|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 604/1309261 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Noureddine Morceli | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2013-11-17 | Tradycja dla ludzkości jest pewnym zespołem czynności, które niejako spadek po wcześniejszym pokoleniu wykonujemy w identyczny sposób jak nasi poprzednicy. Zastanawiając się jednak nad tym terminem w odniesieniu do sportu, zwłaszcza lekkoatletyki sprawa wygląda dwojako.
W pierwszym przypadku, jeżeli oczekiwaniem wobec nowego pokolenia będzie nawiązanie do dawnych sukcesów poprzedników nie różni się ona od encykolpedycznej definicji. Wyrazem nadziei na powtórzenie sukcesów Krzyszkowiaka i Malinowskiego będzie złoty medal olimpijski w biegu na dystansie 3000m z przeszkodami. Zdobycie medalu, czyli powielenie czynności, która w historii miała już miejsce. Drugi przypadek tworzy nieco inną definicję.
Jeżeli wymagamy od Kenenisy Bekele kontynuowania tradycji Hailego Gebrselassie mamy na myśli znacznie większy zakres czynności. Pomijając fakt panowania na wszystkich imprezach z mistrzowskimi włącznie dochodzi jeszcze element związany z przesunięciem psycho-fizycznych granic ludzkiego organizmu. Zatem nie jest to element stały. Jak zatem określić następujących po sobie rekordzistów świata? Czy następny kontynuuje tradycje poprzednika? Jest kolejnym rekordzistą, czynność ta sama, jednak absolutnie wymaganą składową jest progresja.
Biorąc pod lupę aktualną sytuację tysiąca pięciuset metrów w wydaniu światowym obserwujemy właśnie zupełną niemoc i brak kontynuatorów tradycji tej konkurencji. Nie widać na horyzoncie zawodnika, który przejąłby pałeczkę po Hichamie El Guerrouj"u. Koniec ery Marokańczyka spowodował upadek poziomu na tym dystansie i zakończył 20-letnią hegemonię reprezentantów Maghrebu. Wydawałoby się genialny Rashid Ramzi, Marokańczyk w barwach Bahrajnu będzie godnym następcą Hichama, jednak jego CERA (continuous erythropoietin receptor activator) była przyczyną utraty olimpijskiego złota i zawieszenia na 2 lata.
Brudną plamę na marokańskiej fladze przykrywają jednak sukcesy dwóch wielkich poprzedników Razmiego – Saida Aouity i wspomnianego El Guerrouja. Said i Hicham - dwie epoki, których łączność zapewnił rywal zarówno pierwszego jak i drugiego – Algierczyk Noureddine Morceli. Walka sportowa na linii Maroko – Algieria budziła zawsze dodatkowe emocje związane z zagmatwaniem politycznym tychże skonfliktowanych ze sobą terytorialnie państw. Z drugiej strony mitingi rozumiane dosłownie i w przenośni wymuszały częste spotkania sportowych „ambasadorów”. Niestety nikt nie wykorzystał rekordzistów świata do reklamy politycznego zbliżenia. Maroko, które narzuciło obowiązek wizowy na Algierię mogło rozpatrywać potyczki na bieżni w dwojaki sposób. Widzieć w Noureddinie Morcelim „złodzieja” rekordu i przerwania marokańskiej hegemonii, albo dostrzec w Algierczyku Marokańskiego łącznika. Wszystko zależy od woli obserwatora…
Kiedy w połowie lat 90-tych Morceli znalazł się na „evereście” własnych możliwości nikt nie zastanawiał się jaką drogą na ten szczyt kroczył, jakimi środkami go zdobył i przede wszystkim kto mu pomagał tam się wdrapać. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia pozostaje z reguły w kleszczach sklejonych kartek sportowych karier...
