|
| Przeczytano: 749/2196445 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Przesłanie dla sześćdziesięciolatków | Autor: Stefan Sołomianko | Data : 2015-03-13 | Ruch i odpowiednia dieta to klucz do zdrowia, zwłaszcza dla osób po pięćdziesiątce. Bieganie to najprostszy, najtańszy i najskuteczniejszy środek leczniczy. No, ale co ja tam będę Państwu teorię wciskał, opowiem to na własnym przykładzie.
Kuzyn Roman, emeryt po sześćdziesiątce, jest przystojny ma 1,88 m wzrostu i miał 136 kg żywej wagi, słowem taki misiek. W robocze dni mieszkałem u brata na Alei Piłsudskiego bo miałem blisko do pracy na Mickiewicza a w weekendy wyjeżdżaliśmy do mnie na Bacieczki. W poniedziałek jadę do pracy a na Piłsudskiego wysiada Roman. Patrzę na niego przez okno autobusu a on jak osiemdziesięciolatek zgarbiony, powłóczy nogami.
W brata ciele gnieździły się wszystkie choroby współczesnego emeryta. Roman dwa razy w tygodniu chodził do jakiegoś lekarza specjalisty lub do swojej ukochanej lekarki rodzinnej na Białówny. Roman miał szmery w sercu, ciągle bolała go głowa. Wszystkie organy wewnętrzne były leczone a na trzustce miał cysty. Żołądek jego źle pracował i brał leki na polipy, prostatę i wiele, wiele innych. Najgorzej u brata było z żylakami, nogi puchły jak banie, skóra pękała i powstawały rany. Lewa noga do połowy łydki była czarna jak u kury zielononóżki. Taki stan groził zakrzepem i śmiercią.
Romana terapię zacząłem od czystki jego lodówki. Powyrzucałem do kosza jego ulubione smalczyki, tłuste boczki i torebki ze sztucznymi zupkami, tęsknił za tym, oj! Tęsknił. Nauczyłem go gotować warzywne zupki i jest teraz mistrzem kuchni. W domu na wszystkich stołach stoją owoce, zwłaszcza jabłka. Romana waga spadła do 111 kg co w jego wieku i przy jego wzroście jest normą.
Drugi etap terapii to ruch w terenie. Ja jestem 2 lata młodszy od Romana i biegam maratony od 1995 r. Brat nie nadawał się do biegów więc kupiłem w prezencie najdroższe piękne kijki do chodzenia. Mówię mu; -po angielsku jest to Nordic Walking i że to takie modne na zachodzie. Roman zwyczajnie wstydził się. Wywiozłem go w niedzielę do Skansenu pod Jurowce, wyznaczyłem 10 km trasę i mówię; -idź ścieżką rowerową a ja zrobię dwa okrążenia po lesie Pietrasze, każde po 7,5 km. Stanął jak pociągowy koń, któremu nałożono za duży ciężar, stęknął i ruszył, wrócił zachwycony; -niemożliwe 10 km, nie wierzę, dodał. W dni robocze gdy mieszkaliśmy na Piłsudskiego biegałem we wtorki i czwartki po ścieżkach rowerowych nawracając za targowiskiem na Kawaleryjskiej.
Na Romana stosowałem różne fortele, wstydził się chodzić z kijkami, bo to koledzy zobaczą, a to znajome koleżanki, za nic w świecie nie mogłem go wyciągnąć. Pewnego dnia gdy Roman miał lepszy humor, powiedziałem: -będę biegł przy tobie, wręczyłem kijki i ruszył po zdrowie. Był on bardzo spięty i stremowany, ale jak na ścieżce zobaczył starszą panią z kijkami a nieco dalej małżeństwo w naszym wieku, to rozprężył się i przyśpieszył. Dodałem; -mogę teraz już sam biec, -tak, rzucił dumnie.
Po pół roku terapii w poniedziałek jak zwykle Roman wysiada na Piłsudskiego a ja jadę dalej. Wyglądam przez okno autobusu szukam brata by na pożegnanie pomachać a tu go nie widzę ani z przodu ani z tyłu. Przypatrzyłem się lepiej dziarsko idącemu, wyprostowanemu jak struna facetowi; „nie możliwe, to Roman”, pomyślałem. W swoim pierwszym roku chodzenia Nordic Walking kuzyn pokonał 375 km i zaczął chodzić regularnie trzy razy w tygodniu, tygodniowo 30 – 35 km.
