Wyjazd zapowiadał się wybornie – dobre prognozy meteorologiczne, termin (prawie) idealny bo tydzień po obozie triatlonowym w Szklarskiej Porębie więc forma będzie i możliwość zawalczenia o życiówkę (jak to w debiucie). Maciek, jeden z kolegów z wyżej wymienionego obozu, zarezerwował pokoje już w jego trakcie dla ekipy wybierającej się Górzna. W super humorach wyruszyliśmy w kilka samochodów w piątkowe wczesne popołudnie w trasę.
Zbliżaliśmy się do miejsca startu bez stania w korkach, kiedy odebraliśmy telefon od Maćka z informacją, że owszem mamy nocleg, ale w Górznie oddalonym od ‘naszego’ Górzna o – bagatela – 200km :O Niby nic strasznego – przecież forma jest! więc taka błahostka nie była nas w stanie wybić z super humoru i dobrego nastawienia. Afirmowaliśmy pozytywnie i znowu dzięki Maćkowi … spaliśmy w najlepszym z możliwych miejsc we właściwym Górznie – z widokiem na jezioro, na którym odbywały się zawody, z super śniadaniem i z elitą jak się później okazało…
Rys.1 - fot. Krzysztof Kazimierczak
Pierwszą rzeczą po zalogowaniu się w hotelu było oczywiście odebranie pakietów startowych – organizatorzy (PZTri) Mistrzostw Polski odbywających się w Górznie po raz 22(!) zaskoczyli dodatkową opłatą za jednorazową licencję w wysokości 40 PLN. Zaskoczyli również tym, że podczas wieczornego spotkania opowiadali o trasie i innych detalach zawodów tak jakby wszyscy uczestnicy byli w Górznie po raz kolejny (‘to będzie tak samo jak rok i dwa lata temu …’) No i przesunęli start zawodów z godziny 11.00 – dla kobiet na 11.10 a dla mężczyzn na 11.50. Pasta party nie planowali wiec zorganizowaliśmy je we własnym zakresie. Potem już tylko naklejanie numerów na kaski, mocowanie numeru na rower, dopompowanie kół i … koło 01.00 w nocy kładziemy się spać :)
A że spać w tą ostatnią noc się za bardzo nie da to wiemy wszyscy startujący … Więc pobudka była spontanicznie wczesna – na nogach już koło 6.00. Po porządnym śniadaniu wybraliśmy się w cztery rowery na objazd trasy – znowu nieoceniony okazał się kolega Maciek, który nas do tego zmobilizował. To był bardzo dobry ruch – nie było czasu na myślenie jak to z tym startem będzie bo po prostu objazd wypełnił nam czas idealnie. Dowiedzieliśmy się gdzie są dziury, gdzie gorszy asfalt, a gdzie można będzie odpocząć (?) podczas lekkiego zjazdu. Po powrocie do hotelu przygotowałem rzeczy do stref zmian – oddzielnie rowerowe i oddzielnie biegowe – jako że strefy były zlokalizowane w dwóch oddalonych od siebie miejscach – T1 tuż przy jeziorze, a T2 w rynku, nieopodal mety.
Rys.2 - fot. Krzysztof Kazimierczak
Koło 10.30 zaczęło się robić trochę nerwowo – jak to zwykle przed startem – zwłaszcza, że jedną z osób z naszej ekipy była debiutantka triatlonowa czyli Kaśka, a jak nadmieniłem wcześniej – kobiety miały start o 40 minut wcześniej od nas. Więc sunęliśmy dość szybko w kierunku jeziora i wtedy dopiero okazało się jaki podjazd czeka nas po wejściu na rowery…
Rys.3 - fot. Krzysztof Kazimierczak
Dojazd do pętli, którą sobie objechaliśmy miał ok. 1km i wiódł ostro pod górę … Ale - że z czasem było jak było - to nie mieliśmy jego za dużo na to, aby się martwić. No może oprócz Kaśki, która – gigantka – wzięła rower bez przerzutek – singla … Każdy się za tym rowerem oglądał … Za rowerem :) Przed plażą do której dotarliśmy praktycznie bez pedałowania – wiadomo – duża górka – była zlokalizowana strefa zmian do której wstawialiśmy rowery i całe wyposażenie potrzebne nam do ubrania po wyjściu z wody. Namalowali nam numerki na nogach i barkach, szybko poustawialiśmy nasze rowery i migiem na plażę – zwłaszcza Kaśka – zakładać piankę i się rozgrzewać. W międzyczasie odegrany został hymn państwowy i już za chwilę sędzia gwizdał start i dziewczyny wskoczyły do wody. Wszystko potem działo się już tak szybko, że nie było czasu na myślenie.
