"...Zrealizowałem swoje marzenie. Być tutaj, zobaczyć, gdzie żyli, dorastali, tworzyli, kochali. Nie planowałem spotkań z moimi rozmówcami. Za moją miłość do zespołu otwierały im się serca. Biegając ich śladem udało mi się połączyć dwie pasje. Słuchałem opowieści, zobaczyłem miejsca, często nieznane nawet mieszkańcom tego miasta. Kiedy dorastałem, radio było najważniejszym przedmiotem w domu. Często wieczorem kręciłem gałkami wybierając stacje z muzyką. Najlepszą grało wtedy radio 'Luksemburg'. To właśnie z tego z tej stacji usłyszałem przeboje The Beatles i innych zespołów. Pierwsze dni spędziłem w hostelu. Od właściciela, Kevina dowiedziałem się, że w każdy czwartek od 22-giej w historycznym Cavern Club odbywają się koncerty młodych zespołów, które wykonują utwory The Beatles. Podekscytowani, oczekujemy pierwszego utworu. Zagrali! O Boże! Tak samo! To miejsce, te utwory, powodują, że wilgotnieją oczy. Rozglądam się, widzę, że nie tylko mnie.
Rys.1 - Cavern Club
Od tej chwili postanowiłem pójść śladami zespołu. Wyznaczam sobie zadanie, trasę. Trzeba uważać, biegnę truchtem chodnikiem. Dziwny jest ten ruch lewą stroną. Plecak, w środku mapa, napój, koszulka, aparat i w drogę. Jak odbiorę te miejsca? Tamte czasy, które darzę wielkim sentymentem? Dużo tego w plecaku. Muszę bardziej przykrócić ramiączka, lepiej się biegnie... Dam radę. Muszę mimo, że lewe kolano jeszcze pobolewa. Pierwsza szkoła Johna Lennona - Primary School na Dovedale Road. Chwila zadumy, robię zdjęcie. Biegnę dalej do słynnej na cały świat ulicy - Penny Lane. Piękny półokrągły murek oddziela ogród od chodnika. Pnie się w połowie pod górkę. Nucę tę melodię: 'In Penny Lane there is a barber showing photographs of ev’ry head he’s had the pleasure to know. And all the people that come and go stop and say hello'. Teraz do drugiego domu Johna Lennona. Po drodze mijam Beaconsfield Road, a tam słynne Strawberry Fields. Kiedyś była tam plantacja truskawek - stąd nazwa. Potem wybudowano tam sierociniec pod opieką Armii Zbawienia. Ta uliczka też pnie się w górę, jeden wąski chodnik. Chyba za daleko pobiegłem. Wracam, spotykam chłopców. Słuchaj - wiemy, czego szukasz, sto metrów w dół po lewej stronie jest zielona brama. Dwa budynki. Do pierwszego nie można wejść, bo to teren prywatny. Jestem - chłopcy zróbcie mi zdjęcie - proszę. Skąd jesteś? Z Polski - odpowiadam. Aaa!
Rys.2 - The Beatles
Zdziwienie z zaskoczeniem. Odchodzą, dobrze, bo ja potrzebuję ciszy. Pracuje moja wyobraźnia: widzę gromadę dzieciaków, wśród nich John, wszyscy roześmiani, co w tamtych czasach było rzadkością. Przecież były to wczesne lata powojenne. Na tych chłopcach także zostawiły swoje piętno. Tutaj zawsze było wesoło - wspominał Lennon. Znów w uszach ta piosenka... 'Let me take you down cos I’m going to Strawberry Fields. Nothing is real and nothing to get hungabout. Strawberry Fields forever….'
Rys.3 - Penny Lane
Wracam, znowu na Menelove Avenue i już za chwilę jestem pod drugim domem Johna. Tutaj, we wczesnym dzieciństwie mieszkał on u ciotki Mimi Smith. Jestem pod domem. Właśnie kończy zwiedzanie wycieczka. Chcę wejść. Nie zezwalają. Musisz kupić bilet za 12 funtów w centrum, a my tobie już wszystko pokażemy. Przeczekałem, wycieczka pojechała dalej. Zostałem sam na sam z Sylwią Hill, jak przeczytałem na jej identyfikatorze. Zaczynam od tego, że jestem z Polski i uwielbiam Beatlesów. Specjalnie tutaj przyjechałem. Nie mięknie, próbuję inaczej - Sylwio ile ty masz lat? - pytam cokolwiek naiwnie - odpowiada. Jesteśmy rówieśnikami! - Ty chcesz ode mnie bilet, a ja byłem w Białym Domu u prezydenta Jimmego Cartera za darmo, a ty chcesz 12 funtów? - wchodź Kaz - otwiera bramkę, prowadzi do środka. Czysto, ładnie, meble z tamtego okresu. Przed domem jeszcze Sylwia robi mi zdjęcie. Pytam o dalszą drogę na następny dzień. Uzupełniam zapas wody i zmieniam koszulkę. Sylwia tłumaczy dokładnie, nie jestem dla niej takim przeciętnym turystą, mam pasję, chcę wszystko zobaczyć, sfotografować, a takim tutaj pomagają więcej. – Dużo biegasz? – pyta zaciekawiona - Tak, maratony – odpowiadam. Mam zaliczonych 121, w tym jeden w Londynie, w 1992 roku. Nie wiedziałam, że w Polsce jest także modny jogging - dziwi się. Dziękuję Ci Sylwio. Dobiegłem do domu. Chyba dzisiaj trochę przesadziłem, zrobiłem ponad 20 kilometrów. Jeszcze nie wiem, że bardzo dużo ich przede mną. Zasypiam szczęśliwy. Tyle dzisiaj widziałem!
