Jubileusz na Sportowo - Gdynia 2006
Autor: Krzysztof Grzybowski, Data: 13.07.2006 r.
Jak ten czas szybko leci. Ledwo się obejrzałem, a tu stuknęło nam 30 lecie pożycia małżeńskiego. Postanowiłem w raz z żoną Krystyną uczcić naszą rocznicę na sportowo i wziąć udział w 1 Nocnym Maratonie Świętojańskim w Gdyni - w mieście do którego pojechaliśmy na pierwsze wspólne wakacje ( jeszcze przed ślubem ). Nas udział w zawodach był taki - ja miałem biegnąc maraton, a Ona miała pomagać na serwisie ( także kolegom klubowym ) i wykonać serwis zdjęciowy z tej imprezy Po maratonie pozostaliśmy oboje na Wybrzeżu jeszcze parę dni i dopiero gdy wróciłem do domu postanowiłem już na spokojnie zabrać się do napisania paru słów z naszego świętowania jubileuszu na sportowo.
Pojechaliśmy tam w dniu maratonu ( 24.06. ), a oprócz nas pojechali także członkowie naszego Klubu: Tomasz Jałowski i Grzegorz Miłota. Podróż pociągiem mieliśmy dość szybką i wygodną. W Gdańsku - Wrzeszcz zameldowaliśmy się przed godz.15, gdzie zjedliśmy smaczny obiad ( od paru lat stołujemy się tam przed Maratonem Solidarności ) Najedzeni i w dobrych humorach udaliśmy się do Gdyni, gdzie przy Urzędzie Miasta został umieszczony sekretariat zawodów. Przebieg zapisów był sprawny, więc po chwili mogliśmy się udać na nocleg do oddalonego o "kawałek drogi", hali sportowej przy stadionie "Bałtyk " W sekretariacie wyjaśniono nam tak dokładnie, że z trafieniem tam nie mieliśmy żadnego problemu.
Hala sportowa ( treningowa ) była okazała i mogła na noclegu pomieścić sporą grupę biegaczy. Byliśmy tam jednymi z pierwszych uczestników maratonu, więc mogliśmy skorzystać z będących tam dostępnych, dużych materacy treningowych. Później okazało się że była tam nas tylko nieliczna grupa biegaczy. Akurat tym nie martwiliśmy się ( a nawet byliśmy zadowoleni ), ponieważ było sporo miejsca, a w nocy po biegu było w miarę cicho ( ktoś w drugim końcu hali dość mocno chrapał - jak długo nie pamiętam, a że byłem dość zmęczony po biegu, "warkot" ten nie zrobił na mnie prawie żadnego wrażenia).
Na półtora godziny przed startem - już przebrani do biegu - udaliśmy się na piechotę na linię startu. Była ona usytuowana przed Urzędem Miasta Gdyni, gdzie była już rozgrzewająca się spora grupa biegaczy. Krótka rozgrzewka, pamiątkowe zdjęcia i byliśmy gotowi do startu.
O godz. 21:00 nastąpił start do trzech biegów: 2 Biegu Świętojańskiego ( 10 km ), 1 Połmaratonu Świętojańskiego i 1 Maratonu Świętojańskiego. W sumie ponad 550 uczestników. Było jeszcze widno, nie było gorąco, ale za to panowała duchota. Na początku wszyscy uczestnicy biegów mieli do pokonania małą pętlę o długości 1,11 km, po czym wbiegali na dużą pętle o długości 4,108 km i pokonywali je w zależności od dystansu: maraton - 10 pętli, półmaraton - 5 pętli, a 10 km - 2 pętle. Trasa przebiegała m.in. najładniejszą ulicą miasta - Świętojańską, oraz Bulwarem Nadmorskim, Biegi były jednym z programu Letnich Obchodów 80 - lecia Nadania Praw Miejskich Gdyni.