Start z wody więc obyło się bez wyścigów i już byłem na pierwszej prostej z azymutem na dużą żółtą boję. Do przepłynięcia mieliśmy dwie pętle po 750m po trójkącie. I to było super – w przeciwieństwie do Susza gdzie trzeba było przez prawie 1000m płynąc prosto – nawigowanie było bardzo proste. Na drugiej pętli zaczęły mnie nawet pobolewać barki więc pomyślałem że jest ok – nie płynę ale walczę. Po wyjściu z wody wrzucam na siebie koszulkę, buty kolarskie, zapinam kask i biegiem aby jak najszybciej opuścić strefę zmian czyli zacząć ścigać się na rowerze – pod tą górę… ale minęła szybko i już po szybkim połknięciu banana zaczynam łapać swój rytm. Przecież w Szklarskiej się nie obijałem. Warto tutaj dodać że ściganie się rowerem na dystansie olimpijskim dopuszcza tzw. drafting czyli jazdę w kilka osób.
Rys.4 - fot. Krzysztof Kazimierczak
Tylko skąd ja te osoby miałem wziąć – ciągle kogoś doganiałem ale nie chciał jechać ze mną, dopiero w połowie drugiej z trzech pętli złapał się kolega z którym dawaliśmy krótkie, ale mocne zmiany – fajnie szło. Na trzeciej pętli doskoczyła do nas grupka 5-6 osób która wiozła się na kole czołówce mającej nad nami jedno okrążenia przewagi. Wiozła się skutecznie – do nas dołączyli, ale niemieli już sił albo chęci dawania zmian – i mimo moich ‘słów kurażu’ nie było wśród nich chętnych do współpracy. Nauczka, ale za to do strefy zmian T2 gdzie zostawia się rower i zaczyna bieg wpadłem pierwszy. Wpadłem podwójnie – sędzia zatrzymał mnie na 15 sekund kary za przekroczenie linii rowerem gdzie powinienem już z niego zejść. Frycowe. Ale po to się startuje :)
Tak jak podczas ostatnich metrów pływania wizualizowałem sobie co zrobię jak zdejmę z siebie piankę i w jakiej kolejności będę zakładał wszystkie potrzebne rzeczy tak i podczas ostatnich sekund na rowerze przemyślałem co i w jakiej kolejności zrobię przed biegiem. Wg mnie wszystko poszło ok. – na pierwsze dwa kilometry biegu zadałem nawet za duże tempo wiec potem lekko zwolniłem, aby zostawić siły na finisz. Ostatnie dwa kilometry były najszybsze z całego dystansu biegowego. Wszystko dobrze zaplanowałem i udało się ukończyć całość z przekonaniem że dałem na każdym odcinku maksymalnie dużo. O to chodziło :)
Rys.5 - fot. Krzysztof Kazimierczak
Moje zadowolenie blednie jednak przy dokonaniu Kaśki – nie dość że, płynęła w pożyczonej piance, jechała na rowerze bez przerzutek, zapomniała skarpet to w debiucie stanęła na pudle!!! Zajęła trzecie miejsce w swojej grupie wiekowej – Kobiety na traktory (znaczy do triatlonu)
|