W dniu 24 stycznia br. o 7 rano stanąłem na starcie maratonu na Umm Sequim Road w Dubaju (Zjednoczone Emiraty Arabskie)... Dwa dni wcześniej, gdy w Polsce temperatura sięgała minus 20 stopni, a wiatr sprawiał, że śnieg padał poziomo, a momentami nawet w górę, chwilę przed północą wysiadłem z Airbusa A330 200 linii Emirates na Terminalu 3 lotniska DXB. Pomimo późnej pory temperatura oscylowała wokół 20 stopniu C.
Po kontroli paszportowej i wizowej, zeskanowaniu siatkówki oka oraz po raz pierwszy spotkanej obowiązkowej kontroli bagażu i przejściu przez bramki przed wejściem do strefy duty free, odetchnąłem z ulgą, widząc że walizka z dobrze ułożonymi już Saucony Kinvara skutecznie dotarła razem ze mną. Trzygodzinna różnica czasu nie sprawiała wielkiej różnicy. Za to architektura lotniska oraz fakt, iż wbrew powszechnej opinii alkohol po prostu stoi na półce (później okazało się, że to tylko mylne wrażenie z lotniska) w sklepie wprawiają w osłupienie. 40 minut później po podróży siedmiopasmową momentami Sheikh Zayed Road dotarłem do hotelu.
Następnego dnia przyszedł czas odbioru pakietów startowych, który miał miejsce od godziny 10.00 w Madinat Jumeirah, obecnie przekształconym na typowo turystyczne centrum handlowe z licznymi restauracjami położonymi nad sztucznym kanałem. Sponsorem maratonu był Adidas stąd wraz z numerem startowym otrzymywało się koszulkę, dezodorant, opaskę na rękę uprawniającą do rabatów w sklepach Adidasa w ZEA, napój izotoniczny oraz baton energetyczny. Odbiór pakietów uwarunkowany był posiadaniem wydrukowanego (niektórzy biegacze okazywali na ekranie smartfona) potwierdzenia, jakie na kilka godzin wcześniej organizator przysłał mailem wraz z kodem kreskowym. Większość biegaczy zza granicy odbierających pakiety dotarło na miejsce taksówką.
Moja próba dojścia na miejsce piechotą skończyła się na barierce przy skrzyżowaniu drogi 5 pasmowej z 4 pasmową, bez przejścia dla pieszych ani widutku czy tunelu. Chodnik się… po prostu skończył. Dubai to miasto zmotoryzowanych. Lokalni mieszkańcy przyjechali zaś swoimi Ferrari i innymi luksusowymi markami samochodów. Co kraj to obyczaj.
Start maratonu odbywał się w piątek, czyli pierwszego dnia wolnego od pracy (w ZAE dni wolne od pracy to piątek i sobota) o godzinie 7.00 rano. Na miejsce dobrym zwyczajem dotarłem ponad godzinę wcześniej, kiedy wciąż było ciemno, zaś temperatura sięgała 15 stopni C. Po oddaniu torby do depozytu oraz rozgrzewce, zauważyć można było iż organizatorzy nie przewidzieli stref czasowych. Pomimo iż w imprezie biegowej wzięło udział ponad 30.000 osób, to większość z nich uczestniczyła w Family Run na 3 km oraz biegu na 10K. W maratonie wzięło udział niecałe 2500 osób (na liście wyników znajduje się 2156 osób – można ją przejrzeć pod tym linkiem do strony Mika Timing: http://dubai.mikatiming.de/2014/?page=1&event=M&pid=search&search_sort=place_all
Dzięki temu biegacze ustawić się mogli w kolejności przybycia. Ochrona oddzielała jedynie amatorów oraz elity, której przedstawiciele rozgrzewali się 5 metrów przed nami. Dzięki temu moja różnica czasu netto i brutto wyniosła jedynie 7 sekund! Obawa, iż mając na sobie tradycyjny worek na śmieci z wyciętym otworem na głowę i ręce chroniący przed zimnem, wywołam zaniepokojenie wśród organizatorów okazała się bezpodstawna. Nawet nie tylko ja byłem tak ubrany. Tuż przed startem niebo zaczęło się rozjaśniać i przyszedł moment startu. Trasa została tak przygotowana, aby wręcz skłaniała do uzyskania rekordowych wyników. Organizatorzy przygotowali dodatkową nagrodę w wysokości 100.000 USD za poprawienie rekordu świata, co jednak nie miało miejsca. Większa część trasy wiodła płaską i całkowicie prostą drogą D 94, nazywaną także Jumeirah Road, Jumeirah Beach Road czy Al Sufouh Road. Jedynymi zakrętami były nawrotki, po których trasa wiodła tą samą drogą w przeciwnym kierunku oraz skręt z/na Umm Sequim Road.