Pierwsze zdziwienie przeżył specjalista kardiolog. Lekarz zbadał Romana, popatrzył na jego kartę; -pan to Roman Kragel, -tak, dodał zdziwiony Roman, -przecież pan doktor dobrze mnie zna. –A co się stało z panem, serce ma pan teraz jak dzwon, -biegam panie doktorze po 10 km, -oho! Zauważył lekarz. Następny lekarz specjalista szuka w Romana dwunastnicy polipów; -nie ma, no nic nie ma, zauważył. Przypuszczam, że wcześniej w jego przewodzie pokarmowym zalegały niestrawione złogi tłuszczu po smalczyku i boczku a nie jadł już tych „przysmaków” od roku. Zaprzyjaźniona lekarka rodzinna z Białówny pyta zdziwiona; -a teraz Roman to jakoś do mnie nie przychodzisz, zmieniłeś lekarza, -nie, dodał, -chodzę z kijkami 30 km tygodniowo; -no, no zaskakujesz mnie Roman.
Zawiozłem Romana na pierwsze w jego życiu zawody sportowe w wieku 65 lat do Grajewa na „Bieg Wilka”. Na szczęście organizator wprowadził kategorię Nordic Walking i zgłosiło się aż 10 zawodników. Na trasie Roman zagadał się z jedną z pań a młodsza wyrwała do przodu i wygrała te 5 km. Roman umówił się ze swoją nowo poznaną koleżanką, że razem wpadną na metę, ale ją wyprzedził i był drugi. Lał straszny deszcz, więc na wręczanie nagród Starosta Augustowski z Grajewa zaprosił tą ponad 100 osobową ferajnę biegaczy do sali konferencyjnej. Z zazdrością patrzyliśmy jak zwycięzcy w kategoriach odbierają pluszowe piękne wilczki jako pamiątkowe nagrody; -oj, chciałbym takiego dostać, dodał Roman. Spiker czyta; -kategoria 60 lat i starsi pierwsze miejsce na dystansie 10 km Stefan Sołomianko. Roma wziął mego wilczka popatrzył i dodał ze łzami w oczach; -a ja za drugie miejsce nie mam nic. Znam Starostę Augustowskiego z Grajewa, podszedłem do niego poszeptałem a potem do Prezesa Maratonki Grajewo. Na samym końcu czytają; -Roman Kragel i wręczają mu wilczka. Był on tak niesamowicie uradowany, że prawie unosił się nad ziemią. Teraz wilczek jest jego największym w życiu talizmanem.
Następne zawody to dycha w Supraślu. Pierwszy raz byłem w tym pięknym miasteczku, więc Roman przed zawodami oprowadzał mnie i opowiadał bo uczył się tam w Technikum Plastycznym. Przybiegłem jako ostatni, ale za mną szedł jeszcze Roman. Podszedłem do Prezesa Podlaskiego Centrum Biegowego Pędziwiatr Krzysia Skowery i mówię żeby zapowiedział przyjście jedynego zawodnika Nordic Walking najstarszego biegacza z klubu Pędziwiatr. Roman zbliżał się do mety a wszyscy zawodnicy gromkimi oklaskami go witali. Romanowi z wrażenia serce podchodziło do gardła a nogi plątały się z kijkami ale w TYP Białystok pokazano zwycięzcę biegu i Romana.
W organizację następnych zawodów włączyliśmy się do pracy a mam ogromne doświadczenie po 35 latach działalności społecznej w sporcie. Była to Charytatywna Siedemnastka w Nowej Woli za Michałowem. Organizatorem zawodów było Hospicjum Proroka Eliasza w Nowej Woli. Osobiście horrendalną robotę wykonała Dyrektorka Hospicjum Pani Edyta Rasiak a pomagał jej w tym doktor Piotr nazwany prze ze mnie Doktor Judym. PCB Pędziwiatr współorganizowało biegi. W przeddzień biegu wraz z Romanem i Pawłem wyznaczałem trasy; -pomarańczowa 0,7 km dla niepełnosprawnych i dzieci; -zielona 7 km dla amatorów; -czerwona 17 km dla maratończyków. Był potworny upał prawie 30°C a do oznaczenia 25 km tras. Wcześniej w garażu zrobiliśmy z Romanem 800 chorągiewek, teraz ja przecinakiem i 5 kg młotem robiłem na drodze co 100 m dziury a Roman z Pawłem wkładali chorągiewki. Praca zajęła nam 10 godz.
