|
| panorama Agnieszka Złotów Stowarzyszenie Biegaczy Ziemi Złotowskiej
Ostatnio zalogowany 2016-09-26,22:44
|
|
| Przeczytano: 730/502104 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wywiad z Romanem Tobołą | Autor: Agnieszka Barabasz | Data : 2012-04-25 | "Spiker w zawodach sportowych jest w ogniu walki, jak żołnierz na pierwszej linii frontu"
Z Panem Romanem Tobołą, najlepszym polskim spikerem imprez biegowych, osobą, która przeprowadziła już ponad 550 relacji zza mikrofonu, o jego pracy i pasji rozmawia Agnieszka Barabasz.
R.T. - Roman Toboła.
A.B. - Agnieszka Barabasz.
A.B. - Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się Pańska przygoda ze spikerką?
R.T. - Jestem typowym „naturszczykiem”. Do 1994r. nie wypowiedziałem słowa przez mikrofon. A miałem wtedy już ponad 35 lat. W Szczecinku, w którym mieszkam, w kwietniu organizowany jest Bieg Winanda Osińskiego na dystansie 10 km. Ówczesny dyrektor biegu, Piotr Nowakowski zaproponował mi, żebym usiadł na dachu wojskowego samochodu propagandowego i jadąc przed czołówką opowiadał o tym, co widzę. Miało to na celu przede wszystkim uczulić uczestników ruchu, by nie doszło do kolizji drogowej.
Ten samochód propagandowy to był taki mały, rozklekotany, odziedziczony jeszcze po Ludowym Wojsku Polskim mikrobusik z mikrofonem na kablu podłączonym do typowych „szczekaczek” zamontowanych na dachu. Jak wielu ludzi bałem się swojego głosu płynącego z głośników. Zostałem jednak prawie na siłę posadzony na „bolidzie”. Do jednej ręki mikrofon, druga kurczowo uczepiona jakiegoś poziomego rusztowania, żołnierz z obsługi włącza silnik, pada strzał startera i zaczyna się zabawa jak na dachu dyliżansu.
Skoro już coś musisz robić, rób to całym sobą. I tak poszło. A poszło tak, że obecny na zawodach mój szkolny kolega, Stanisław Lange, Dyrektor Biegu Św. Dominika rozgrywanego na Starym Mieście w Gdańsku. On to stwierdził, że nie mam wyjścia i muszę być spikerem na jego imprezie. Przyjaciołom się nie odmawia, a z Gdańska wiedzie wiele dróg na całą Polskę :-)
A.B. - Jakie imprezy Pan obsługuje? Czy są to biegi w Polsce, czy także imprezy zagraniczne?
R.T. - W ciągu roku jest to kilkadziesiąt zawodów lekkoatletycznych. Większość to dynamicznie rozwijające się w naszym kraju biegi uliczne. Ale nie tylko, bo są też mityngi z udziałem polskiej czołówki i zawodników zagranicznych, np. memoriały: Janusza Sidło i Józefa Żylewicza.
Prowadziłem także Mistrzostwa Polski na stadionie, w biegach przełajowych i na ulicy we wszystkich kategoriach wiekowych. Są to tylko zawody rozgrywane w Polsce. Nie wyobrażam sobie nie tylko siebie ale i innych spikerów polskich prowadzących biegi za granicą. Mówienie przez mikrofon a wypowiadanie się, nawet dobre, w obcym języku, to dwie różne bajki. No, chyba że pójdziemy tropem niektórych komercyjnych stacji telewizyjnych, w których o wartości konferansjera decydują cechy podobne do tych, które kwalifikowały do występów w osiemnastowiecznym cyrku.
A.B. - Czy są imprezy, na które wraca Pan z większą przyjemnością i czy są takie, które obsługuje Pan, po prostu dla zwykłego zarobku, co oczywiście nie jest niczym złym?
R.T. - Każde zawody to oprócz zawodników, najważniejszych w dniu rywalizacji, mniejsza lub większa grupa organizatorów działających czasami przez kilka tygodni, a nawet miesięcy pod przewodnictwem Dyrektora Biegu. Wśród nich bardzo często są wspaniali ludzie, i znajomość z nimi jest moim osobistym sukcesem. To jedna z najjaśniejszych stron mojego uczestnictwa w prawie każdym biegu. Oczywiście, finanse też mają znaczenie, bo nie jestem synem milionera, i nigdy nie wygrałem w lotto.
Jednak najbardziej fascynuje mnie ta atmosfera napięcia i niepewności szczęśliwego zakończenia, i świadomość tego, że jestem tam po to, by pomóc organizatorom w tym szczęśliwym zakończeniu. Taka mała adrenalina. Najbardziej jednak lubię imprezy, w których widać wiele włożonego przez organizatorów serca, gdzie bardziej decyduje często zaangażowanie całej rodziny niż potężne zaplecze logistyczne gwarantowane sporym procentem budżetu miasta.