W przypadku karuzeli sportowej Algierczyka można śmiało powiedzieć iż ta była wręcz rodzinnym biznesem Morcelich. Anonimowym sterem sportowego kursu Noureddina był jego starszy brat Abderrahmane. Przeszedł on drogę od przyzwoitego zawodnika do wybitnego jak się później okazało szkoleniowca. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych przecierał szlaki swoim rodakom w dążeniach do sławy. Biegaczem był dobrym, ale tylko dobrym. Zapraszano go na najbardziej prestiżowe mitingi, dwukrotnie wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich – w Moskwie był 28, w Los Angeles 29
Największym sukcesem najstarszego z Morcelich było wicemistrzostwo Afryki na 1.5km. Miał nawet Abderrahmane „epizodzik” z Polską. W 1978 roku startując na Memoriale Kusocińskiego pomagał Bronkowi Malinowskiemu poprawić rekord Polski na 1500m. Zabrakło zaledwie dziesiątej sekundy, Malinowski zwyciężył w 3:37.42, Morceli był trzeci uzyskując 3:37.80. Karierę kończył Algierczyk bardzo łagodnie, przepoczwarzając się z zawodnika w zawodniczo czynnego trenera. Obserwując 13 lat młodszego brata Noureddina zauważył niezwykłą lekkość pokonywania dystansu i błyskawiczną regenerację organizmu. Dobre chęci młodego i zaangażowanie starszego zapoczątkowały najbardziej błyskotliwą karierę rodzeństwa na płaszczyźnie trener – zawodnik.
Noureddine był uczniem niezwykle pojętnym. W wieku lat 16-stu uzyskiwał 3:50 na 1.5km. Jako junior sięgnął po tytuł wicemistrza Świata w tejże kategorii na 1500m. Już wtedy jak cień podążał za nim trzeci wówczas Hiszpan Fermin Cacho. Jak wiadomo sukcesów juniorskich zawodnik nie zawsze potrafi przekuć w te dorosłe. 400 metrów na tamtych mistrzostwach wygrał rewelacyjny Tomasz Jędrusik. Jak się później okazało był to szczytowy rok jego możliwości. Algierczyk poprawiał jednak swoje wyniki awansując szybko do grona najlepszych „Milerów” świata. Od mitingu w Bolonii 18 lipca 1990 roku zaczęła się niemal absolutna, sześcioletnia dominacja Noureddina Morceli.
Wygrywał z najlepszymi. Abdi Bile, Steve Cram, Said Aouita, Peter Elliott – nazwiska te nie budziły w nim kompleksów, wręcz przeciwnie – napędzały do kolejnych zwycięstw. Medalowo – rekordowy worek rozwiązał Algierczyk w Sewilli z początkiem roku 1991. Na mitingu tamże poprawił rekord świata pod dachem Marcusa O’Sullivana na 1500m na 3:34.16. 2 tygodnie później, również w stolicy Andaluzji Morceli sięgnął po tytuł Halowego Mistrza Świata. W obydwu przypadkach tuż za jego plecami przybiegał Fermin Cacho. Latem Noureddine nie miał sobie równych wygrywając wszystko co do wygrania było, włącznie z Mistrzostwami Świata w Tokio. Start w stolicy Japonii ukazał przepaść dzielącą go od „reszty świata”. Był też symboliczną zmianą warty, przejęciem pałeczki od Said Aouity, który zajął dopiero 11-stę pozycję.
Początek sezonu 1992 ze względu na specyfikę przygotowań i oszczędną politykę startową nie obfitował w wartościowe wyniki. Morceli zresztą nie zawsze był autorem tych najlepszych. Zdarzały się porażki. Przegrywał z Kibetem na mitingu „Bislett Games” w Oslo czy z di Napolim na „Golden Gala” w Rzymie. Mimo prestiżu tychże zawodów, były one tylko drogą do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. I wydawało się, że Noureddin do tej najważniejszej próby jest w pełni gotowy. Wygrał bez problemu drugi półfinał, w pierwszym zwyciężył Cacho… W finale Morceli „kombinował”, gubił się taktycznie.
250m przed metą został zamknięty, wyprzedzał skrajem trzeciego toru, publiczność czekała na jego piorunujący finisz, ten jednak nie nastąpił. Mało tego, na ostatnich 50-ciu metrach Algierczyk dał się wyprzedzić jeszcze dwóm zawodnikom. W rezultacie minął metę na siódmej pozycji. Triumf święcił Fermin Cacho, był w tym dniu absolutnie najlepszy. Ostatnie 300m pokonał w 37.57s… Opinia publiczna nie mogła zrozumieć porażki Morceli’ego, który tłumaczył swoją słabą dyspozycję chorobą. Ogień ciekawości i niezdrowych insynuacji podsycił startami poolimpijskimi. Już 2 dni po Igrzyskach wygrał 1.5km w Monako, a po kolejnym tygodniu na tym samym, dystansie zwyciężył w Zurychu.
