Miałem dosyć lipcowego siedzenia w domu i na sierpień zaplanowałem „ostry tydzień”. Najpierw w piątek 15 sierpnia, wyjazd na dawno już planowany Bieg Katorżnika. Jakoś go przeżyłem (z dużą przyjemnością zresztą) i w poniedziałek, prosto z zawodów pojechałem do Rumunii. Chciałem ją zwiedzić i przez kilka dni trochę pochodzić po górach. Jeszcze przed wyjazdem z Polski myślałem o zaliczeniu jakiejś niezbyt wyczerpującej imprezy biegowej w drodze powrotnej do domu. Patrząc w kalendarz zauważyłem zapowiedź VIII Półmaratonu Rejów. Termin pasował idealnie, akurat jak będę wracał z Rumunii mogę wstąpić do Skarżyska – Kamiennej na półmaraton. Wypowiedzi na forum były bardzo pozytywne i tym bardziej zachęcały do przyjazdu. Wahałem się trochę, bo zdawałem sobie sprawę, że po intensywnym tygodniu biegów i chodzenia po górach będę wyczerpany.
A co tam, pomyślałem w końcu, najwyżej przebiegnę go rekreacyjnie nie siląc się na pobicie skromnej życiówki. W poniedziałek, jeszcze przed przekroczeniem granicy zadzwoniłem do organizatora. Nie byłem pewny czy mogę się jeszcze zgłosić, bo na stronie zawodów były dziwne daty, jakby z zeszłego roku. Telefon wszystko wyjaśnił, na stronę po prostu wkradł się błąd. Ktoś bardzo uprzejmy zapewniał, że mogę się jeszcze zgłosić, zapraszał mnie i nawet od razu zapisał na listę startową. Klamka zapadła, trzeba przyjechać.
Rys.1 - Okolice startu i mety
Z Rumunii wracałem zmęczony. Wiedziałem, że muszę się oszczędzać, bo w sobotę mam półmaraton. Nie planowałem się ostro eksploatować, ale wyszło to mimowolnie. W środę zapędziłem się w Górach Rodniańskich trochę zbyt daleko. Gdy zauważyłem gdzie jestem było już późno. W drodze powrotnej jeszcze trochę błądzenia i do parkingu gdzie zostawiłem samochód dotarłem o 22giej. Po 14 godzinach od wyjścia. Byłem zmęczony, czułem, że na stopach mam odciski. Przesadziłem.
Gdy w sobotę rano dojeżdżałem do Skarżyska nogi miały się lepiej, ale do dobrej formy było jeszcze daleko. W mięśniach czułem sztywność, odciski przekłute dwa dni wcześniej jeszcze się nie zagoiły. Ale co tam, jadę.
W Skarżysku nigdy nie byłem, tym bardziej na półmaratonie. W mieście kieruje się do centrum podejrzewając, że gdzieś tam będzie start. Pytam mieszkańców o ośrodek wypoczynkowy „Rejów”. Kierują mnie na obrzeża miasta. Gdy dojeżdżam na miejsce jestem mile zaskoczony. Start i meta zawodów położone są w bardzo ładnym miejscu. Ośrodek Wypoczynkowy, przy którym mieści się biuro zawodów leży nad trzydziesto-hektarowym zalewem „Rejów”. Nad wodą siedzą wędkarze, można popływać łódką, rowerem, ktoś tam w oddali szaleje na wodnym skuterze. Dookoła sporo drzew, jakieś lasy. Słońce pięknie świeci, iście wakacyjny, wypoczynkowy klimat. Pomyślałem, że jeśli organizatorzy poprowadzili trasę dookoła zalewu to półmaraton w Skarżysku zostanie moim ulubionym. Niestety, aż tak dobrze nie było, ale miejsce zawodów i tak jest bardzo ładne. To duży plus.
Rys.2 - Ośrodek wypoczynkowy Rejów
Do startu zostało jeszcze kilka godzin. W biurze zawodów dopełniam formalności, odbieram pamiątkową koszulkę, numer startowy z chipem i bon na posiłek po biegu. Zarówno przed jak i po biegu można wziąć prysznic, z czego chętnie korzystam zmęczony po wielogodzinnej podróży. W pobliskiej restauracji uzupełniam energię potrzebną do biegu. Przed biurem jak zwykle znaleźć można stoiska z odżywkami i sprzętem sportowym. „Śniadanie było smaczne, ale dodatkowa odżywka nie zaszkodzi” - myślę sobie łykając zawartość zakupionej saszetki z pożywną zawartością. Zerkam na stoiska z butami, bo moje Asics’y są już leciwe.