A.B. - Czy pamięta Pan jakieś miłe chwile z biegów? Czy jakiś bieg utkwił Panu w pamięci?
R.T. - Czasami prowadząc relację mam małe chwile wątpliwości, czy nie za bardzo odbiegam od tematu, od aktualnej rzeczywistości, czy nie przynudzam. Potrzebuję wtedy wsparcia. Szukam wzrokiem wśród obecnych i jeżeli znajdę zasłuchanych, to daje mi napęd. Bardzo miłym akcentem są też gratulacje w trakcie trwania i tuż po zakończeniu pracy. Tak naprawdę to jedyny miernik mojego wysiłku.
Zawodnicy mają lepiej, bo przynajmniej ktoś zmierzy im czas. Przeprowadziłem w życiu już ponad 550 imprez i miłych przygód było sporo, ale najmilej wspominam relacje z maratonów w Poznaniu i we Wrocławiu od momentu startu do chwili minięcie mety przez zwycięzcę. W tych maratonach jadę w samochodzie przed czołówką i nadaję bezpośrednią relację na miejsce mety. Bardzo niewielu ludzi w Polsce, a myślę że i na świecie ma możliwość na żywo oglądać walkę i dramaty czołowych zawodników na dystansie 42 195m. Telewizja to jednak tylko namiastka. Obrazy z tych biegów są jak wspaniałe filmy zakodowane w mojej pamięci.
A.B. - Z pewnością zna Pan wielu sportowców, znanych biegaczy. Czy praca pozwala Panu na zaprzyjaźnianie się z nimi? Czy jest jakaś znajomość ze znaną osobą ze świata lekkiej atletyki, która jest dla Pana szczególnie cenna?
R.T. - Spiker w zawodach sportowych jest w ogniu walki, jak żołnierz na pierwszej linii frontu. Z tego tytułu poznaje się większość VIP-ów zaproszonych na imprezę. Wśród nich są także Mistrzowie Świata i medaliści olimpijscy w różnych dyscyplinach sportu. Z wieloma z nich jestem na stopie koleżeńskiej.
Najwcześniejsza przyjaźń zawiązała się dużo wcześniej niż rozpoczęła się moja przygoda z mikrofonem. Biegacz, który osiągnął w reprezentacji Polski największe sukcesy na światowych imprezach w maratonie (7m. na Igrzyskach Olimpijskich, 4m. na Mistrzostwach Świata), Janek Huruk zaczynał pierwsze swoje treningi w Gryfie Słupsk w grupie trenera Czesława Bedki, w której ja byłem wtedy najstarszym zawodnikiem i zdarzało się, zastępowałem trenera, kiedy on wyjeżdżał na studia. Taka przygoda sprawia, że ludzie pozostają sobie bliscy na całe życie.
Od wielu lat w okresie wakacyjnym około 20-to osobową ekipą jeździmy wzdłuż wybrzeży pięknego polskiego Bałtyku i namawiamy Polaków do biegania, organizując biegi śniadaniowe na dystansie 2-3 km. Nie ma tam rywalizacji, za to dużo muzyki i dobrej zabawy. Ja jestem tam głosem a twarze to najczęściej Jacek Wszoła - mistrz olimpijski i były rekordzista świata(235cm) w skoku wzwyż, Krzysztof Kosedowski- brązowy medalista olimpijski w boksie oraz wicemistrz świata w biegu na 3000m z przeszkodami- Bogusław Mamiński, który jest jednocześnie pomysłodawcą i dyrektorem całego przedsięwzięcia.
Z naszego zaproszenia skorzystało ponad 80 tys. adeptów biegania, bo ponad 80 biegów, w których bierze udział po ok. 1000 osób przeprowadziliśmy. Ponad sto dni razem w trasie w ciągu kilku lat – to daje podstawy do stwierdzenia: jesteśmy przyjaciółmi.
A.B. - Wróćmy do spikerki. Jak długo przygotowuje się Pan do obsługi jednego biegu?
R.T. - Nie ma na to reguły. Czasami trzeba poszperać w Internecie lub literaturze. Znaleźć trochę faktów z życiorysów, historii danej miejscowości, lub danego biegu. Jednak przygotowania do konkretnej imprezy stanowią niewielki procent mojej pracy nad sobą. Przyznam się nawet, że zdarzają mi się zawody, które biorę z marszu. Taka taktyka przynosiła dobre efekty na frontach wielu wojen i w moim przypadku też się sprawdza. Ale stosuję ją rzadko. Ot, takie sprawdzenie się w sytuacji zaskoczenia
A.B. - Jak te przygotowania wyglądają? Ma Pan specyficzny głos, przez wielu już rozpoznawalny. Ćwiczy Pan go?
