Często zastanawiam się nad konserwatyzmem Polaków. Objawia się on na wiele sposobów i różnych płaszczyznach naszego życia. Ze względu na to, że artykuł ten jest pisany z myślą o publikacji w „Maratonach Polskich” a nie w „Żuciu Warszawy”, „Gazecie Wyborczej” czy „Cosmopolitan”, postaram się zawęzić moje przemyślenia wyłącznie do tematyki maratoningu.
W roku 2001 trzy razy jako prowadzący serwis „Maratony Polskie” zostałem poprzez e-mail poproszony o pomoc w wymyśleniu, zorganizowaniu lub zaplanowaniu biegu. Jakoś tak się dzieje, że osoby postronne są zdania, iż skoro serwis prowadzę, to na pewno znam się na organizacji imprez. Oczywiście moje zdanie jest całkowicie inne i będąc świadomym trudności oraz zawiłości formalno-prawnych związanych z organizacją jakichkolwiek imprez masowych potrafię zająć odpowiednie miejsce w szeregu. Dlatego też na wszystkie trzy propozycje byłem skłonny zaoferować swą pomoc jedynie w zakresie wykreowania pomysłu – formuły zawodów. Sprawy techniczne zostawiałem zawodowcom, ludziom którzy „zjedli zęby” na organizacji i wykazali się swoimi kompetencjami. Czyli jednym słowem rzucałem pomysł, a po wykonanie proponowałem zwrócić się do znanych mi osobiście fachowców.
Uprzedzę fakty, i powiem, że z takich czy innych powodów żadna z w ten sposób planowanych imprez nie ujrzała światła dziennego – kończyło się niestety na rozmowach.
Czy była to wina moich nieodpowiednich pomysłów, czy też wspomnianego na wstępie konserwatyzmu Polaków ? Nie wiem. Moi dyskutanci byli na tyle świadomi, że wiedzieli czego po biegu oczekują: wielu startujących, dużej publiczności oraz czegoś, co nazwałem „nośnością medialną” – zainteresowania mediów, co przełożyć się ma na opłacalność reklamową imprezy (a dokładniej jej sponsorów).
Szybko doszedłem do wniosku, że skoro jednym z głównych celów imprezy jest wzbudzenie zainteresowania mediów, to nie może być to bieg normalny. W artykule „Kij w mrowisko” opisałem dlaczego normalny bieg nigdy nie zwycięży w walce o oglądalność z grami zespołowymi, jazdą na rowerze czy skokami narciarskimi. Jeżeli chcemy, aby media pukały do nas, a nie my do nich z prośbą o zainteresowanie, to „standardowy” bieg nie przyniesie sukcesu. Wszak najdoskonalsza organizacja utartego schematu nie sprowadzi tysiąca zawodników na trasę, tysięcy kibiców ani dziesiątków kamer telewizyjnych i dziennikarzy.
Jeżeli zwykły bieg nie spełnia stawianych przed nim zadań „nośności medialnej”, to oczywiste że spełnić je może jedynie bieg „niezwykły”. Proste ? I wydaje mi się że logiczne.
Pytanie jednak brzmi: co znaczy bieg „niezwykły” ?
- W Niemczech odbywa się bieg maratoński w kopalni soli – na głębokości kilkuset metrów zawodnicy pokonują 4 pętle dźwigając na głowach kaski z latarkami, gdyż nie wszystkie odcinki są oświetlone
- W Czechach odbywał się (nie wiem czy istnieje dalej) bieg maratoński dookoła rynku na pętli 500 metrowej (w końcu do czegoś mogą przydać się chipy !)
- W Odessie jeszcze niedawno regularnie organizowano bieg na stadionie na 1000 mil (!)
- W Niemczech, na terenie i podczas trwania targów w Bremie (?) na pętli 200 metrów rozegrano bieg 48 godzinny (publiczność zapewniona)
- W USA rozgrywany jest bieg Dwóch Oceanów (od wybrzeża Atlantyku do wybrzeża Pacyfiku)
- Na Saharze rozgrywany jest bieg na dystansie ponad 160 km.
- Słyszałem o biegu na 5 km tyłem
- W Polsce jest organizowany Bieg Romantyczny (przez cały czas biegnąca para musi trzymać się za ręce – ostatnio widziałem krótką relację w TVN!)
