerowi Markowi Adamkowi, że potrafił umiejętnie to wszystko oszlifować. Po wielu latach treningu jestem w stanie z perspektywy czasowej spojrzeć na mój proces treningowy z dystansem. Wiem teraz czego mi brakowało i co mogłem poprawić. Jednak trenerzy, z którymi pracowałem wykonywali świetną pracę, która przekładała się później na bardzo dobre efekty. To nie jest tak, że ja w wieku 31 lat jestem rozgoryczony i tylko i wyłącznie narzekam. Nie. Widzę to czego brakowało, ale jestem ogromnie wdzięczny za to czego udało się wspólnie ze szkoleniowcami dokonać.
Ł.P. – Czyli z tego co mówisz wynika, że w Polsce mamy dobrych trenerów i nie ma konieczności sprowadzania zagranicznych tak jak to ostatnio bywa w innych dyscyplinach sportu?
B.N. – Mamy naprawdę bardzo dobrych szkoleniowców. Trzeba jednak stworzyć odpowiednie warunki do tego, aby w pełni mogli swój warsztat rozwijać. Byłoby zapewne inaczej gdyby juniorzy byli mniej eksploatowani. Istnieje coś takiego jak roczne cykle rozliczeniowe i każdy z tych trenerów chciałby w rok zrobić zawodnika dużego formatu. Niestety w biegach średnich i długich nie ma możliwości „zrobienia” zawodnika w tak krótkim okresie czasu. To wymaga cyklu kilkuletniego.
Ł.P. – Jeśli już jesteśmy przy temacie szkoleniowców – powiedz, którego z polskich trenerów bloku wytrzymałości cenisz najbardziej?
B.N. – Nie mam w tej materii jakiegoś jednego faworyta. Na pewno Ci, z którymi pracowałem – Robert Leszczyński i Marek Adamek. Świetną robotę wykonuje Tomek Lewandowski, Zbigniew Król, trener Wąsowski, trener Murawski, Andrzej Wardaszka. Cenię ich wszystkich. Przede wszystkim rozmawiając z nimi chcę od nich jak najwięcej wyciągnąć i jak najwięcej nauczyć. Oczywiście mogę się z nimi nie zgadzać, powiedzmy co do rozmieszczenia akcentów w cyklu treningowym, ale ich wiedza i wieloletnie doświadczenie są niewyczerpalną kopalnią szkoleniową. Mamy i mieliśmy naprawdę świetnych zawodników. Miałem przyjemność trenować z Pawłem Czapiewskim, Sylwią Ejdys, Wiolą Frankiewicz, Mirkiem Formelą, Radkiem Popławski, Rafałem Wójcikiem, Jakubem Czają, Leszkiem Bebło, Grzegorzem Gajdusem czy Mateuszem Demczyszakiem. Część z nich była u kresu swoich sportowych karier, część w trakcie, a jeszcze inni przygodę ze sportem zaczynali.
Ł.P. - Czyli nie jest tak źle jak to niektórzy „malują”? W takim razie co zawodzi i powoduje, że zawodnicy nie do końca są w stanie później „sprzedać” treningową robotę?
B.N. - Na pewno w tej polskiej szkole biegów średnich i długich jest bardzo dobry trening fizyczny. Brakuje jednak obudowy mentalnej, relacji z zawodnikiem, wsparcia. Występują problemy w komunikacji na linii trener – zawodnik. My jesteśmy w trakcie treningów i zawodów doprowadzani do skraju możliwości i jedyną osobą, która jest wówczas przy zawodniku jest właśnie trener. Zgrupowania sportowe stanowią sytuację mało komfortową psychicznie – jesteś na obozie gdzieś w górach, daleko od domu, od bliskich. Jedyne twarze, które widujesz to Twoi partnerzy treningowi, koledzy z reprezentacji, którzy są de facto Twoimi rywalami. Ja miałem jednak to szczęście, że udawało się budować wokół grupę koleżeńską czy nawet przyjacielską. Nie miałem konfliktów z zawodnikami. Z Mirkiem Formelą, z Mateuszem Demczyszakiem czy z Kamilem Zielińskim mieszkaliśmy za zgrupowaniach po 150 dni w roku i sporów nie było. Z żoną człowiek może się pokłócić obcując tak dużo i na niewielu metrach kwadratowych, a my funkcjonowaliśmy bezkonfliktowo. Do dziś mamy kontakt, dzwonimy do siebie, wysyłamy życzenia i to jest bardzo pozytywne.
