Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 426 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Baskowe bieganie
Autor: Janusz Wesołowski
Data : 2006-05-02

Gdy 1 maja pada deszcz to coś nienormalnego .Przecież my zawsze jesteśmy przyzwyczajeni do upału w te dni (pochody grile itd. ..). Tym razem było jednak inaczej V Jelczańsko-Laskowicki Memoriał Barbary Szlachetki odbywał się w deszczu , kto był odczuł to na sobie osobiście iż nie ma żadnej różnicy biegać w skwarze czy też w deszczu. Ten bieg jak żaden inny w Polsce jest przygotowany perfekcyjnie bez względu na pogodę. Organizatorzy co prawda martwili się o frekfencję ale tylko z początku zapisów. Dopisała w tym roku ekipa Otto Seitla przyjaciela Basi. Przyjechał „pepików” cały autokar, co też nie pozostało bez odzewu na końcowe wyniki generalne-oj namieszali nasi południowi sąsiedzi w wielu klasyfikacjach. Wielu biegało ten kameralny maraton po raz pierwszy i na pewno nie ostatni. Andrzej Pacuła podglądając przygotowania do samego maratonu jak również to wszystko co było już po, stwierdził iż ma serdecznie dość maratonów molochów (ma zamiar startować w Sztokcholmie!!) a takich kameralnych maratonach jest całkiem inaczej, maratończyk nie jest kolejnym niepotrzebnym numerem który non-stop o coś pyta i czegoś chce.

Tutaj nawet gdy któryś z zawodników pytał o cokolwiek była mu dawana od razu konkretna odpowiedź. Skoro jest tu już V edycja to orgowie wypracowali już sobie sprawdzone metody które są jak najbardziej dopasowane do realiów tej imprezy. Etap rejestracji, szatnie, depozyty to po prostu bajka w wykonaniu organizatorów. Na szczególną uwagę zasługiwało hasło Darka Sidora, że talonów na posiłek niema, wielu oniemiało pewno znowu jakaś wpadka orgów z żarciem. Nic bardziej mylnego, po prostu żarcia był opór nikt nikomu nie odcinał rogów numerów startowych, nikt tez nie żądał jakiś bloczków. Jest to po prostu tradycją tego biegu, że tym którzy dobiegną do mety w talerze się nie zagląda. Przy samym zapisywaniu prym wiedzie małżeństwo Sidorów - oj mają ci ludzie cierpliwość. Hieronim Olejniczak (olej) dbał przez cały czas wraz z synem by kompy się nam nie zwiesiły i by każdy maratończyk otrzymał wyniki na czas.

Warto dodać iż są to wyniki kompletne, a nie jakieś tam wycinki. Jadąc na ten bieg jedno mnie zastanawiało? jaka to Straż Pożarna będzie lala w tym roku? Jest to nierozerwalny element tego biegu. W tym roku nie było takiej potrzeby. Sama przyroda zadbała o to by nie było potrzeby fatygowania braci strażackiej do wspomagania maratończyków. Tu ż przed samym startem spiker zwodów powiedział, że to nie deszcz pada tylko łzy Baśki, że tu nie może biegać. Gdzie jak gdzie ale tu u siebie w domu? Była w tych słowach duża doza prawdopodobieństwa, gdy sam kończąc bieg, deszcz faktycznie przestał padać. Tak samo było po ceremonii dekoracji ,oczywiście trudno bez Baśki sobie było wyobrazić ten maraton. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania by była to z wszech miar udana i godna zapamiętania impreza.

