Jubileuszowy Supermaraton – Calisia 2001
Autor: Krzysztof Grzybowski, Data 19.10.2001r.
Po raz piętnasty wybrałem się na XX Supermaraton Calisia 2001, przeprowadzony dn. 07.10. w Kaliszu. Był to podwójny jubileusz – mój i organizatorów. Tym razem po raz pierwszy w historii moich startach w Kaliszu nikt z rodziny mi nie towarzyszył. Syn nie mógł, gdyż w tych dniach rozpoczynał się rok akademicki, a żonę zatrzymały sprawy zawodowe.
Do Kalisza wyjechałem sobotę rano pociągiem wraz kolegą z naszego Towarzystwa Tomaszem Jałowskim. Podróż przebiegła według planu, lecz
z powodu usunięcia paru pociągów odjeżdżających z Ostrowa w kierunku Kalisza, musieliśmy siedzieć tam prawie trzy godziny czekając na pociąg.
Do Kalisz dotarliśmy po godz. 15 i skierowaliśmy się od razu w kierunku biura zawodów mieszczącego się w Bursie na ul. Przemysłowej. Czekał już
na nas Grzegorz Miłota – członek naszego Towarzystwa – który już tutaj przyjechał prędzej. Po załatwieniu formalności w biurze zawodów ( badania przed startowe, opłata startowa i za nocleg, pobranie dwóch numerów startowych i reklamówki z ”fantami” ) udaliśmy się do wybranego przez nas pokoju. W pokoju zastaliśmy kolegów: Jarosława Janickiego, Henryka Szymkowa i Zbigniewa Bogdanowicza. Po ciekawej dyskusji postanowiliśmy skorzystać z oferowanej przez organizatorów kolacji w ramach wpisowego. Był to makaron z sosem do tego „ fura „ surówek. Było co jeść. Na deser Firma Augusto zafundowała lody. Na godzinę zaplanowano odprawę techniczną, na której poruszano sprawy typowo organizacyjne. Prognozy pogody wyglądały optymistycznie, więc parę minut po godz. 22 w dobrych humorach położyliśmy się spać.
Po pobudka o 5:30 i od razu rozpoczęliśmy przygotowania do biegu. Pogoda za oknem wyglądała optymistycznie, było dość ciepło ( około 10 stopni ) Spakowałem dodatkowy sprzęt i włożyłem do reklamówki w raz z kartką na której było napisane: numer startowy i na który kilometr na być pakunek dostarczony ( nr 27 i 40 km . Pisze to dość dokładnie, ponieważ z odbiorem jej po biegu miałem sporo kłopotów co napisze w dalszej części relacji. Po wejściu do autobusu - mający nas zawieść na linię startu - okazało się że gdzieś zawieruszyła się mi kartka, którą każdy z uczestników przed startem miał oddać organizatorom potwierdzając w ten sposobem udział w biegu. Szybko pobiegłem z powrotem do bursy. Po krótkim poszukiwaniu – nie znalazłem jej – zgłasiłem sprawę głównemu sędziemu, wróciłem do autobusu. W samą porę, bo po moim wejściu ruszył.
Na miejsce dotarliśmy dość szybko. Tam tez ponownie zgłosiłem brak kartki. Do startu pozostało 15 min. W czasie naszej rozgrzewki, organizatorzy próbowali ustawić na linii startu nadmuchiwaną bramę z której miał nastąpić start. Po kilku próbach zrezygnowali i postanowili że wystartujemy bez niej. Trudno, siła wyższa.
Start nasz nastąpił punktualnie o godz. 7. Zawodnicy na wózkach i łyżworolkach zaplanowany mieli start na godz. 10. Na trasę ruszyłem swobodnym treningowym tempem w granicach 5 min/km. Wiał lekki wiatr i występowała miejscami gęsta mgła. Było ciepło ( około 10 * ). Wydawało się ze jest trochę chłodniej, gdyż połączony chłodny wiatr z dużą wilgocią dawał wrażenie chłodu. Z upływem kilometrów mgła ustępowała i robiła się piękna słoneczna jak na tą porę, pogoda.
Pierwsze 10 km pokonałem swobodnie w czasie 47 min z sekundami. Biegło się mi dobrze, więc trzymałem dalej te tempo. W utrzymani dopingował mnie dodatkowo biegnący ze mną Heniu Szymków. Tak biegliśmy do 20 km. Czas uzyskany: 1:35 z sek. mówił, że biegnę równo. Tradycyjnie punkty odżywiania były bardzo obficie zaopatrzone ( kawa, herbata, Isostar, banany, cytryna, pomarańcz, ciastka, kanapki itd., itd. ) Z Heniem wytrzymałem do 30 km, gdzie na chwilę zatrzymując się, musiałem się z nim pożegnać. Uzyskany tam czas świadczył ze lekko „siadam” i niedługo może przyjść pierwszy kryzys ( 2: 28 ). Postanowiłem, że krótkimi odcinkami idąc i resztę biegnąc dobiegnę tak do 40 km, a dalej zobaczymy. Jak pomyślałem tak zrobiłem.