Przyjechaliśmy do domu spieczony słońcem i skrajnie wycieńczeni. Za pięknie przygotowaną trasę dostałem pochwały od zawodników, Prezesa Krzysia i Dyrektor Edyty. Cała trójka była wykończona ale trudno Paweł pobiegł 17 km a ja z Romanem 7 km. Zawodników było koło 200 z całej Polski. Cały dystans biegłem ostatni i gadałem z 24 letnią panią i jej ciocią z Białegostoku. Umówiliśmy się, że razem wpadniemy na metę. 500 m przed metą panie przyśpieszyły i z 50 m przewagą przybiegły przede mną łamiąc dżentelmeńską umowę. Ostatni szedł z kijkami Roman. Wszyscy uczestnicy dostali ceramiczne medale wykonane przez zespół z Hospicjum. Mimo, że mam pęki różnych bitych i kutych medali z maratonów krajowych i zagranicznych to medal z Charytatywnej Siedemnastki jest najcenniejszy. Cała kwota wpisowego, którą zebrał od zawodników współorganizator PCB Pędziwiatr została przeznaczona dla Hospicjum.
Oto relacja z zawodów ze strony internetowej Hospicjum i PCB Pędziwiatr:
Charytatywna Siedemnastka
Nowa Wola zabiegana
Rozdeptują ją od rana,
Wznoszą Charytatywną lampką zdrowie
Siedemnastka siedzi w nogach w głowie.
Utonęli w gęstym lesie
Sławę echo w lesie niesie,
Słońce topi siłę w pot
Obniżając biegu lot.
Artur twórca sześćdziesiątki
Kilometry zdał na piątki,
Na herosa go zaklęto
Na piedestał zaciągnięto.
Tak Konopki sława goni
Widać, rośnie jak na dłoni,
Pożegnanie z Białymstokiem
Biegł, biegł w słońcu, pod obłokiem.
Pierwszy wpada Poźniak Łukasz
Jego w biegu nie oszukasz,
Maria Brajczewska po piętach depcze
Hubert Pamuła do ucha jej szepce:
Zobacz Piotrek Klimczuk leci
A Małgosia Białokozowicz w pajęczej sieci,
Wyrwał się Piotrowicz Adam
Z Dorotką Dederko trasą biegle władam.
Andrzej w lesie się przestraszył
Znak zwycięstwa na pierś naszył,
To że jest z Godlewskich rodu
No i Łomżyńskiego Grodu.
Adam Sapiński i Dawid Żamojtuk sławy
Wyrośli na mecie jak siostrzane agawy,
Wyciągnęli piano w duecie
By być drugim w Pędziwiatra Świecie.
Eliza Ostaszewska pierwsza dama
W gronie mężczyzn, chociaż sama,
Marta Zajkowska wielu pobiła
No i w walce druga była.
Joanna Leszczyńska na brązowo
Słońce ją spaliło zdrowo.
Piotr Stefanowski wiał przed słońcem
Więc był pierwszy z trasy końcem,
Za nim Tomek Ławida pędził
Srebrny medal z biegu zwędził.
Michał Szewczyk trzeci w stawce
Zamiast stać na podium siadł na ławce.
Krzysio z Pędziwiatrem w lesie się chłodził
Lecz dąb z sosną drogę im zagrodził,
Wtedy Edward go wyprzedza
Nieuczciwie, Prezes, władza, wiedza,
Ród Skowerów stoczył bitwę
Ojciec wygrał tą gonitwę.
Z lekką husarią Kuba docierał
Baniszewski szlaki bojowe przecierał,
Jechał na zmęczeniu dzień cały
A przed nim słupy sławy stały.
Pierwszy od… Roman Kragel napędzany kijkami
Szedł jak pielgrzym nieznanymi ścieżkami,
W czeluści słonecznej rzeki przepłynął
Cud, że przeżył, no i nie zginął.
Samsunowicza chłopcy olimpijski duch zasiali
Zapaśnicy duzi, średni, mali,
Sprawność wielką prezentują
Walczą z sobą i wojują.
Paweł skromny doktor Judym
Grabił tłustych, dawał chudym,
Teraz grubi są fair play
Dużo zdrowia, tuszy mniej.
Złoty medal jest Edyty
Z ciężkiej pracy jest wybity,
Pani Rasiak dęła w dudy
Żeby zdmuchnąć z Hospicjum nudy.
Prorok Eliasz patrzy z góry
Niedowierza, żadnej chmury?
Chorzy zdrowi tańczą w biegu
Na samiutkim Ziemi brzegu.
Białystok, 2014.08.18. Stefan Sołomianko
To nie koniec sukcesów naszego bohatera Romana, który przeszedł metamorfozę od schorowanego staruszka do młodzieniaszka sportowca. Teraz już mu nie puchną nogi, wybielała lewa noga i pozostały jedynie plamy pod uciskową pończochą. Roman często mówi do mnie; -zobacz jakie mam zgrabne nogi jak modelka. Oddech ma tak silny, że kiedyś na treningu wziął w ręce kijki i biegnąc po lesie Pietrasze napotkał grzybiarzy na skraju drogi. Jak usłyszeli głośny oddech roznoszący się po lesie, wypadli z lasu i uciekali. Zatrzymali się i mówią do Romana; -myśleliśmy, że to stado dzików. Układ pokarmowy brata funkcjonuje normalnie a wagą zbliżył się do 95 kg. Słowem Roman to okaz zdrowia. Od roku 2012 przebiegł w sumie 3 500 km, jak Roman zawodowiec.