HME, Paryż 2011, 1500m: złoto – Manuel Olmedo (ESP) – 3:41.03, srebro - Kemal Koyuncu (TUR) – 3:41.18, brąz – Bartosz Nowicki (POL) – 3:41.48
Ł.P. – Skończyłeś podyplomowo psychologię sportu wcześniej edukację pobierałeś w instytucie kultury fizycznej, czyli można powiedzieć, że dysponujesz wszelkimi narzędziami niezbędnymi do uprawiania fachu trenerskiego. Masz za sobą wiele lat kariery sportowej na wysokim poziomie. Stykałeś się z przeróżnymi koncepcjami treningowymi. Warsztat imponujący. Będziesz chciał to w przyszłości wykorzystać?
B.N. – Nawet nie w przyszłości, a już. Obecnie jestem trenerem Pawła Pankratowa, zawodnika 20-letniego, który po 5 miesiącach naszej współpracy poprawił rekord życiowy na 1500m o 6 sekund z 3:57 na 3:51 (kilka dni później Pankratow sięgnął po brąz młodzieżowych mistrzostw Polski w biegu na 1500m i poprawił o 3 sekundy rekord życiowy sprzed 3 lat na 800m – przyp. Ł.Panfil). Powoli buduję swoją grupę, ale to wszystko wymaga czasu, a ja hołduję zasadzie drobnych kroków. Ja również dojrzewam do roli trenera. Jestem w tej chwili w takiej fazie przejścia pomiędzy zawodnikiem, a trenerem. Posłużę się w tym momencie cytatem mądrzejszych od siebie – „wszystko co piękne, dojrzewa powoli”. Wielcy trenerzy nie stali się wielkim z dnia na dzień i nie od razu dochowali się wielkich mistrzów. Trening sportowy trwa latami. Kibic obserwuje już tylko tą wisienkę na torcie, efekt finalny. Każdy finalista wielkiej imprezy światowej to osoba, która pracowała na sukces latami. Nie wzięła się przypadkiem, nie trenuje od roku.
Ł.P. – Bartek życzymy Ci zatem sukcesów na polu szkoleniowym, ale mamy również nadzieję, że nie powiedziałeś jeszcze ostatniego słowa w kontekście własnej kariery sportowej. Dziękuję za rozmowę!
B.N. – Dziękuję!
Bartosz Nowicki
Ur. 26.02.1984
Rekordy życiowe:
800m – 1:46.81 (2007)
1000m – 2:20.27 (2006) (2:19.72 na bieżni bez krawężnika)
1500m – 3:36.68 (2011)
1 mila – 3:57.19 (2011)
2000m – 5:05.83 (2007)
3000m – 7:57.99 (2010)
5000m – 14:04.41 (2010)
10000m – 29:50.15 (2015)
Średnia 10 najlepszych wyników w biegu na 800m – 1:47.66
Średnia 10 najlepszych wyników w biegu na 1500m – 3:38.06
Halowe rekordy Polski:
1500m – 3:38.90 (2011) (poprawiony rok później przez Marcina Lewandowskiego)
2000m – 5:07.84 (2013) (poprawiony rok później przez Łukasza Parszczyńskiego)
Wyniki w „top 10” polskiej LA:
Stadion:
800m – 3:36.68 – 6
Hala:
800m – 1:47.42 – 7
1500m – 3:38.90 – 2 |
| | Autor: Krzysiek_biega, 2015-10-09, 10:08 napisał/-a: Wywiad widzę był robiony przed startem w półmaratonie, więc gwoli ścisłości warto podać wynik w Zielonej Górze o której jest tutaj mowa. Bartosz zajął 7 msc z czasem 1:12:39. | |
|
| |
|