R.T. - Przygotowania do pracy z mikrofonem to ogólna praca nad sobą. To bardzo dużo przeczytanych książek z różnych półek. Nawet w bajkach tkwią ciekawe rozwiązania i sentencje. To ucieczka od mediów obrazu w kierunku mediów słowa. To śledzenie na bieżąco wydarzeń w sporcie, ale bardziej w kontekście społecznym, ogólnym. To bardziej analizowanie wpływu sportu na życie w innych dziedzinach niż pasjonowanie się pojedynczymi sukcesami.
Nad głosem nigdy nie pracowałem. Kiedy spotykamy się w gronie rodzinnym, postronni słuchacze pytają nas, dlaczego tak wrzeszczymy? A my po prostu normalnie rozmawiamy. Silny głos i swobodne nim operowanie to mój dar od przodków. Chociaż na pewno wpływ na ton mojej mowy wywarło 27 lat pracy na salach gimnastycznych i w terenie z grupami treningowymi, kiedy to trzeba było z dużej odległości zdominować zajęcie kilkudziesięciu osób.
A.B. - Skąd Pan czerpie wiedzę, którą wykorzystuje Pan w swojej pracy. Jest to przecież obszerna historia sportu.
R.T. - W niewielkim stopniu to Internet. Podstawa to książki z wielu dziedzin. Historia ogólna z ukierunkowaniem na starożytną Grecję bo tam rodziła się nasza kultura. Uważam, że żeby zrozumieć siebie warto zagłębić się w historię i całą religię łącznie z mitami tej epoki. To może dać zrozumienie jak barbarzyństwo walczy w człowieku z dobrodziejstwem ale i ograniczeniami narzucanymi przez cywilizację.
Nie muszę chyba mówić, że szczególnie pasjonuje mnie historia olimpizmu, który przecież swoje korzenie ma w ojczyźnie Platona. Ostatnio przebijam się przez dzieła wybrane Jana Parandowskiego, którego zainteresowaniami, a przede wszystkim wspaniałą polszczyzną jestem zachwycony.
A.B. - Jakie jest Pańskie honorarium? Taki głos musi się przecież cenić?
R.T. - Nie są to jakieś wielkie pieniądze, które mogły by zagrozić budżetowi jakiejkolwiek imprezy. Myślę, że organizatorom opłaca się korzystać z moich usług, bo sprawnie i profesjonalnie przeprowadzone zawody procentują większą przychylnością władz i sponsorów przy kolejnych edycjach. W sumie, ci którzy tak rozumują, rozwijają swoje przedsięwzięcia w następnych latach.
Bardziej od kwot rajcuje mnie sposób ich pozyskiwania. Od dzieciństwa lubię oglądać westerny. Taka słabość. W miasteczku na Dzikim Zachodzie wszyscy mieli broń i potrafili strzelać, jednak kiedy powstawał problem wynajmowali płatnego rewolwerowca, bo on naprawdę wiedział kiedy i jak strzelać. Przyjeżdżał nie wiadomo skąd, dobrze wykonywał swoje zadanie i odjeżdżał, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Jestem takim rewolwerowcem polskich biegów ulicznych :-)
A.B. - Rok temu otrzymał Pan od portalu MaratonyPolskie.PL Filipidesa Osobowość Roku. Czym jest dla Pana to wyróżnienie? Czy podobnych jest na Pańskim koncie więcej?
R.T. - Statuetka i dyplom stoją na honorowym miejscu w moim mieszkaniu i przypominają mi, że nie mogę „dać plamy”. Nigdy przedtem nie byłem oceniany za pracę z mikrofonem w konkursach czy plebiscytach stąd wyróżnienie to cenię sobie niezwykle wysoko. Jest dla mnie potwierdzeniem uznania przez fachowców, ale jednocześnie ciągle przypomina - „poniżej tej poprzeczki nie możesz skakać”.
A.B. - Na co dzień mieszka Pan w Szczecinku i tu zajmuje się Pan trenerką, o czym naprawdę niewielu wie. Proszę opowiedzieć o swojej profesji.
R.T. - Z wykształcenia jestem fizykiem, z zamiłowania humanistą, a po skończeniu studiów podyplomowych z wychowania fizycznego większość pracy zawodowej wykonywałem jako nauczyciel tego przedmiotu. Trenowanie biegaczy to dodatkowe, hobbistyczne zajęcie. Od zawsze miałem kilka lub kilkanaście osób w treningu. Po drodze były medale Mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych, ale nie one były najważniejsze, lecz wspólna przygoda i możliwość przekazania pasji i miłości do biegania. Wielu moich podopiecznych już po osiągnięciu wieku dojrzałego na stałe weszło na biegowe ścieżki i startuje nawet w maratonach.
A.B. - Czy sam Pan biega?
