W związku z odbywającymi się IO i dyskusja nt sportow mniej lub bardziej sportowych oto moje 3 grosze.
Jakiś czas temu przeczytałem z wielka uwagą książkę Naomi Klein pt. „No Logo”. Książkę okrzyknięto jako kultową, skądinąd zasługuję na takie miano. Uważa się ją za „biblię alterglogalistów”. W Polsce określenia „alterglobalizm” i „antyglobalizm” stosuje się zamiennie a różnica jest zasadnicza. Żeby nie wnikać w szczegóły, bo nie o nie tu chodzi, różnica jest nie mniejsze niż między użyciem terminów „alter” i „anty”.
Autorka pastwi się w swojej książce niemiłosiernie nad sieciami supermarketów, powstającymi centrami handlowymi czy „Megastore”. Obrywa się również producentom, którzy w pogoni za maksymalizacją zysków przenoszą produkcję do krajów, posiadających tzw. niskie koszty produkcji. Określa przy tym takie praktyki jako neokolonializm XX i XXI wieku. Wśród wielu firm wymienionym z nazwy, które obrywają za rabunkową politykę maksymalizacji zysków wymienione są również firmy z branży sportowej. Gdzieś około 35 strony natrafiłem na zdjęcia szczęśliwych zwycięzców maratonów w Bostonie i Frankfurcie z lat osiemdziesiątych /może początku lat dziewięćdziesiątych/. Potem napotykam wypowiedź poddającą w wątpliwość skuteczność zastosowanych systemów amortyzacji, stabilizacji oddawanie energii itp. Autorka określa je, jako pseudonaukowe rozwiązania mające swoje uzasadnienie w marketingowych sztuczkach, nabijających kieszenie bonzów pieniędzmi. Nie mające tak naprawdę naukowego uzasadnienia. Autorka podkreśla, że pomimo tak wysokiego zaawansowania technologicznego produkowanego obuwia do biegania, pomimo stosowania co kilka lat przełomowych wynalazków, to jednak rekordy m in. w biegach poprawiane są w stopniu nieporównywalnie mniejszym niż wskazywała by na to, marketingowa propaganda towarzysząca wprowadzaniu nowych rozwiązań na rynek. Cóż pozwolę sobie na polemikę.
Nie jestem przeciwnikiem idei globalizacji z „ludzką twarzą” jak również określa się alterglobalizm. Uważam jednak, że posiadam empiryczne doświadczenie z używania „butów biegowych” do biegania. Ponadto sceptycznie traktuję deklarację producentów obuwia, jakoby należało zmieniać obuwie co 1000km / w moim przypadku co 3 miesiące???/. Taka deklaracja podważa wizerunek marki i rzuca głęboki cień na jej opinię wśród klientów na temat trwałości produktu. Bo abstrahując, któż by kupił samochód wiedząc, że po 3 latach musi go złomować!!! Tak więc uważam, że buty należy używać tak długo jak biegnie się nam w nich komfortowo i jak długo się nadają do biegania. Wiadomo zdrowy rozsądek jest nie zastąpiony. Jednak uważam, że bieganie w w butach bez dobrodziejstw współczesnych technologi jest nieporozumieniem.
Nie ulega wątpliwości, że sto lat temu pokonywano dystans maratoński w wygodnych skórzanych trzewiczkach. Prawdą jest również, że istnieje plemię Indian, którzy do biegania używają sandałów wykonywanych własnoręcznie z bieżnika opony, jako podeszwy i przewlekanych rzemieni jako system sznurowania. Jednak bieganie ma sprawiać przyjemność i już.
Jesienią uczestniczyłem w 2 Maratonie Komandosa, gdzie regulamin wykluczał możliwość przystąpienia do biegu w obuwiu sportowym. Organizatorzy uradzili żeby dystans maratoński pokonać w obuwiu „typu wojskowego”. Termin ten jednoznacznie przekreśla wszelkie obuwie przeznaczone przez producenta do biegania czyli tym samym organizatorzy 2 Maratonu Komandosa poszli pod prąd oczekiwaniom potencjalnych reklamodawców. Ja jednak pragnę się skupić nad innym aspektem tego wydarzenia.