- W Polsce, w Gdyni odbył się w lutym 2001 bieg (moim zdaniem) o super formule – dystans 75 km, bieg można zakończyć co 5 km a mimo to zostać sklasyfikowanym
- Za granicą to normalny sport, u nas tylko raz w roku organizowany jest we Wrocławiu bieg na szczyt wieżowca (27 piętro o ile dobrze pamiętam)
- W Nowej Zelandii Bieg Naturystów (kiedyś zamieściłem zdjęcie)
- Maraton Nocny w Honolulu
Przykłady można pomnażać. Jestem zdania, że dobry, ciekawy pomysł może zgromadzić nie tylko rzesze zawodników ale także właśnie kibiców i media. Musimy odrzucić zahamowania które podpowiadają nam, że wszyscy węzmą nas za niepoważnych i dziecinnych, niegodnych organizowania „poważnych imprez”. Tymczasem media promują właśnie odmienność, niecodzienność, wybicie się ponad tło, a nie realizowanie oklepanych pomysłów i standardów. Idę o zakład, że bieg na dystansie 10 km w czteroosobowych lektykach szybciej trafi na antenę Teleekspressu niż kolejny dobrze przeprowadzony maraton (vide wszelkiego rodzaju skoki, loty i zjazdy na byle czym)
Czy zdajecie sobie sprawę, że w naszym kraju nikt nie chce podjąć się regularnego organizowania biegu 24-godzinnego ? Maratonów będziemy mieli kilkanaście, które walczyć będą ze sobą o zawodników (nie mówiąc o mediach), a biegu 24-godzinnego ani jednego. Szkoda, zwłaszcza kiedy przypomnę sobie ciekawą formułę Festiwalu Biegowego Zamość 2000 – wspólny bieg na 21 km , 42 km, 100 km, 24-godziny indywidualnie, 24-godziny sztafety, sztafety szkolne... Jakoś też nikt nie może zrozumieć, że organizacja takiego biegu pod względem kosztów nie rośnie proporcjonalnie do dystansu: zawodników jest mniej (ale kibiców więcej i ciekawszy temat dla mediów, trzeba tylko o nie dobrze zadbać), trasa łatwiejsza do zabezpieczenia niż na maratonie (pętla może mieć 1-3 km, na przykład po rynku i zabytkowych uliczkach, które i tak są zamknięte dla ruchu pojazdów). I co ? I nic – biegu jak nie było, tak nie ma.
Sypnę pomysłami: maraton leśny (czemu ciągle mamy biegać po asfaltowych ulicach), bieg obżartucha (punkty odżywcze co 1 km, mnóstwo jedzenia – kiełbasy, piwo, wino, pokarm staropolski – takie moje marzenie), bieg przebierańców, bieg z przeszkodami – na wesoło.
Tego, że chętni do uczestnictwa w tego typu imprezach znajdą się, jestem pewien. Wszak nie wszyscy biegamy dla rekordów, nie każdy start oznacza rywalizację na poważnie. Przyjacielska atmosfera zabawy przyciągnie całkowitych amatorów a nawet ignorantów biegania – i może wyrośnie z nich coś więcej.
Dowodem, że można realizować nietypowe pomysły, oraz że zdobywają one popularność i uznanie niech będzie choćby organizowany Puchar Maratonów Polskich. W tym roku w 4 „nienormalnych” kategoriach wystartowało ponad 120 osób, większość z nich wypełniła warunki na ostateczne sklasyfikowanie. Biegacie najrówniej jak to tylko możliwe, najwolniej, czy choćby najczęściej. Przynosi Wam to nie tylko zabawę i satysfakcję, ale także możliwość rywalizacji o czołowe miejsca. W przyszłym roku za sprawą zmian w regulaminie oraz reklamy mam nadzieję, że liczba startujących wzrośnie jeszcze bardziej. I chciałbym, aby wprowadzona odpłatność 10 zł od zawodnika nie zniechęciła Was – warto choćby dla zabawy, dyplomu i szansy wylosowania zaproszenia na krajowe maratony.
Podsumowując, myślę że szansę na przełamanie bariery braku zainteresowania mediów mają właśnie ci organizatorzy, którzy odważnie postawią na pomysłowość wspartą dawką realizmu i zaangażowania. Wtedy dopiero zob
aczymy relację z imprezy biegowej w całości transmitowaną przez telewizję, a w gazetach typu „Moje Życie” czy „Sąsiad zza Płota” przeczytamy wywiad z amatorem biegania.