Wyniki odpowiednio 3:32.75 i 3:30.75 oraz zostawiony w pokonanym polu Cacho stanowiły pożywkę dla mediów, które zamiast zachwytu doszukiwały się „brudnego” napędu sukcesu. Noureddine robił jednak swoje, a czynił to wyśmienicie. Ku uciesze publiczności i wściekłości nieprzychylnych mu mediów poprawił 7-letni rekord świata Saida Aouity na 1500m. Wynikiem 3:28.86 przesunął kolejną barierę ludzkich możliwości.
W kolejnym sezonie Morceli wygrał wszystkie imprezy, w których brał udział. Wymazał nazwisko Crama z tabeli rekordów świata na milę wpisując tam swoje przy wyniku 3:44.39. Podczas półfinałów Mistrzostw Świata w Stuttgarcie Cacho i Morceli zafundowali widowni déjà vu wygrywając tak jak w Barcelonie swoje biegi. Na szczęście dla Algierczyka finał wyglądał już inaczej i 23-latek rozstrzygnął go na swoją korzyść. Wicemistrzem globu został… Fermin Cahco.
Algierczyk swoją wszechstronnością zaczął nawiązywać do najbardziej uniwersalnego biegacza wszechczasów – Saida Aouity. Debiut na 5000m opinia publiczna uznała za pierwszy krok w kierunku przeobrażenia w długodystansowca. Zaszufladkowanie Morceli’ego było jednak błędem. W sierpniu 1994 roku w odstępie 11-stu dni przebiegł on dwie „piątki” w 13:03.85 i 13:07.88. Pomijając wysoką wartość tych wyników na uwagę zasługuje fakt iż rozdzielił je startem na 800m uzyskując równie świetne 1:44.89! Noureddine był groźny zarówno dla średnio jak i długodystansowców. Bijąc rekord świata na 3000m czasem 7:25.11, aż o 12s wyprzedził drugiego zawodnika, ówczesnego Mistrza Świata na 10000m Hailego Gebrselassie.
Morceli był na szczycie, był absolutnie najlepszy. Udowadniał to w każdym kolejnym starcie. Na półmetku lat 90-tych do kolekcji posiadanych rekordów świata na milę i 3km dorzucił 2 kolejne. 3-ego lipca podczas paryskiego mitingu „Gaz de France” bieg na 5 okrążeń okazał się wielkim „show” jednego aktora. 57.8, 59.6, 57.7, 57.8, 54.96 – suma międzyczasów każdej „czterysetki” dała łączny czas 4:47.88! Algierczyk odebrał kolejny rekord Saidowi Aouicie, stając się pierwszym człowiekiem w historii LA który pokonał 2km krócej niż 4 minuty i 50 sekund. Opinia publiczna nie była do końca usatysfakcjonowana – bo dystans nieolimpijski, bo rzadko rozgrywany, bo zabrakło konfrontacji z młodzieżą...
Pośród tych niekoniecznie rzeczowych argumentów, ten ostatni wydaje się zrozumiały mając na uwadze fakt wydarzenia rozegranego tydzień później. W Nicei niespełna 22-letni reprezentant Burundii Venuste Niyongabo pobiegł zaledwie 8 dziesiątych sekundy wolniej od Morceli’ego. Młodsi rywale coraz dobitniej zaznaczali swoją obecność na podwórku zdominowanym przez Algierczyka. Oprócz Niyongabo fachowcy zwracali uwagę na jeszcze młodszego Hichama El Guerrouja, który pod nieobecność Noureddina został Halowym Mistrzem Świata.
Podczas mistrzostw globu na otwartym stadionie górą był jednak Morceli, ale miejsca tuż za nim zajęli właśnie El Guerrouj i Niyongabo. Noureddine chcąc nakarmić do syta publiczność, ustanowił jeszcze fantastyczny rekord świata na 1500 – 3:27.37! Półtora tygodnia później niemal powtórzył ten wynik pokonując dystans o 0.15s wolniej. Działał cały czas na maksymalnych obrotach, przyzwyczajając kibiców do rekordowych lub około rekordowych występów.
Znana wówczas od wielu lat instytucja pace-makera była oczywiście niezbędna w przesuwaniu kolejnych, psycho – fizycznych granic ludzkiego organizmu. Morceli z usług popularnych „zajęcy” korzystał regularnie. Dobry „tempotwórca” to skarb. Od niego zależy powodzenie poprawienia kolejnego rekordu. Ciąży na nim olbrzymia odpowiedzialność między innymi za profity finansowe przewidziane dla potencjalnego rekordzisty. Od pewnego momentu Algierczyk wiedziony był ku szczytowym wynikom przez pewną anonimową postać. Nikt, nigdy wcześniej zawodnika tego nie widział, jego biogram był zupełnie pusty. Biegające widmo? Mr „Noname” okazał się młodszym bratem Noureddina.