Sam bieg przebiegał w sposób prosty dla tych którzy choć trochę znają biegowe realia (czasy). Po 10 km wyrwał do przodu Igor Heles. O drugie miejsce walczyli Petr Wales i Piotr Spalinski. Sam osobiście byłem świadkiem tej walki. Na 25 km Petr ucieka Piotrowi i tak jest już do mety ,tylko ten czwarty myślał że i jemu coś skapnie, jednak nie tym razem i nie w tym gronie co najwyżej miejsce w klasyfikacji wiekowej i tak też się stało. Trzeba zaznaczyć że jak na żadnym innym maratonie przebiegając 4 pętle każdy z zawodników był przedstawiany przez spikera zawodów. Nikt nie czół się osamotniony w tym licznym gronie maratończyków. Oczywiście powracał na trasie temat bananów z Wrocławia, bo w brew pozorom maratończycy są gadułami. Jednak nikt z tych którzy startowali w Jelczu - Laskowicach nie narzekał na dokarmianie. Nawet jeden z biegaczy zaproponował, że odstąpi swoją porcję temu mułowi, który tak namiętnie użalał się na brak tych owoców we Wrocławiu na stronach www .......


Ceremonia dekoracji przejdzie pewno bo i tak musi być do historii polskich biegów. Wspaniały wiersz Basi Gil, wspaniałe słowa Kasi Szlachetki to wszystko uczyniło z tej wydawałoby się prowincjonalnej imprezy coś czego nie odczuje się na żadnym maratonie w świecie. To tutaj emanuje (chociaż już jej niema) opieka Baśki, to tutaj każdy zawodnik jest doceniany, bez względu na wynik i zajęte miejsce. Bardzo sprawnie przeprowadzona ceremonia dekoracji jest wzorem dla innych imprez biegowych gdzie z reguły panuje bałagan, zatem wypada zaprosić nie do Londynu, Paryża czy też Bostonu ale tu do Jelcza-Laskowice organizatorów wielkich maratonów w Polsce by zobaczyli jak to być powinno by każdy był zadowolony. To tutaj nikt nikomu nie zagląda w talerze. Lucjan Pytlik powiada, że Panie kucharki są i tak najładniejsze w polsce. Pewno wie co mówi, może zamierza się tutaj osiedlić? Chociaż po wojnie grubo ponad 50 lat. Trzeba dodać,że wraz z biegiem maratońskim odbywał się bieg na 10,5 km (mój potomek zajął tam punktowane miejsce !!!)

Nie sposób nie docenić cierpliwości Pana dyrektora maratonu Pana Mitki, który starał się we wszelaki sposób dogodzić tym którzy przyjechali na te zawody. Wiele się mówiło w kuluarach by ten maraton organizować w rocznicę śmierci Baśki, oczywiście można ale na pewno będzie to odrębny maraton. Bo ten organizowany 1 V ma swoją niepowtarzalną atmosferę i już zagorzałych fanów. Wielu pyta, czy są jakieś pieniądze za zdobycie miejsca, kategorie itd. Niema i nie będzie taka była i jest odpowiedź na takie czysto materialistyczne pytania. Tak jak chciała nasza Basia kochana ta impreza ma być czysto amatorska i wszystko. Bo i sama Baśka biegała dla swojej przyjemności i satysfakcji. Pewno można by było zrobić z tego jakiś bieg o wielką kasę, jednak już teraz by urągało to pamięci samej Basi. Oczywiście zaraz by się zaczęły spekulacje kto na ile poleci i oczywiście za ile itd. Kto będzie zającem. Kogo zaliczyć do czołówki itd. Takie pomysły to może w innych miastach ale nie tu i teraz.


Wyjeżdżając z Oławy pierwszy raz w życiu zobaczyłem dzika w akcji, który biegł na skróty do jakiegoś z góry określonego miejsca. Przebiegł mi drogę, nie patrzył na nic. A był dorodny syn określił go na 200 kg. Mam ten moment utrwalony na zdjęciu, jednak dla mnie jest to sygnał do tego by każdy z biegaczy choć raz w swojej zawodniczej karierze jaka by ona nie była. Przyjechał tu do tego magicznego miejsca zwanego Jelcz - Laskowice, pobiegł w tym wspaniałym maratonie i docenił zarazem to co dla polskiego biegania zrobiła nasza Basia kochana. Trzeba sobie to otwarcie powiedzieć jeżeli my tego nie zrobimy to na pewno nikt tego nie uczyni poza nami.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |