|
| Isle del Force Adam Doliński Skyfall K.B. Legionowo
Ostatnio zalogowany 2024-11-29,13:21
|
|
| Przeczytano: 591/412221 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
11 Borealis Linz Donau Marathon | Autor: Adam Doliński | Data : 2012-05-17 | Pod koniec 2011 roku zamarzył mi się zagraniczny maraton do którego będzie można dojechać koleją, i który nie będzie należał do elity maratońskiej w Europie pod względem liczy startujących na "królewskim" dystansie. Z uwagi na studia w wybrane weekendy opcja wyszukiwania uległa znaczącemu zawężeniu. Jednak udało się znaleźć maraton w Linzu. Można powiedzieć, iż jest to taki "mniejszy brat wielkiego i ekskluzywnego Wiednia, gdzie jest ponad 35000 startujących.
Termin 22 kwietnia byłby szansą sprawdzenia swoich możliwości pod względem wartości treningowych jakie były dokonane od 1 stycznia. Pierwsze co było niezbędne do wykonania to zaplanowanie dłuższego urlopu tak, by Austria stała się początkiem „super tygodnia biegowego”. Na szczęście nie przewidywałem z tym problemu i udało się uzyskać urlop od 20 do 6 maja włącznie. Opcja transportowa była już kwestią bardziej złożoną gdyż trzeba było się liczyć z przesiadkami.
Jednak najważniejszą kwestią była sprawa noclegu, z którym miałem największy problem bo się nie znałem na kwestii wyszukiwania dobrego noclegu. Dodatkowo elektroniczna forma płatności też była kłopotem bo mając kartę niechętnie z niej korzystam, co dopiero mówiąc o wpłacie na zagraniczne konto. Na moje szczęście znajomy maratończyk Zbyszek Mamla z Truchtu Tarchomin znalazł dobry nocleg w rozsądnej cenie i w dobrej lokalizacji. Mój wybór padł na Cohotel położony w Steyregg (7km od centrum Linzu)
Aby się dostać do tej fajnej małej miejscowości trzeba było najpierw przejechać niecałe 800km pociągiem EC 103 „Sobieski” z Warszawy Centralnej do Wien Meidling, za całe 29 euro, następnie skorzystać z największego luksusu kolejowego w Austrii czyli RailJeta 66 z Wien Meidling do Linz Hbf za całe 31,30 euro + 3,50 euro za rezerwację miejsca, by na końcu skorzystać z transportu lokalnego, czyli pociąg R3876 do Pregarten za całe 1,90 euro. Podróż zaczynała się o 6:30 rano by po pokonaniu prawie 1000 km pociągami być na miejscu docelowym o 18:15
Najbardziej obawiałem się, czy podołam w zakupie biletu dzięki językowi angielskiemu ale nadspodziewanie z komunikacją językową obyło się bez żadnego problemu. Może co nieco o transporcie - bilet na EC103 zakupiłem w wersji promocyjnej (normalna cena w dwie strony to koszt ok. 550zł 2 klasą w dwie strony). Austriackie koleje OBB chwalą się (słusznie zresztą) najwyższej klasy pociągami RailJet obsługiwanymi lokomotywami Siemensa (seria EU44 w polskiej nomenklaturze tzw. „Husarze”). Komfort podróży jest nieporównywalny do polskich standardów, zwłaszcza prędkość 200km/h po minięciu jedynego postoju po drodze czyli St. Poltzen...
duma Austrii, słusznie zresztą skład RailjetCiekawostką jest fakt, iż zamiast zmieniać położenie lokomotywy jak ma to miejsce np. w drodze z Krakowa do Zakopanego (2 razy w Chabówce i Suchej Beskidzkiej) tutaj skład może być zarówno prowadzony na początku przez lokomotywę lub może on być pchany przez lokomotywę. Jadąc te 200km/h jest bardzo cicho, tylko widoki z okna zmieniają się szybciej niż zazwyczaj. Kolej regionalna z centrum przesiadkowym w Linzu swoim komfortem przypomina wybrane składy EIC spółki PKP IC. Ale tak to jest iż Austria słynie z transportu szynowego dbając o środowisko.
Drugą wartą podkreślenia rzeczą jest fakt, iż punktualność jest wysoko cenioną rzeczą. Mając na starcie 4 minuty opóźnienia na miejscu jestem co do sekundy. Co do hotelu, przypomina on z zewnątrz bardziej hotel robotniczy ale w środku duża niespodzianka bo komfort za tą cenę jest warty podkreślenia. Pokój mały i schludny, i nie mam powodu do najmniejszego narzekania bo jest dokładnie tak jak bym chciał by było. Dodatkowo śniadanie można zjeść już od 6 rano co w dniu maratonu ma ogromne znaczenie aby móc się pożywić przed ważnym biegiem.
W sobotę jest ciepło, słońce pokazuje się zza małych chmur dzięki czemu podróż do biura zawodów jest przyjemniejsza. Z hotelu na dworzec w Steyregg piechotą idzie się 7 minut (ludzie bardzo korzystają z opcji P + R; w Warszawie Park and Ride pozostawiając samochody i rowery na parkingu obok stacji by dalej jechać koleją do pracy czy szkoły). W Polsce dopiero się tego uczymy ale wszystko zmierza w dobrą stronę.
Bilet całodniowy można kupić w automacie biletowym (koszt 4 euro za dzień) by podjechać najbliższym w rozkładzie pociągiem do Linz Hauptbahnhof. Same miasto schludne, ludzie unikają jazdy samochodem, rowerem lub transportem publicznym można łatwo dojechać do zamierzonego celu. Nieprzypadkowo Linz był europejską stolicą kultury w 2009 roku. Główny przewoźnik to Linz AG Linien posiadający nowoczesne autobusy i tramwaje. Samo miasto ludnościowo zbliżone do Radomia, jego powierzchnia to niecałe 100km2 a liczba mieszkańców to ok. 190 000 osób.
Miasto może i małe ale stację kolejową mają o wiele lepszą niż nasze najładniejsze dworce w Polsce. Do biura maratonu droga "prosta jak drut" ok. 25 minut spacerkiem w kierunku głównego placu miasta by dochodząc do bulwaru nad Dunajem skręcić w prawo i po pokonaniu 800m znaleźć się w Brucknerhaus.
biuro maratonu w Sali koncertowej BrucknerhausOdbiór numeru startowego szybki, targi sportowe wielkością nie powalają (tak jak w Maratonie Warszawskim) choć można znaleźć ciekawe oferty. Pozostaje mi tylko rozeznać się w położeniu strategicznych obiektów niedzielnego maratonu (start, meta już wiem gdzie bo mijałem po drodze gdy trwały tam prace przygotowawcze do obsługi mety maratonu). Start około 800m od biura na moście autostradowym trasy A7 (dziwię się, że tak załatwili, ale kierowcy chyba nie mieli nic przeciwko)
Depozyt naprzeciwko biura w Oberbanku czyli wszystko już wiadomo i można wracać do hotelu odpocząć. Sama impreza składa się z 4 biegów (1/4 dystansu maratonu, półmaraton, maraton i maraton sztafet 4-ro osobowych). W 2012 roku na starcie stanęło 15204 biegaczy. Noc przespana dość dobrze, wszystkie niezbędne rzeczy przygotowane tak więc pozostaje mi myśleć jedynie o samej taktyce biegu.
Rano wstaję pobudzony faktem iż stres zaczyna pojawiać się w głowie. Śniadanie zjedzone bardziej „na przymus” ale lepiej, że na głodnego nie jadę. Na stacji kilka osób za to w pociągu już nas więcej, widząc ludzi w sportowych strojach z charakterystycznymi białymi torbami do depozytu. Pogoda zgoła odmienna od tej sobotniej, rano mżawka i góra 7-8 stopni, chwilami większe podmuchy wiatru. Przebieram się przy wejściu do depozytu, zabieram co potrzeba w tylnie kieszenie koszulki i wpadam w kolejkę do depozytu. Na szczęście depozyt przy samym wejściu, a widząc numerację od 1 do 1420 cieszę się iż będzie niewielu maratończyków w najważniejszej części biegu.
Na starcie z każdą chwilą coraz więcej ludzi, lewy pas autostrady przeznaczony dla maratończyków, półmaratończyków i na końcu sztafet maratońskich, prawy pas w całości na ćwierćmaratonu.
do biegu, gotowi, start?
te wypustki do góry to tak dla żartu, realnie sprawa jest bardziej płaska...
start rolkarzy pół godziny przed biegaczamiUstawiam się w sektorze bliższym linii startu niż powinienem ale gdy przychodzi co do czego okazuje się iż i tak czeka mnie przepychanie się przez wolniejszych biegaczy. Hymn Austrii i końcowe odliczanie i nawał biegaczy rusza po zwycięstwo... Zając na 3:15 z mojej lewej, wraz z nim napalona grupa zwłaszcza półmaratończyków chcących ukończyć z czasem w okolicy 1:37:30. Mój plan był prosty, obrałem sobie cel 3:10, najwyżej z czasem zwolnię z powodu braku sił.
Pierwszy kilometr to jak walka z pielgrzymką do Częstochowy... Ludzie bardziej w biegu turystycznym, niepoważnie blokują szybszych z tyłu jakby to był festyn, a nie poważne ściganie. Z drugiej strony sporo metrów do pokonania to i wyprzedzać będzie później już znacznie łatwiej. Mimo początkowych trudności pierwszy kilometr pada łupem po 4:35 (5 sekund wolniej od założeń), od tego momentu wyraźne rozluźnienie i można łapać swój indywidualny tor biegu.
Zając na 3:15 jakby biegł na brutto bo drugi kilometr pada naszym wspólnym łupem po 8:56. Na 3km następuje połączenie trasy dla wszystkich dystansów i robi się tłoczniej, na szczęście biegnę przed zającem otoczonym "wielbicielami ukończenia w podanym na jego koszulce czasie".
nie ma to jak wsparcie z powietrza5km ma dwa oznaczenia (jeden dla ćwierćmaratonu, drugi dla pozostałych dystansów), jestem na nim po 22:46 ale tłum już mały i w dodatku za plecami dzięki czemu łatwiej będzie wchodzić w tempo jednoosobowego zającowania na 3:10.
Na 7km jest pierwszy podbieg (raczej wzniesienie bo podbiegi to są raczej w Alpach, a nie miejskim maratonie). Jeśli jest się dobrze przygotowany to na takie drobnostki nie zwraca się uwagi bo się ich zwyczajnie nie odczuwa w nogach. 10km i ubytek części biegaczy którzy skręcają w prawo gdy ja biegnę prosto. 10km pokonuję w 44:46 (drugie 5km w 22 minuty czyli ciut za szybko). W każdym razie biegnę na samopoczucie i skoro nogi pozwalają to nie będę protestował.
15km pokonuję po 1:07:16 (trzecie 5km w 22:30 – o to właśnie chodzi). Punkty odżywcze duże, korzystam z wody, Izo i nowości dla mnie jaką jest coca-cola. 20km jest w pobliżu Casino Linz gdzie dobieg do mety poprowadzony jest kostką brukową. Tłum znacznie się powiększa ale to już wyraźny sygnał iż półmaratończycy będą kończyć, a ulica wypustoszeje - co znacznie poprawi mi humor. Na tym punkcie uzyskuję 1:29:54 (czwarte 5km w 22:38). Jakieś 250m przed metą trasa maratonu odbija w lewo oddzielając się od finiszu na 21,097km. Małe uliczki śródmieścia Linzu są urokliwe, kibiców jest mało ale służby porządkowe i medyczne dobrze dopingują. Połowa trasy pokonana w 1:34:54 czyli jak zająca dla samego siebie mogę uznać to za ideał.
25km znajduje się na nawrocie z małej agrafki trasy gdzie mijają mnie szybsi tego pochmurnego dnia. Nie pada już z nieba ale jest około 10 stopni czyli tak jak ma być by uzyskać świetny wynik. Mijam tabliczkę z oznaczeniem kilometrażu po 1:52:16 (piąte 5km w 22:22), zając na 3:15 jakieś 430m za mną z małą już grupką walczących o wynik. Zmęczenia jak nie ma tak nie ma i wbiegam w "zieloną część miasta". Tutaj nabieram skrzydeł bo lubię biegać w takich warunkach i dobiegam 30km jakbym frunął nad asfaltem po 2:14:27 (szóste 5km 22:11)
Nie wiem co to będzie ale ściany jak nie ma tak nie ma, choć biegnącym bardzo dobrym dla mnie tempem obawiam się, iż kryzys może nagle mnie złapać i zniweczyć moje bardzo ambitne plany. W okolicy 27 i 35km ten sam punkt trasy (tylko 35km to nawrót) znajduje się drugie wzniesienie na trasie warte odnotowania. Bardziej zmęczony, ale nie uważam iż stanowi to wielką przeszkodę w walce o wynik podbiegam na jego szczyt.
Sam jakże ważny punkt kilometrażowy mijam po 2:36:56 (siódme 5km w 22:29). Słońce chwilami przebija się przez chmury ale nie zmienia to faktu iż temperatura nadal jest idealna do biegu. Jak już tyle wytrzymałem to mogę się tylko cieszyć iż trening nie poszedł w piach niepowodzenia. Trasa staje się znów odcinkiem z pierwszej części dystansu. Na 37km pojawia się wyraźny kryzys, bieg zamienia się w krótki marsz ale wiedziałem, iż on nadejdzie szybciej czy później.