Cały czas wzdłuż Zatoki Perskiej (zwanej po tej jej stronie Zatoką Arabską). Dzięki nawrotkom można było obejrzeć elitę biegnącą już w przeciwnym kierunku. W regularnych odstępach oferowano wodę (na szczęście dla tych, którzy nie byli przyzwyczajeni do lokalnej flory bakteryjnej, w małych zakręcanych butelkach), pomarańczowy izotonik Gatorade oraz gąbki. Ponieważ od 8.00 słońce mocno dawało się we znaki i odczuwalna temperatura przekraczała 30 stopni C, napoje były bardzo przydatne. Całe szczęście wiał lekki, orzeźwiający wiatr przez cały czas trwania biegu. Kibice oferowali owoce, w tym figi i daktyle.
Dużym zaskoczeniem był fakt, iż po drodze minąć można był czarnoskórych zawodników, którzy wolno maszerowali po trasie mając na sobie koszulki z numerami startowymi. Czyżby większość z ekipy elitarnych biegaczy była pacemakerami z góry wyznaczonego zawodnika, na którego pracowała cała ekipa?
Malownicza trasa wiodąca obok ikon architektury Dubaju, takich jak Burj Al Arab, Union Flag, Jumeirah Beach Park, Palm Jumeirah i licznych meczetów miała swój koniec na Umm Sequim Road, w niedalekiej odległości od linii startu. Najpierw trzeba było jeszcze przebiec przed trybuną honorową VIPów, ostatnie zdjęcie i linia mety. Za linią tradycyjne pamiątkowe medale i możliwość pobrania numerka na bezpłatny masaż. Naprawdę uczciwy, rzetelny i nader pomocny. Oczekiwanie umożliwiło nawiązanie znajomości z innymi biegaczami, którzy ukończyli bieg w podobnym czasie.
Maraton ukończył jako pierwszy 18 latek z Etiopii Mekonnem Asefa Tsegaye z czasem 2:04:32 (poprawiając najlepszy wynik zeszłego roku) zaś wśród kobiet Seboka Seyfu Mula z czasem 2:25:01. Stroje biegaczek stanowiły mocny kontrast wobec tradycyjnych czarnych strojów w jakich chodzą kobiety w ZEA. Pierwsze 5 miejsc w kategorii mężczyzn oraz 9 w kategorii kobiet zajęli reprezentanci Etiopii. Mi udało się zrobić życiówkę z czasem 3:45:15 (planowałem 3:45) i poprawić wynik z zatłoczonego i prowadzonego krętymi drogami maratonu w Berlinie o ponad 11 minut. Lektura listy wyników pokazałą, że łącznie w biegu wzięło udział 20 Polaków. Po masażu trzeba było przecisnąć się między wąsko ustawionymi barierkami po depozyt. Nadszedł czas na pamiątkowe zdjęcie na tle 7-mio gwiazdkowego Burj Al Arab wieńczące tę unikalną przygodę.
Mój Kolega i biegowy rywal, z którym życzliwie rywalizujemy na każdej z możliwych tras biegowych, opisał okoliczności, które zawiodły mnie na linię startu Standard Chartered Dubai Marathon, na swoim blogu zatytułowanym „Wspomnienia Człapera” tutaj: wspomnieniaczlapera.blog.pl
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ RELACJĘ NA BLOGU TOMKA MAKARUKA
|