Amortyzacja jest tak ubita, że treningowo biegam w nich tylko po terenie. Wejść na asfalt nie mam odwagi. Zbliża się jedenasta. O tej godzinie startuje minipółmaraton dla dzieci i amatorów na dystansie nieco ponad 2 kilometrów. Jeszcze tylko kilka zdjęć dla startującej młodzieży i już czuję coraz bardziej atmosferę biegu. Idę się przebrać, do startu została mniej niż godzina.
Tuż przed południem staję na linii mety. Razem ze mną 285 biegaczy w tym wielu znakomitych gości z Polski i zagranicy. Wymienię choćby Krzysztofa Kosedowskiego, boksera, brązowego medalistę igrzysk olimpijskich w Moskwie. Gościem specjalnym imprezy jest dwukrotny medalista igrzysk olimpijskich w podnoszeniu ciężarów (srebrny medalista z Pekinu) Szymon Kołecki. Co ciekawe na starcie staje też (i jak się później okazało bieg kończy) 82 - letni Jan Niedźwiedzki, uczestnik ostatniej szarży kawaleryjskiej w II wojnie światowej.
Niestety pomimo obecności wielu gwiazd tegoroczna edycja półmaratonu odbyła się w smutniejszej niż zwykle atmosferze. Chwilą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego niedawno Krzysztofa Wolińskiego. Był związanym ze Skarżyskiem wybitnym trenerem lekkoatletów. Wychował ponad stu medalistów mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych, w tym dwójkę olimpijczyków. Trener Woliński zmarł nagle podczas obozu klubowego w Spale.
Równo w południe pada wystrzał startera. Staram się do początku biec w miarę równym a jednocześnie nie najwolniejszym tempem. To mój czwarty półmaraton w życiu, skromna życiówka wynosi jak do tej pory 1:39. Marzy mi się złamanie 1:30 choć zdaję sobie sprawę, że będzie bardzo ciężko. Nogi są zesztywniałe po górach, odciski trochę dokuczają. Pogoda jest piękna do opalania na plaży, ale nie do długodystansowego biegu. Słońce świeci dosyć intensywnie, choć nie jest to jeszcze upał. Temperatura ponoć 22 stopnie.
Teren jest dosyć pofałdowany, co chwila podbiegi i zbiegi. Przed wiatrem chowam się za plecami kogoś biegnącego przede mną. Próbuję utrzymać tempo poniżej 4:28 na kilometr, ale już po paru odcinkach widzę, że nie daję rady, że „puchnę”. Już wiem, że ze zrobienia wspaniałej życiówki dzisiaj będą nici. Chcę jednak walczyć z honorem do końca, więc ciągnę ile się da.
Rys.3 - Przed startem minipółmaratonu
Trasa podzielona jest na trzy, mniej więcej 7 kilometrowe pętle. Prowadzi głównie po ulicy, tylko krótki odcinek biegnie po nieutwardzonej nawierzchni. Przy trasie kamienice reprezentujące specyficzne stare budownictwo. Dzieci mieszkające nieopodal radośnie biegają wzdłuż trasy chcąc przybić z biegaczami „piątkę”. Jedno z nich podaje mi nawet gąbkę nasączoną chłodną wodą. Co za ulga. Kibice stoją głównie przy bramce startowej, która jest jednocześnie metą zawodów. Tam też znajdują się punkty z wodą i gąbkami.
Pierwsze dziesięć kilometrów biegnę jako tako, tempo niższe od zakładanego, ale jeszcze nie takie złe. Druga połowa jest już trudniejsza. Nogi się rozruszały, ale słońce smali, podbiegi męczą. Pojawia się nawet myśl by zejść z trasy. Staram się ją przepędzić, to przecież tylko półmaraton. Jakoś dobiegnę, choćby truchcikiem. Ze złamaniem 1:30 już się pożegnałem, ale na kilka kilometrów przed metą zauważam, że mogę jeszcze powalczyć. Jest szansa na poprawę życiówki, choć nie o tyle co bym chciał. Ostatni kilometr - jakiś starszy pan, którego z pewną siebie miną mijałem na początku teraz łatwo mnie wyprzedza. Pewnie był mądrzejszy ode mnie i początek pobiegł wolniej by potem przycisnąć na końcówce.