Potraktowałem regulamin dosłownie i stanąłem na starcie w butach powszechnie używanych przez żołnierzy Wojska Polskiego. O tych butach można powiedzieć wiele, natomiast ja pragnę zaznaczyć na potrzeby tych rozważań, że:
są to buty bez marki;
technologia ich produkcji oparta jest na „starych patentach”;
są to buty, w mniemaniu decydentów, powszechnego użytku czyli uniwersalne;
Przyznam się szczerze, że bieg w tych butach nie nastręczał mi większych problemów. Na początku. Jednak w miarę pokonywanego dystansu dawały się poznać niedoskonałości obuwia. Pierwsze sygnały moje nogi zaczęły odbierać po pokonaniu 15km. Coś zaczynało uwierać coś się poluźniło. Po 18km czułem jak mi pękł bąbel na pięcie. Reszta już była konsekwencją tego faktu. Ja jednak zwróciłem uwagę na dwie dolegliwości dotychczas mi nie znane.
Pierwszą z nich było całkowite niedostosowanie buta do zmian w kształcie stopy, jakie zachodzą w czasie długotrwałego wysiłku, biegu. Chyba każdemu w czasie wysiłku puchną stopy. Ja w dotychczasowej praktyce byłem przekonany, że mi puchną znacznie mniej niż wskazuje na to statystyczna średnia. W sumie i dziś tak twierdzę. Nie potrafię tego wytłumaczyć inaczej, jak tylko właściwościami fizycznymi użytych materiałów, w tym przypadku wykonanie cholewki ze skóry. Innym chyba nie mniej ważnym czynnikiem był krój cholewki. Trudno mi się nad tym dłużej rozpisywać. Nie jestem specjalistą. Jednak zastanawia mnie fakt, że buty te w przekonaniu konstruktorów przeznaczony jest do długotrwałego użytkowania w marszu. Chyba nie do końca tak jest w rzeczywistości.
Inną dolegliwością, jak dała mi się we znaki był ból spowodowany brakiem jakiejkolwiek amortyzacji. Bolało wszystko: plecy, mięśnie brzucha, stopy i kolana. Dolegliwość pojawiła się już przed 20km pokonywanej trasy.
I spyta jakiś złośliwiec co moje wywody maja wspolnego z odbywającą się właśnie olimpiadą? Ma!!! Mniej więcej tyle ile zimowa olimpiada z ideą starożytnej greckiej olimpiady!
MKOL jest instytucją komercyjną do bólu. I można tej instytucji zarzucić wszystko tylko nie to, że pielegnuje idee olimpijskie. Wszak olimpiady odbywały się, gdy był pokój. A dziś mamy kilkanaście ognisk wojny na świecie, gdy jednocześnie ci których stać bawią się obserwując zmagania sztukmistrzów i kuglarzy / kręglarzy lodowych/. Każdego dnie ginie 5000 istot z głodu, co robie MKOL aby temu zapobiec? Nasyłą akwizytorów wielkich firm sportowych na górskie wioski Kenii czy Etiopii, którzy w mniemaniu polskich komentatorów sportowych /vide red. Szaranowicz/ przyczyniają się do podniesienia statusu materialnego, już nie tylko tych wiosek, ale całych regionów!!!
Warto o tym pomyśleć, gdy mając w jednej z dłoni pilota a w drugiej ulubione piwo po treningu siadamy i oglądamy jakiejkolwiek zawody sportowe!!!
ps. Łukasz sam sobie zaprzeczasz! Cytuję “...miałem przyjemność przebywać w pokoju z mistrzem polski w akrobatyce(skoki na trampolinie). Powiem krótko: facet nie trzeźwiał!” Ale on jest tylko MP co w tej konkurencji nie jest chyba zbyt wielkim osiągnięciem. W europejskiej gimnastyce czy światowej ów jegomośc nie istnieje. I tu wkraczamy na bardzo grzązkie pole tzw sportów narodowych. A pytanie brzmi jaki jest Polski sport narodowy?
Mamy pecha pasjonować się LA ze szczególnym umiłowaniem biegów długich. Mamy w nich tradycje. Jednak konkurencja na świecie jest tak wielka, że Polacy ze względów geograficznych szanse mają minimalne na olimpijskie laury, a może kt
oś się poświęci i swoją latorośl przez 20 lat wychowywać będzie na Rysach przy zalożeniu, że efekt cieplarniany stopi śnieg na 12 msc w roku na Rysach i w okolicach i wtedy istnieje niewielka szansa na laury olimpijskie w biegach długich. A tak ... czekamy na “fenomen Małysza” w biegach długich. I możemy jeszcze kilka..... set (?) lat poczekać.