Ali Morceli nigdy nie startował indywidualnie, nigdy nie pracował na własny wizerunek choć możliwości miał ogromne. Świadczą o tym międzyczasy uzyskiwane w czasie prowadzenia biegów 3 lata starszemu bratu. W Nicei i Monako kiedy Noureddine osiągał dwukrotnie wyniki poniżej 3:28.00 na 1.5km, Ali pracował aż do tysiąc dwusetnego metra mijając tenże punkt w 2:47.02 i 2:47.26. Sam mógł być gwiazdą, ciężko dyskutować jakiego formatu. On jednak bezgranicznie poświęcił się bratu. Czy było to działanie interesowne? Zapewne tak. Rodzinny interes, w którym tkwili Abderahmanne, Nouredinne i Ali działał wszakże jak perfekcyjnie naoliwiona maszyna. Nie każdy jednak chciałby w takim układzie tkwić wiedząc iż sam mógłby zostać głównym jego trybem...
Noureddine Morceli w przeddzień Igrzysk Olimpijskich mimo posiadania rekordów świata na 4 dystansach, mimo 3 tytułów Mistrza Świata nie był zawodnikiem spełnionym. W kolekcji osiągnięć brakowało mu tylko medalu olimpijskiego. Do 3 sierpnia 1996 roku triumfował tradycyjnie już we wszystkich możliwych startach. W dniu tym zwyciężył po raz kolejny. Został Mistrzem Olimpijskim na 1500m. Bezlitosna opinia publiczna podważyła jednak i to zwycięstwo. Ktoś zauważył, że do 3 sierpnia Noureddine Morceli ani razu nie spotkał się na bieżni z Hichamem ElGuerroujem.
Zważając na to iż przed Atlantą obydwoje wzięli udział w kilkunastu mitingach możemy mówić o nieprawdopodobnym zbiegu okoliczności, albo o celowym działaniu marketingowym… Napięcie rosło. Już na samych Igrzyskach oboje wygrywali najpierw swoje biegi eliminacyjne, później półfinałowe. I oto w dniu 3-ego sierpnia stanęli na jednej linii startu. Biegli spokojnie. Marokańczyk kontrolował poczynania Algierczyka tuż za jego ramieniem. Wydawało się , że El Guerrouj bardziej świadomie rozgrywa całą partię. Po 1000m prowadził Morceli przed Cacho. Właśnie wtedy Hicham przystąpił do ataku, wysunął się na drugą pozycję i chwilę przed ostatnim dzwonkiem… runął na ziemię! Trzymając się tuż za Noureddinem uderzył czubkiem stopy w ścięgno Achillesa Algierczyka! Podniósł się, podjął walkę jednak skończył rywalizację na ostatniej pozycji. Mistrz Morceli i wicemistrz Cacho po raz n-ty składali sobie wzajemne gratulacje, podczas gdy Hicham El Guerrouj płakał gdzieś z boku stadionu.
Noureddine w poolimpijskich startach ’96 roku wyglądał przyzwoicie jednak zaliczył 2 wpadki. Pierwszą była przegrana z aż pięcioma zawodnikami podczas memoriału Van – Damme’a w Brukseli. Kolejna, mimo iż przybiegł drugi była znacznie bardziej dotkliwa. W finale Grand Prix IAAF uległ Hichamowi El Guerroujowi. Oprócz olimpijskiego, był to jedyny wspólny start tych zawodników w roku 1996...
Lekkoatletyka, której kształt nie zmieniał się od dziesięcioleci potrzebowała nowych pomysłów. Jednym z nich, zrodzonym ze sporu między Donovanem Bailey’em a Michaelem Johnsonem o prawo do tytułowania się „najszybszym człowiekiem świata”, miały być pojedynki „one on one”. Bailey i Johnson zdecydowali się rywalizować w Toronto na uniwersalnym dla nich dystansie 150m. Podobną formułę zaproponowano Gebrselassiemu i Morceli’emu. Punktem wspólnym miał być dystans 2 mil. Panowie chętnie przystali na nową koncepcję, zbrojąc się przed pojedynkiem w Hengelo. Algierczyk mimo chęci walki nie miał wpływu na kłopoty zdrowotne.