R.T. - W 1974r. po raz pierwszy wystartowałem w sztafecie 10x1500m w drużynie Liceum Ogólnokształcącego w Lęborku pod opieką profesora Bolesława Bykowskiego. Od tego momentu bieganie stało się moją wielką miłością. Dotychczas przebiegłem ponad 117 tysięcy kilometrów (każdy trening dokładnie zapisany) wystartowałem w ponad 500 biegach, ukończyłem 37 maratonów (w tym 14 pierwszych Maratonów Pokoju w Warszawie)
Jeden maraton wygrałem na trasie Hel - Puck. Moje rekordy życiowe: 1500m - 4min.05sek., 5000m - 15min.06sek, 10000m - 31min.59sek., maraton- 2godz.32min.31sek.
Obecnie biegam rocznie ok. 2500-3000 km., ale nie startuję, no może w egzotycznych dla mnie rewirach, w Run Park w Londynie razem z moim synem, który tam mieszka, pracuje i trenuje, oczywiście, biegi. Robię to po to, by o tych angielskich klimatach opowiadać potem na polskich zawodach.
A.B. - Czy ma Pan jeszcze jakieś hobby?
R.T. - Bardzo dużo czytam. Literatura klasyczna, historia (słownik kultury antycznej bez przerwy leży na mojej szafce nocnej), poezja – po to, aby bawić się piękną polszczyzną. Z muzyki - Budka Suflera, cały Jacek Kaczmarski oraz Przemysław Gintrowski, a także poezja śpiewana, między innymi po to "by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa"
A.B. - Na których biegach będzie można Pana spotkać w najbliższym czasie?
R.T. - Od Bałtyku do Tatr. Nie chcę nikogo wyróżniać, po to by innych nie pominąć. I pamiętajcie – nigdy nie wyznaję zasady, że "kto ma mikrofon, ten ma rację". Na biegach jestem po to, by upiększyć Wasz, kochani biegacze, na nich pobyt.
A.B. - Dziękuję za rozmowę
R.T. - Także dziękuję. |
| | Autor: mac-now, 2012-04-26, 03:53 napisał/-a: Pozdrawiam Pana Romka.
30 lat temu był moim nauczycielem fizyki w Szkole Podstawowej w Barwicach, a po lekcjach, chyba w ramach SKS-u z grupą chłopaków truchtaliśmy do lasu. Miło wspominam te lata.
| | | Autor: henry, 2012-04-26, 07:57 napisał/-a: Miałem na myśli to iż kolega Roman, zna wielu zawodników na pamięć i bez odczytywania numerów startowych potrafi ich wymienić. | | | Autor: benek, 2012-04-26, 08:55 napisał/-a: To się zgadza. Dodatkowo zna reali biegowe i zawodników elity. | | | Autor: suchy, 2012-04-26, 10:41 napisał/-a: Perfekcja w każdym calu :) | | | Autor: dorka83, 2012-04-26, 20:58 napisał/-a: o proszę... tego to ja nie wiedziałam, że uczył w mojej mieścinie... mnie zaś fizyki uczyła Pana Romka żona w Szczecineckiej budowlance ;]
Serdeczne pozdrowienia Panie Romku dla Pana oraz żony ;)
wychowanka p.Mariusza.K - Dorota B. | | | Autor: zbyszeklitwin, 2012-04-26, 21:38 napisał/-a: Znam pana Zenka juz 15 lat i na początku byl bardzo dobry a teraz jak sie rozgada to juz wszyscy sa na mecie i czasem zanudza swoimi opowieściami a my biegacze chcemy usłyszeć cos o biegu, jaki zawodnik wbiega ? jaki uzyskał czas ? które ma miejsce itp a nie wyrwane z kontekstu historyjki a do tego ma juz słabszy wzrok . Rutyna jest najgorsza | | | Autor: panorama, 2012-04-27, 18:52 napisał/-a: LINK: http://red
O jakim wywiadzie Panowie mówicie? | | | Autor: Kakarot, 2012-04-27, 21:25 napisał/-a: Genialny wywiad, genialny człowiek jeden z moich trenerów, świetnie spędza się z nim czas na treningach ;) | | | Autor: Martyna, 2012-04-28, 15:46 napisał/-a: Świetny trener i przesympatyczny człowiek :) | | | Autor: Nagor, 2012-04-29, 15:13 napisał/-a: Roman Toboła na Pomorzu jest już legendą. Zawsze gdy przyjeżdżam na bieg i z odległości 5km słyszę ten głos, dostaję kopa adrenaliny i już wiem, że to oznacza ściganie. To uwarunkowanie jak u psów Pawłowa, słysząc głos pana Romana automatycznie mam tętno wyższe o 10 uderzeń ; )A przy okazji zawsze uśmiechnę się, gdy słyszę jedną z licznych dygresji, sięgających kilka tysięcy lat wstecz ; ) | |
|
| |
|