Jest mi głupio, nie mogę tak sromotnie polec. To już końcówka, muszę dać z siebie wszystko. Biegnę za starszym panem wykorzystując jego plecy jako osłonę. Ostatnie kilkaset metrów przyśpieszam i z pędem wbiegam na metę. Czas 1:37:33. Poprawiłem życiówkę o dwie minuty. Nie tyle, co bym chciał, ale i tak bardzo się cieszę. Ważny jest progres. Odbieram ładny pamiątkowy medal w kształcie ósemki i oddaję numer startowy z chipem. Jeszcze tylko prysznic, zmiana ubrania i lecę na posiłek, który jest wyjątkowo obfity. Nie pamiętam, co dokładnie w nim było (bigos, makaron, kiełbaska, chleb, piwo, kasza, być może coś jeszcze), ale byłem mile zaskoczony, bo najadłem się jak na porządnym obiedzie.
Rys.4 - Start minipółmaratonu
Po posiłku oficjalne wyniki, rozdanie nagród i zakończenie imprezy. Wygrał 22 – letni Kenijczyk Joel Komen, który przybiegł na metę z czasem 1:07:22. Następne sześć miejsc zajęli znakomici biegacze z Ukrainy. Rekordu trasy w tym roku nie pobito. Wśród pań najlepszy wynik uzyskała Wioletta Uryga z czasem 1:20:21. Obserwując rozdanie nagród miałem trochę mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że skarżyski półmaraton odwiedzają biegacze tak wysokiej klasy a z drugiej było mi przykro, że pierwszy Polak przybiegł dopiero na siódmym miejscu. Pozostaje mieć nadzieję, że czołówka naszych półmaratończyków przygotowuje się intensywnie do pokazania klasy na jakichś jesiennych zawodach.
Po zakończeniu udałem się jeszcze do Muzeum im. Orła Białego. Mieści się ono bardzo blisko, dosłownie dwa kroki od bazy zawodów. Zbiory obejmują głównie zabytki militarne z ubiegłego stulecia. Zwraca uwagę pokaźna kolekcja ręcznej broni palnej i imponująca wystawa plenerowa, jedna z największych tego typu w Polsce. Stoją tam czołgi, transportery, samoloty, samochody, artyleria i mnóstwo innych rzeczy. Znajdziemy też samolot transportowy Ił–14, który można zwiedzić wewnątrz a nawet kuter torpedowy. Podobno kuter ten po wycofaniu ze służby a przed trafieniem do muzeum pełnił funkcję miejsca rozpusty. To taka ciekawostka.
Po zwiedzeniu muzeum, czas zakończyć „ostry tydzień”. Katorżnik, Rumunia i półmaraton trochę mnie wyczerpały. Odjechałem w stronę Białej Podlaskiej, do domu.
Skarżyski półmaraton uznaję za udany i dobrze zorganizowany. Okolica, w której mieści się biuro zawodów leży na uboczu miasta i ma swój urok. Obok jest interesujące muzeum, nad zalewem czuć naprawdę wakacyjny, relaksacyjny klimat. Jakże to miła odmiana od pachnącego spalinami centrum miasta. Wśród gości imprezy jest wielu wspaniałych biegaczy z zagranicy, udział biorą też znane osoby z Polski. Tym przyjemniej się rywalizuje w tak znakomitym gronie.
Rys.5 - Uczestnik minipółmaratonu kończy bieg
Chciałem jeszcze napisać o serdecznej atmosferze, ale chyba nie będę się powtarzał przy każdej relacji. Zawody biegowe w Polsce kojarzą mi się zawsze z serdecznością oraz otwartością i tak też było w Skarżysku. Łatwo poznałem nowe osoby, po biegu żywo dyskutowaliśmy o przebiegu imprezy i o bieganiu w ogóle. Organizatorów chciałbym ponadto pochwalić za ładną koszulkę, medal i wyjątkowo obfity posiłek, który mogliśmy dostać po biegu.
Nieco słabszą stroną zawodów jest trasa, która w moim odczuciu jest średnio interesująca. Głównie dlatego, że nie specjalnie lubię biegać po kilku pętlach. Wolę jedną dużą. Zdaję sobie jednak sprawę, że o wiele łatwiej jest zorganizować bieg po kilku pętlach niż po jednej.
Półmaraton Rejów szczerze polecam, lecz nie wszystkim. Jeśli ktoś ma dosyć wyśrubowaną życiówkę i szuka zawodów, by ją poprawić to skarżyski półmaraton nie będzie dobrym wyborem. Trasa jest dosyć trudna, z licznymi podbiegami. Ponadto o tej porze roku łatwo trafić na upały, które przeszkodzą w pobiciu rekordu. Wszyscy pozostali mogą a nawet powinni śmiało przyjechać do Skarżyska. Czeka na nich wspaniała sportowa atmosfera, a bieg będzie dobrym sprawdzianem formy przed jesiennym sezonem.
|