Od tego momentu do 40km jeszcze 2 razy maszeruję, bo to już tak jest, iż trudy są wyraźniej odczuwane niż zapał do walki. Mimo to na punkcie oznaczającym 40km jestem po 3:00:38 (ósme 5km w 23:41) ale przewaga do tego czasu powoduje iż jeszcze 3:10 może być realne. Sam fakt iż jestem w stanie pokonać (przebiec lepiej gdy bez marszu w 3 godziny dystans 40km) daje mi mocno do myślenia. Kiedyś to były głupie marzenia w głowie amatora, dziś realny fakt...
Do mety już niedaleko i 41km zaczyna się odcinkiem brukowanej ulicy tuż przy Casino Linz. Miejsce znajome, co kilkaset metrów doping cheeleaderek dodawał mocy. Kibice nie mniej dłużni i mocno zachęcali mnie do ostatniego wysiłku.
Widząc metę siły mi wracają i wpadam na metę z rękoma uniesionymi w geście zwycięstwa zarówno nad dystansem 42km 195m jak i nad samym sobą.
była walka to i ręce do góry, bo to już koniec biegu
meta maratonu na prawo od pomnikaNie patrzę na zegar brutto, wyłączam stoper i pochylam się do przodu ze zmęczenia. Od razu pojawia się ekipa medyczna czy aby się pacjent do ratunku nie trafił. Na szczęście wyraźnie wskazuje im iż jest ok. i po chwili łapie drugi oddech. Dostaję medal, mały ale warty każdego wysiłku.
kawałek metalu, a cieszy oczy...Zmęczony pokonuje kolejne metry gdzie następuje podział wyłącznie dla maratończyków i pozostałych biegaczy zmagających się z trasą tego dnia. Tam dodatkowo wypełnia się ankietę na temat całości maratonu, jest kolejka po "złocisty trunek" i otrzymuje się też pamiątkową koszulkę "finishera Linz Maratonu 2012". Łzy się cisną do oczu bo nie co dzień poprawia się życiówkę o ponad 22 minuty z poziomu 3:33:49 do 3:11:45 (brutto 3:13:06). Nie mam siły czuć zmęczenia z powodu radości jaka mnie ogarnęła przez łzy.
Wracam do Oberbanku po swój depozyt, mogę się przebrać i chwilę odpocząć po trudach biegu. Jestem szczęśliwy iż dyspozycja biegowa tego dnia jak i warunki pogodowe wydatnie przyczyniły się do końcowego efektu. Ostatnie 2,195km w 11:07 (jest zmęczenie to i tempo spadło) co nie zmienia faktu, iż pierwsze 21,097km pokonuję w 1:34:54, drugie natomiast w 1:36:51. Powolnym krokiem człapaka wracam w kierunku dworca kolejowego by cieszyć się z sukcesu. Na miejscu posiłek w postaci pizzy salame stawia mnie na nogi choć całej nie daję rady zjeść.
W pociągu pusto, wysiadam gdzie trzeba i już myślami jestem przy leżeniu na łóżku i relaksie. Ostatecznie taki wynik daje mi w open 139 miejsce na 898 sklasyfikowanych osób. Kolega z Częstochowy jak się później okazało nie zjawia się w Austrii choć w wynikach widzę jeszcze "Podkowę Leśną" aczkolwiek w narodowości widnieje AUT czyli chyba jaki drobny kawał...
Wyjazd drogi jak na moją kieszeń ale udany. Nie będę zajmował się kwestią finansową tego projektu patrząc jaki efekt osiągnąłem. W Krakowie tego samego było dobre 10 stopni cieplej i wyjazd bardziej w odległe rejony okazał się wielkim sukcesem. W Warszawie pojawiam się w poniedziałek o 21.29 z bagażem większym od tego co zabierałem ze sobą w podróż.
Drobne kwestie formalne:
Bilety Warszawa - Wiedeń - Warszawa w promocyjnej ofercie "Super Bilet" (wraz z miejscówką) kosztowały mnie 247,06zł (normalna cena to ok. 552zł)
Bilety Wiedeń - Linz - Wiedeń do sprawdzenia na stronie krajowego przewoźnika czyli OBB (mój koszt to 62,60 euro + 7 euro miejscówki czyli na złotówki jakieś 290zł)
Bilet Linz - Steyregg kosztuje 1,90 euro ale kupując bilet na RailJeta poprzez stronę internetową austriackiego przewoźnika dojazd i powrót z Steyregg były darmowy i wliczony w podróż)
Jednodniowy bilet w Linzu kosztuje 4 euro (ok. 16,50zł; dla porównania Warszawa 9zł, Praga w 2011r 16zł)
Udział w maratonie, najniższy koszt to 47 euro (najtańsza opcja) do 72 euro (płatność w ostatniej chwili), na nasze to niecałe 190zł gdy dokonywałem płatności.