Bez kłopotów dotarłem do 40km ( 3:25 ), gdzie na mnie czekał sprzęt biegowy do przebrania. Przy sprawnej pomocy będących tam sympatycznych pań, szybko się przebrałem. Przebrałem się w krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem . Na punkcie zostawiłem pozostały sprzęt( koszulkę z długim i krótkim rękawem, „lajkry” i spodenki ). Miały one dotrzeć z powrotem do Kalisz. A że nie dotarły – to o tym później. Odświeżony i w suchych „ ciuchach” żwawo ruszyłem na trasę. Robiło się coraz cieplej. Jak na tą porę roku słonce nawet nie źle przygrzewało. Na szczęście cała sprawę ratował lekki chłodny wiatr. Na półmetek ( 50 km ) dotarłem bez większych kłopotów uzyskując czas : 4:20.
Mijając ten dystans byłem zadowolony z czasu, ale zdawałem sobie sprawę, ze powoli „uchodzi ze mnie powietrze” i lada chwila nastąpi kryzys. I tak się stało. Na 55 km poczułem ze coraz mocniej drętwieją mi nogi. Miałem wrażenie, że nie idę na nogach, tylko na szczudłach. Trzymało mnie na duchu to, że nie stanąłem całkiem i mogę iść. Mając spory zapas czasu i wiedząc z doświadczenia, jest to przejściowy kryzys i z upływem czasu on minie, zaistniała sprawą się specjalnie nie przejąłem. Żal mi było tylko jednego. Mogę nie pobić swego rekordu życiowego ( 9:32 ). Najważniejszym jednak celem było ukończenie mego jubileuszowego biegu na tym dystansie i w tym momencie wszystko temu podporządkowałem.
Idąc, trochę biegną czułem ze jak to przewidziałem pomału ustępują drętwienie nóg i mogę biegnąc co raz większe odcinki. Tak dotarłem do miejscowości Sawiszyn na 69 km, gdzie skorzystałem z masażu w wykonaniu bardzo sympatycznej pani. Był on bardzo szybki i sprawny. Po takim masażu ruszyłem do „boju”. Z kilometra na kilometr pokonywanie dystansu szło mi coraz lepiej, więc się nie obejrzałem, gdy się zameldowałem na 80 km. W we mnie wstąpiła ulga. Miałem około 3 godziny na ukończenie. W tym momencie byłem pewny że pokonam go, chyba, że mnie na drodze jakiś walec przejedzie :-))). Wiedziałem ze nie dam rady już pokonać swój rekord życiowy, dlatego też nie miałem motywacji do „poderwania się” do ostrej walki. Dopiero gdy prawie dogoniła mnie Alicja Banaszak. Wzbudzona została we mnie męska ambicja. Na dodatek niebo się zachmurzyło i zrobiło się chłodniej co dodatkowo zmusiło mnie do aktywniejszego biegu. Na punkcie kontrolnym sędzia poinformował mnie ze zajmuję 42 miejsce w klasyfikacji generalnej. Nie było źle. Za mną było jeszcze trochę biegaczy. Chód – bieg , zamienił się głównie w bieg z małymi odcinkami chodu. Zaczęło się mi coraz lepiej biegnąc, co dało efekt taki, że na trasie zacząłem mijać co jakiś czas kolejnego zawodnika. Jest 90 km, usadowiony w sąsiedztwie kościoła. Widać z daleka punkt, w około sporą grupę ludzi. Czyżby było tam tylu kibiców ? – ucieszyłem się. Dobiegam do punktu. Nic z tych rzeczy!!! To tylko ludzie, którzy wyszli przed chwilą z kościoła i podążają d
o domu. Na punkcie jednak spotykam księdza, który przyszedł zobaczyć co tu za impreza sportowa się odbywa. Po krótkiej rozmowie z nim na temat biegu i posileniu się ruszyłem w dalszą drogę. Pozostało do końca tylko 10 km ( a może aż 10 km ). Ostatni odcinek był dość mocno pofałdowany, więc postanowiłem go rozegrać go taktycznie. Odcinki pod górkę szedłem szybkim krokiem, a z górki i po płaskim odcinku biegłem. Ta taktyka dała taki efekt, że już mnie nikt nie dogonił, ja sam minąłem parę osób. Ostatnie trzy kilometry było już po płaskim odcinku, ulicami Kalisza. Na odcinku tym wykonałem w marsz tylko raz i to na krótką chwilę, żeby już biegnąc cały czas do mety. Na 800 m przed metą minąłem zawodnik i pognałem w dość szybkim tempie do mety. I w końcu upragniona meta, którą przekroczyłem w czasie – 10:08:34. Na mecie tradycyjnie powieszono mi na szyi pamiątkowy medal i okryto mnie kocem. Usiadłem obok mety na krześle i czekałem na samochód - bus, mająca nas przewieś do Bursy. W tym czasie wbiegł na metę biegacz, którego tuż przed metą minąłem.. Po rozmowie z nim, dowiedziałem się ze przyjechał kolegami z Rygi ( Łotwa ), jest ich dwóch i są jeszcze na trasie. Przyjechał bus i zawiózł nas do Bursy.