W 2014 r. mówię do Romana; -w niedzielę jedziemy do Bielska Podlaskiego na I Maraton. Roman wpadł w panikę; -co ty 42,195 km, zginę na trasie jak na wojnie, rzucił przez zaciśnięte zęby. Poprawiłem się; -nie maraton tylko półmaraton 21,100 km, głęboko odetchnął. Wystartowaliśmy, ludzie na ulicach Bielska Podlaskiego byli przemili, klaskali, zachęcali do biegu, współczuli. Już po 5 km byłem ostatni pocieszając się tym, że za mną idzie Roman. Trasa bajeczna, lasem po ścieżce rowerowej. Organizator doskonale przygotował imprezę, co parę kilometrów tablice informujące dla biegaczy i punkty regeneracyjne. Po nawrocie stwierdziłem, że na 10 km Roman traci do mnie 2 km. Pilotował mnie samochód i trochę pogadałem z sympatycznym kierowcą, ale tak ogólnie było upalnie więc ja ze swoją wagą 95 kg wtapiałem się coraz bardziej w asfalt.
Dobiegałem już do stadionu i miałem 500 m do mety gdy, o zgrozo 70 m przede mną ulicę przecina Roman. Zerwałem się jak oparzony, jak bym wystartował w sprincie na 100 m. Mój pilot z wrażenia zatrzymał się, odkręcił szybę samochodu i z niedowierzaniem patrzył; „facet ledwie się wlókł a tu taki sprint”. Zdążyłem dopędzić Romana tuż przed metą i piersią pierwszy przerwałem wstęgę. Okazało się, że w sześćdziesięciolatkach byłem tylko ja i Roman. Dostałem statuetkę i nagrody, a Roman nic, no prawie nic bo poczęstowałem go jabłkiem z worka który dostałem w nagrodę.
Prawda, że bieg po własne zdrowie jest interesujący i piękny. Trenując trzy razy w tygodniu widzę wiele kobiet spacerujących dziarsko z kijkami a mężczyzn jest tak mało jak prawdziwków w lesie Pietrasze. Zapamiętaj po pięćdziesiątce najlepszym lekarstwem jest ruch na świeżym powietrzu co najmniej 45 minut dziennie.
Stefan Sołomianko z Bacieczek- PCB Pędziwiatr Białystok |
| | Autor: Kamus , 2015-03-13, 09:09 napisał/-a: LINK: https://pl-pl.facebook.com/people/Kazimi
Witaj Stefanie.
Biegam i maszeruję,zachęcam moich sąsiadów.
Pozdrawiam | | | Autor: antonk, 2015-03-13, 15:25 napisał/-a: masz Stefanie nie tylko zacięcie sportowe ale i pisarskie
Gratuluję! bardzo ciekawy artykuł. | | | Autor: Jarek42, 2015-03-13, 15:38 napisał/-a: Gdyby było tak bajecznie, to każdy zamiast do lekarza szedłby na kijki lub pobiegał. Ale sport to zdrowie, jeżeli się go z głową uprawia. Bo znałem takich, którzy to zdrowie na sporcie stracili.
A takie rady, to nie tylko dla 60-latków, ale dla wszystkich. | | | Autor: mirelaa, 2015-03-13, 19:21 napisał/-a: Przyznam, iż artykuł czytałam ze łzami w oczach, łzami wzruszenia. Często uciekam się do artykułów na tym portalu, korzystam z rad i wskazówek długoletnich już biegaczy. Jednakże na tak mocny motywator, jak ten artykuł nie nie natknęłam się nigdy i nigdzie. Motywator nacechowany emocjami-mistrzostwo świata i szacun dla Was obojga. Życzę wszystkiego dobrego:) | | | Autor: anton681, 2015-03-23, 20:09 napisał/-a: Faktycznie pojawia się łezka, zrozumie to każdy, kto przeżył jakąś przemianę lub pomógł komuś tego dokonać, takie postawy powinno się zawsze nagradzać i naśladować, sport powinien towarzyszyć każdemu z nas na swój sposób, to co się dzieje na naszych ulicach, w parkach, na ścieżkach biegowych powinno być przepisywane przez lekarzy zamiast leków, jasne nie zawsze ale czemu nie spróbować tak jak w tym artykule, pozdrawiam i życzę wytrwałości | |
|
| |
|