Koszt wypożyczenia chipa to 13 Euro z czego po biegu w depozycie zwracają całe 10 Euro.
Kultura kierowców w Austrii jest na nieosiągalnym dla Polaków poziomie. Do przejścia dla pieszych brakło mi niecałych 3m, a kierowcy już kończyli hamować.
Za nocleg na 3 dni płaciłem 89 euro +15 euro za 3 śniadania.
Ceny paliwa wyższe od polskich o ok. 40gr, żywność droższa ale do przeżycia :-)
Zwyciężył Kenijczyk z czasem 2:11:18, pierwsza kobieta miała 2:41:20. W półmaratonie zwycięża znany z olimpijskich zmagań Victor Rotchlin z Szwajcarii z czasem 1:04 z sekundami. Sam bieg dobrze zorganizowany, wszystko jak należy, pamiątkowe koszulki dla wszystkich maratończyków którzy dobiegli do mety (normalny koszt to 25 euro).
Strona maratonu www.linz-marathon.at
Trasa płaska, dobra do robienia wartościowych czasów. |
| | Autor: maniak1984, peacemaker, 2012-05-17, 21:48 napisał/-a: Coca-Cola super rzecz, przy silnym wysiłku dla organizmu bardzo pomocne jest wchłonięcie dużej ilości "płynnego cukru" z kofeiną. Po około 10 minut pojawia się tzw. "szczyt energetyczny" lub jak to się rzadko określa pobudzenie cukrowe. Trwa od 6 do 15 minut ale jak się już skończy tętno wzrasta o 10 uderzeń/minutę. Najważniejsze iż jest duża różnica porównując izotonik do Coca-Coli. | | | Autor: emka64, 2012-05-18, 00:37 napisał/-a: Adam - Superstar ! (Superstern:) | | | Autor: Tom74, 2012-05-18, 09:59 napisał/-a: Adam, Gratuluję!!! Jestem pod ogromnym wrażeniem. | | | Autor: Aspe, 2012-05-18, 10:18 napisał/-a: Kosmiczny progress na tym poziomie biegania, szczerze mówiąc to wiedziony ciekawością chętnie dowiedziałbym się jak to się robi, jaki trening, ile km tygodniowo itd.
Relacja super, lekkość pióra porównywalna z postępami biegowymi, tylko podziwiać. | | | Autor: maniak1984, peacemaker, 2012-05-18, 18:38 napisał/-a: Styczeń 216km biegu + 100km w pracy (dziennie od 1,5 do 8 godzin jednostki treningowej), luty 318km biegu + 86km w pracy, marzec 216km biegu + 92km w pracy. Jednostka treningowa to marsz z obciążeniem od 5 do 45kg, długie podejścia do góry + około 20 000 schodów z obciążeniem. Listonosz nie ma lekko, jak się ma długi rejon do przejścia i tylko w 6 miejscach windy na 45 klatek schodowych. Czasem byłem tak skatowany schodami iż nieprzytomny wracałem z rejonu. W wybranych przypadkach po pracy na trening biegowy (ale tylko spokojne tempo przy którym można rozmawiać). Inne rzeczy w swoim czasie. Ruch to ZDROWIE. | | | Autor: Marysieńka, 2012-05-21, 12:33 napisał/-a: Adam....wielkie gratki. Super wynik:))) | | | Autor: TREBORUS, 2012-05-21, 12:47 napisał/-a: Gratuluję Adam. Super!!! | | | Autor: dadool, 2012-05-28, 09:52 napisał/-a: bardzo fajna relacja, zachęci mnie chyba do startu w przyszłym roku. | | | Autor: rufus_4, 2012-05-28, 21:10 napisał/-a: Gratki, na pewno są jeszcze spore rezerwy! | | | Autor: maniak1984, peacemaker, 2012-05-28, 21:32 napisał/-a: Chyba spróbuję tam w 2013 podjąć wyzwanie łamania 3 godzin w maratonie. Tylko trzeba się ustawić bliżej linii startu, a potem pruć ile sił do mety... Poza tym wszystko już obczajone i miejsce ma swój potencjał. | |
|
| |
|