Przyjechałem tu żeby maraton tylko zaliczyć i na drugi dzień być w formie, więc od początku biegłem spokojnie z sporą rezerwą. Przed de mną były dość aktywne dni pobytu nad morzem. Nie mogłem zawieść żony, dlatego musiałem się oszczędzać na trasie. Była Ona cały czas na trasie - fotografowała i dopingowała nas. Trasa prowadziła główną ulicą miasta, Świętojańską, na której usytuowanych jest dużo pubów, kawiarni i restauracji. A że było to sobota, więc na obserwatorów naszej walki z dystansem nie brakowało. Należy pokreślić - obserwatorów, ponieważ między nimi pojawiali się także prawdziwi kibice, ale oni byli w przytłaczającej mniejszości. I tak było na całej trasie. Szybko zrobiło się ciemno, jednak pomimo tego wzdłuż trasy biegu sporo spacerujących osób. I było by fanie, gdyby nie grupy podpitej młodzieży wbiegającej na trasę, przeszkadzając uczestnikom maratonu w kontynuacji biegu ( nie wspomnę o nie stosownym komentarzach skierowane w ich kierunku ). Sytuacja ta występowała głównie na Bulwarze Nadmorskim. Występowanie takich sytuacji potwierdzili mi także koledzy klubowi. Osobiści biegło mi się dość dobrze, a że trasa nie była trudna ( lekki podbieg w końcówce pętli ) maraton ukończyłem w dość dobrej formie, nawet z dość szybkim finiszem. Planowałem ukończyć bieg poniżej 4 godz. i to się mi udało. Czas uzyskany na mecie - 3:54:00 przyjąłem sporym zadowoleniem. Byłem trochę zasapany końcówką biegu, ale po chwili było wszystko O'K, więc z kolegami klubowymi ( czekali już na mnie ) i żoną ( miała sporo zajęcia przy dopingu i robieniu fotografii uczestnikom maratonu ) udaliśmy się na miejsce noclegu. Oczywiście na piechotę, a była to godz. 1 w nocy. Koledzy tez dobrze wypadli: Tomasz Jałowski uzyskał czas - 3:38:20, a Grzegorz Miłota - 3:51:02. Po przybyciu na miejsce, szybko udaliśmy się spać. Spacer widać bardzo dobrze wpłynął na mnie, ponieważ szybko zasnąłem i spałem prawie całą pozostałą noc dość mocno ( tylko raz na moment obudziło mnie już wspomniane chrapanie na sali.)
Ogólnie maraton był dobrze zorganizowany, jednak organizatorzy nie ustrzegli się paru niedociągnięć:
- Nocleg był dość daleko, ale w sekretariacie zawodów bardzo dobrze tłumaczono jak tam trafić - droga na nocleg była prosta nawet dla osób nie znających miasto.
- Zabezpieczenie trasy było dość słabe, szczególnie na Bulwarze Nadmorskim, gdzie było dla uczestników biegu dość niebezpiecznie ( podpite osoby przeszkadzały na trasie biegu ). Na trasie mogło być więcej osób porządkowych.
- Na trasie obok wody powinny być punkt z odżywianiem - skromny - ale powinien.
- Oznakowanie trasy ( km ) słabe i mało czytelne zwłaszcza w nocy. Jest one jednak potrzebne, szczególnie tym, którzy biegną na czas.
- Fatalnie ustawione stoliki z wodą. Mogłyby być ustawione po drugiej stronie zakrętu.
- Na mecie powinno być coś ciepłego. Nasza ekipa nie miałem ochoty na nocne jedzenie, ale z pewnością skorzystali by z tego inni uczestnicy. Mi wystarczyłaby drożdżówka z ciepłą herbatą, zamiast wody.
Uwagi te nie są krytyką maratonu, lecz sygnałem na to, co by należało poprawić w organizacji maratonu ( oczywiście moim zdaniem ). Był to pierwszy i jak się mówi - "pierwsze koty za płoty". Należy organizatora zdopingować, żeby następny był jeszcze lepszy, czego życzę organizatorom. Maraton ten ma swój urok, podczas nocnego biegu. Kolorystyka oświetlonych ulic miasta i statków widoczne na redzie dawały niezapomniane wrażenia.
Koledzy pojechali do domu, a nasz pobyt na Wybrzeżu - jak na wstępnie napisałem - potrwał jeszcze parę dni. Z załatwieniem noclegów nie było problemu, więc cała nasza energia poszła na zwiedzanie miejsc, w których przed ponad 30 laty przebywaliśmy. Maraton potraktowałem ulgowo to i miałem kondycję na chodzenie. A było co chodzić. Było gorąco, więc z przyjemnością też skorzystaliśmy z plaż Trójmiasta : m.in w Orłowie i Brzeżnie. Do domu wróciliśmy - po naszym spóźnionym "tylko" o 30 lat tygodniu poślubnym - opaleni i w bardzo dobrych humorach.
Opisanie naszej jubileuszowej wyprawy, szło mi trochę opornie ( gorąco i jeszcze pozostałe lenistwo po urlopie ), ale się uparłem i w końcu je napisałem. Długi okres bez pisania sprawozdań z zawodów, spowodował, że chyba opuściła mnie wena do pisania. Postaram się teraz pisać częściej i mam nadzieję, że do mnie ona wróci i pozostanie na dłużej. Aby się tak stało. Aby.
Krzysztof Grzybowski
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.fc.pl/
bigfut@poczta.onet.pl
korespondent Maratonów Polskich
www.maratonypolskie.pl
Strona Rodzinna
www.grzybowscy.republika.pl
|