|
| czwora ŁUKASZ MIODUSZEWSKI KOSZALIN
Ostatnio zalogowany 2021-07-06,18:00
|
|
| Przeczytano: 714/2578949 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Polski maraton w Camp Marechal de Lattre de Tassigny | Autor: łukasz Mioduszewski | Data : 2015-05-20 | ZAMIAST WIZZ AIR SKOPJE MARATHON - PIERWSZY POLSKI MARATON W Camp Marechal de Lattre de Tassigny (CMLT) KOSOVO.
Dnia 10 Maj 2015r. godz. 08.45 po naszemu miał być to „deadline”, czyli nieprzekraczająca godzina startu w maratonie. Tak, tak, dokładnie w tym maratonie, który nie odbył się w Macedońskiej stolicy Skopje. A był on wyczekiwany z niecierpliwością przez nas, czyli uczestników biegu na różnych odcinkach od 5km po maraton. Ale może od początku.
O wieści, że takowy maraton istnieje dowiedzieliśmy się przed naszym przyjazdem do Kosova jakieś pół roku temu, i właśnie od tego czasu postanowiliśmy, że jak będziemy już na miejscu to koniecznie musimy wsiąść w nim udział. Był by to nasz pierwszy zagraniczny start i to nie byle jaki w końcu to stolica Macedonii. Cała jesień i zima kręciła się wokół treningów, tylko i wyłącznie pod ten bieg, setki kilometrów miesięcznie i setki wyrzeczeń każdego dnia wplecione w naszą codzienną służbę. Łapaliśmy każdą wolną chwilę i okazję żeby pobiegać.
Dnia 07.05 pojechałem z Kosowa do Macedonii do m. Skopje odebrać pakiety startowe dla naszych wszystkich uczestników biegu (no tak zapomniałem wspomnieć, że jesteśmy żołnierzami Polskiego Kontyngentu Wojskowego stacjonującego od 6 miesięcy w Kosovie, ale do rzeczy). Pakiety odebrane i po przyjeździe rozdane. Wszyscy byli podekscytowani, ponieważ dla niektórych miał być to debiut w biegu na takim dystansie, a niektórzy z nas liczyli na życiówki (po 6 miesiącach mozolnego biegania kółek po bazie). I tu nagle wiadomość, która napłynęła w piątek "zakaz wyjazdu do Macedonii dla żołnierzy KFOR! - do odwołania!". Rozumiecie to kochani! pół roku przygotowań na marne!.
Jesteśmy raptem dwie godziny jazdy od Skopje i nie możemy! - taki rozkaz, a nad rozkazem nie dyskutuje się. Wszyscy załamani!. Liczyliśmy jeszcze na zmianę, na jakąś nadzieję, ale ona niestety nie nadeszła. W sobotę padła decyzja, skoro my nie możemy jechać na maraton, to sami sobie go zorganizujemy tu w bazie. Trasa odmierzona, kilku kolegów zgłosiło się na wolontariusz, wystawiliśmy dwa punkty z wodą i bananami , ktoś miał izotonic - to rozrobiliśmy, karetka w pogotowiu z naszymi dzielnymi sanitariuszami, łączność bezprzewodowa na punktach kontrolnych, czyli wszystko gotowe.
W niedziele od rana panowała atmosfera podekscytowania, dało to się również zauważyć na śniadaniu, jak nigdy wstawili się na nie o 7 rano a na talerzach były same węglowodany. Na mecie ustawiło się 6 biegaczy do biegu maratońskiego i 34 do ½ maratonu, większość wystąpiła w koszulkach organizatora i z oryginalnymi numerkami startowymi (jak nakazuje regulamin biegów :-)), symboliczne zdjęcie pamiątkowe i o godzinie 09.00 start. Poszły konie po betonie! maraton 18 kółek wokół bazy i dwa małe, a ½ maraton stosownie mniej. Wszyscy biegli z uśmiechem na twarzy, endorfiny wydzielały nam się wraz z przebytymi kilometrami oraz mililitrami odparowanego potu.
Tu nie było rywalizacji pomiędzy zawodnikami, tu każdy walczył ze sobą, bo trasa była bardzo ciężka (odcinki asfaltowe trochę udeptanej ścieżki wzdłuż płotu i plac z usypanymi kamieniami). Kolejne osoby z ½ maratonu dobiegały na metę, ale to nie był dla nich koniec pozostało jeszcze dopingować maratończykom oraz podawać im płyny na trasie. Byliśmy nie lada atrakcją dla żołnierzy innych armii gdy ni stąd, ni zowąd na drodze pojawiła się grupa 40 biegaczy w różowych koszulkach biegowych i biega sobie po bazie nie chcąc zejść z trasy. A teraz wyniki – kilka osób, które jeszcze tak niedawno pokonywało jednocyfrowe odcinki kilometrowe przebiegło pierwszy raz ½ maraton przekraczając metę z podniesioną ręką i podniesionym palcem wskazującym na znak zwycięstwa z własnym ja, a i starym wyjadaczom też udało się co nieco skubnąć z czasu.
Po biegu ktoś przekazał, że w TVP na pasku była informacja ,”maraton w Skopje odwołany”. I tak to się ma ta nasza przygoda z maratonem w Macedonii, który odbył się w bazie wojskowej w Kosovie. My żołnierze w pełni rozumiemy władze miasta, że nie wyraziły zgody na imprezę masową, nawet jeżeli została odwołana na "5 minut przed startem". Tak już jest w dzisiejszych czasach, że terroryzm, fanatyzm próbuje paraliżować nasze spokojne życie i to niestety dzieje się również w naszej europie. Na koniec mogę dodać, że organizator maratonu wie o naszej akcji i przekazał nasze medale do ambasady polskiej w Skopje.
I wiece co? Już je właśnie odebraliśmy i rozdaliśmy naszym zawodnikom - bo dla nas bieg się odbył. Ja swój medal powieszę na honorowym miejscu, w końcu nie co dzień rozmienia się 3 h w maratonie. Pozdrawiamy wszystkich biegaczy!! do zobaczenia na polskich trasach, czyli już za kilkanaście dni :-).
PS.
Już mi wiadomo, że nasi początkowi biegacze zapisali się na kolejne biegi organizowane w naszym kraju – jakie to zaraźliwe nieprawdaż.
|
|
| |
|