Rys.4 - okładka książki pt. 764 km dla The Beatles
To było moje ciche marzenie, odnaleźć grób matki Johna Lennona, Juli Lennon Stanley. Masuję nogi, kilka łyków wody. Biegnę przed siebie w głąb cmentarza. Naprzeciwko mnie pędzi na rowerze Anglik w kombinezonie, to chyba pracownik cmentarza. Pytam bez wiary. Słuchaj, poczekaj na mnie, pokażę, ale teraz się śpieszę. Sam nie znajdziesz. To tu! Tyle słów ciśnie mi się na usta. Czy dziękować, czy pytać, że jest to prawda? Zaskoczenie. Nie komentuję. Tak Kaz, to jest grób matki Lennona! – mówi. Bardzo mało osób zna to miejsce. Ty z Polski jesteś chyba jedyny! Proszę o zrobienie fotografii. Zostaję sam. Pamiętam śmierć swojej matki, byłem wówczas w Brazylii. Telefonuję dwa tygodnie po pogrzebie. Chciałem być ptakiem. A potem samotność w statkowej kabinie. Rozpacz, jakiej u siebie nie znałem. Tak, matka to matka Johnie! Wiem, co czułeś. Mam teraz czas dla Julii. Zrywam białe kwiatki rosnące wśród trawy. Kładę je na ramię krzyża. Odmawiam modlitwę. Pomyślałem o grobie swojej matki w kraju..."
Kazimierz Musiałowski jest maratończykiem, pierwszym Polakiem, który przebiegł maraton na pokładzie statku oceanicznego. Jest także organizatorem Maratonu Przełajowego (jednocześnie Mistrzostw Polski Małżeństw), który odbywa się w listopadzie w podtoruńskich lasach. Spotkać go możecie na wielu krajowych i zagranicznych imprezach. Pasjonuje się jednak nie tylko biegami - jest wiernym fanem zespołu The Beatles czemu dał wyraz w swojej najnowszej książce '764 km dla The Beatles' [przyp.Admin]
"Zespół The Beatles był i jest moim ukochaną grupą. Nie udało mi się podczas pracy na morzu być w Liverpoolu. Dlaczego tam poleciałem? Będąc na początku 2006 roku w Niemczech miałem zamiar pracować tam, oraz biegać. Trudno było o pracę oficjalną. Nie namyślając się wsiadłem w samolot i wybrałem Liverpool. Poleciałem tam dla nich. Zamieszkałem w hostelu. W tydzień czasu znalazłem pracę. Poszedłem na koncert do słynnego Cavern Club. Zostałem na nowo 'oczarowany'. Powiedziałem sobie 'masz jedyną w życiu okazję poznać ich lepiej'. Od tej pory postanowiłem każdą wolną chwilę poświęcić dla nich. Szperałem w bibliotekach, rozmawiałem z ludźmi, którzy ich znali osobiście, lub tak ja, byli ich fanami. Przeżyłem tam wspaniałe chwile szukając, domów rodzinnych, szkół, miejsc ich młodości, występów. Książka ta dokumentem - albumem tego okresu czyli 'Merseybeatu', który będzie pomocny podczas podążania ich śladem w znalezieniu tych miejsc o wiele szybciej. Pod każdym zdjęciem zamieszczonym w książce znajduje się informacja jak można najszybciej tam dotrzeć wykorzystując mapę A-Z Liverpool. Wszystkie te informacje oraz zdjęcia są autentyczne. Oczarował mnie także stosunek mieszkańców tego miasta, do mnie. Zachwyceni moją pasją, odkrywali swoje, na co dzień dość zamknięte serca"
Informacje dotyczące zamawiania książki:
Bank Gospodarki Żywnościowej
Numer konta: 58 2030 0045 1130 0000 0368 8620
Kazimierz Musiałowski
tel.kom.: 0-604500842
email: kamusss@poczta.fm
87-100 Toruń ul. Prejsa 2c/32
Koszt książki wraz z wysyłką 36 zł.
|