W pokoju czekali na mnie koledzy z naszego Towarzystwa. Po wykąpaniu się ( co za ulga i przyjemność ) i zjedzeniu przygotowanego przez organizatorów obiadu, podstawionym autobusem pojechaliśmy na zakończenie biegu zaplanowano w Ośrodku Sportu, Rehabilitacji, Rekreacji przy ul. Łódzkiej. Po przyjeździe na miejsce trochę się zdenerwowałem, bo okazało się ze ani do Bursy i ani na Ośrodek nie dotarł mój sprzęt sportowy pozostawiony na 40 km. Uroczystość zakończenia imprezy przebiegła bez zakłóceń, podczas której wręczono wszystkim zwycięzcom regulaminowe nagrody. Po zakończeniu uroczystości zgłosiłem dyrektorowi biegu cała sprawę. Uzgodniliśmy ze po przyjeździe do domu zadzwonię do nich, wtedy będą wiedzieć coś w tej sprawie. Ciekaw jestem czy odzyskam z powrotem mój sprzęt sportowy? Przed opuszczeniem Ośrodka otrzymaliśmy teczkę, a w niej komunikat końcowy Supermaratonu i dyplom uczestnictwa. Z Ośrodka autobus zawiózł nasz na dworzec, gdzie o godz. 22:15 pojechaliśmy do domu. Po męczącej podróży dotarliśmy do celu o godz. 7:30.
Wyniki XX Supermaratonu
Mężczyźni
1. Piotr Sękowski (Płońsk) - 6:38:57
2. Igor Tiazkorob (Rosja) - 6:59:26
3. Jarosław Janicki (Gryfino) - 7:07:05
4. Artur Kawecki (Jeżów Sudecki) - 7:07:05
5. Ihor Okiłka (Ukraina) - 7:16:57
6. Waldemar Pędzich (Lelis) - 7:17:25
7. Andrzej Magier (Gdynia) - 7:27:45
8. Maciej Ciepłak (Rybnik) - 7:38:49
Kobiety
1. Barbara Krawczyk ( Samborowo ) – 9:00:17
2. Elżbieta Roman ( Kudawa Zdrój ) - 9:24:09
3. Alicja Banaszak ( Bielsko Biała ) – 10:17:09
Przedstawiciele Gorzowskiego Towarzystwa Miłośników Biegania „Amator „ zajęli następujące miejsca:
21. Tomasz Jałowski - 9:12:45
31. Grzegorz Miłota - 9:55:23
34. Krzysztof Grzybowski – 10:08:34
Podsumowując Supermaraton stwierdziliśmy, że został on przeprowadzony zdecydowanie lepiej niż w roku ubiegłym :
- Każdy uczestnik biegu otrzymał pamiątkową koszulkę z biegu ( zdarzyło się to po raz pierwszy podczas moich startów w Kaliszu).
- Ładnie wykonany medal pamiątkowy. ( o wiele ładniejszy niż ubiegłym roku )
- Bezproblemowy transport zawodników na start i z mety do Bursy
- Szybko przeprowadzona uroczystość zakończenia biegu.
Tradycyjnie wszystkie punkty odżywcze prowadzone i zaopatrzone na medal. Są to najlepiej zaopatrzone punkty odżywcze na biegach przeprowadzonych w Polsce ( Isostar, kawa, herbata, banany, pomarańcze, ciasteczka, czekolada, soczki w pudełkach, a nawet kanapki )i do tego niektóre rozmieszczone nawet co 2 - 3 km. Tyle lat już biegam w Kaliszu, ale za każdym razem mam duży podziw do obsługujących ich ludzi. Ich zaangażowanie w troskliwą opiekę nad każdym biegaczem przybyłym na punkt, oraz słowa dopingu do kontynuacji biegu ( bardzo dobrze prowadzona na niektórych punktach spikerka ), powoduje ze zawodnik pomimo zmęczenia podrywa się do dalszej walki z dystansem.
Osobnym tematem jest liczny udział dzieci i młodzieży przy obsłudze punktów. Ich pasja i radość jaką wykazywali w pomoc na punktach, daje nadzieje, że może w przyszłości wyrosną z nich nasi następcy.
XX Supermaraton „Calisia 2001” przeszedł do historii i mam nadzieje ze w następnym roku znów się spotkamy na trasie. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że XXI Supermaraton Calisia 2002 może się nie odbyć, chodź zapytany przez ze mnie Dyrektor Supermaratonu na zadane pytanie, odpowiedział: „ nie potwierdzam i zaprzeczam tej informacji”
Myślę, ze jednak będzie wszystko dobrze, znowu się spotkamy i będziemy walczyć z czasem i dystansem na XXI Supermaratonie Calisia 2002.
Krzysztof Grzybowski
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania AMATOR
www.amator.and.pl/
bigfut@poczta.onet.pl
Korespondent serwisów
Maratony Polskie - www.noc.maratonypolskie.pl/
MZGorzow - www.gorzow.profit.pl
tel. ( 095 ) 736-90-48