Stan „podanemiczny” na kilka tygodni przed sezonem wypaczył całkowicie przygotowania i osłabił organizm. W Hengelo zwyciężył Gebrselassie nie otrzymując jednak premii w wysokości miliona dolarów przeznaczonej dla zwycięzcy, który pokona ten dystans poniżej 8 minut. Halie uzyskał 8:01.08, Morceli zszedł z bieżni po 7 okrążeniach. Pojedynki „one on one” zostały ostro skrytykowane ze względu na wynaturzenie rywalizacji . W rezultacie debiut formuły okazał się również jej końcem.
Dyspozycja Algierczyka na miesiąc przed Mistrzostwami Świata nie wróżyła kolejnej obrony tytułu. Na 2 tygodnie przed ateńskim czempionatem nadzieja powróciła po bardzo dobrym występie na 1 milę w Nicei. 10 dni później jego morale jednak spadło po tragicznym wydarzeniu. 26 lipca w wypadku samochodowym zginął jeden z braci – 23 letni Abdelkader Morceli. W Atenach Noureddine nie został Mistrzem Świata po raz 4-ty. Nie mógł dotrzymać kroku El Guerroujowi, 150m przed metą wyprzedził go Cacho, a 3m przed linią stracił brązowy medal na rzecz Hiszpana Esteveza. Po tej porażce Algierczyk zaczął początkowo zsuwać się ze szczytu, by później spadać z niego niesiony lawiną porażek.
Rok 1998 stanowił odcinanie kuponów ze sławy i wczorajszej wielkości zawodnika. Morceli brał częściej udział w IAAF-owskich mitingach drugiej kategorii osiągając wyniki na granicy przyzwoitości. Światełkiem nadziei przed Mistrzostwami Świata w ’99 roku były wyniki 3:30.91 i 3:30.95 uzyskane na mitingach Gaz de France i Herculis. Podczas globalnego czempionatu w Sewilli Noureddine jako przedostatni wszedł do finału, którego w rezultacie nie ukończył. Sewilla okazała się zatem początkiem i końcem wielkiej kariery.
Próba reanimacji na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney okazała się kolejnym gwoździem do sportowej trumny. Miliony osób na całym świecie obserwowało smutną twarz Noureddina Morceli kończącego na ostatniej pozycji półfinał biegu na 1500m...
On jednak wierzył w powrót. Nie przerywał treningu. Rok później wystąpił po raz ostatni w karierze nie kończąc rywalizacji w Monako. W kolejnych dwóch latach pojawiały się doniesienia o powrocie Algierczyka. On sam potwierdzał te informacje. Odbyły się nawet konferencje prasowe na których Morceli oświadczał iż przygotowuje się do Mistrzostw Świata w Paryżu. Chciał wystartować w biegu na 10000m lub w maratonie. Niestety „come back” nigdy nie nastąpił.
Sportowa rodzina Morcelich istnieje nadal. Abderahmanne jest wciąż trenerem, oprócz brata doprowadził do olimpijskiego złota Nourię Merah. Noureddine poślubił Szwajcarkę Patrizie Bieri. Wybranka serca, dziś 39-letnia pani Morceli jest wciąż czynną lekkoatletką. W 2011 roku zajęła drugie miejsce podczas maratonu w Zurychu osiągając niezły wynik 2:37:28
Historia Noureddina Morceli to nie tylko mechaniczny obraz maszyny zaprogramowanej na uzyskiwanie wyników. To przede wszystkim opowieść o poświęceniu, oddaniu, wdzięczności i pokorze. To sinusoida gdzie Mount Everest przeplata się z Morzem Martwym. To opowieść którą należy raczej wpisać w słowo rodzina niż kariera. |
| | Autor: Nagor, 2013-11-17, 18:03 napisał/-a: Ech, złote lata ery EPO - życie wtedy było znacznie prostsze ; ) | | | Autor: adamus, 2013-11-17, 20:10 napisał/-a:
Fascynująca historia Morceliego.... Niemniej wrzucasz do niej trochę piachu Marcinie, znasz jakieś podejrzenia ówczesnych/obecnych WADA-ców dotyczące Noureddine ?? | | | Autor: jurekgra, 2013-12-03, 10:38 napisał/-a: Kolego ja pamiętam jak wygrywał Morceli i mam wielki szacunek dla jego wyników.Zawsze jest jakieś podejrzenie o doping ale jest jeszcze jedno pytanie czy dzisiejśi mistrzowie są czyści...!!! | |
|
| |
|