Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 421 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


WALENTYNKA W KOLORZE SEPII
Autor: Jacek KARCZMITOWICZ
Data : 2006-02-06

W czasie Maratonu Poznańskiego miała miejsce kampania społeczna „Bieg za różnorodnością - Maraton Poznań”. Idea z wszech miar godna propagowania. Potrzeba i konieczność tolerancji jest istotą człowieczeństwa. Budzi natomiast niesmak fakt, organizowania tego typu akcji, aby zwrócić ludzką uwagę na narastające problemy społeczne. Życie ludzkie wisi na przysłowiowym włosku, natomiast ludzki los na pstrym koniu jeździ. Dziś ociągam się z datkiem dla proszącej istoty ludzkiej, a już jutro sam mogę prosić o kromkę chleba. Jednak już osoby radzące w dzisiejszej rzeczywistości są postrzegani negatywnie /czytaj - z zazdrością/.
W środowisku biegaczy zawodnicy umiejący zamienić swoje drobne sukcesy na wymierne korzyści, są postrzegani jako gorsza grupa. Użycie terminu segregacja byłoby przesadą, jednak „jest coś na rzeczy”. Zawodnicy odbywający zagraniczne wojaże za pieniądze sponsorów, są powodem złośliwych szeptów. Pytam się dlaczego? Odpowiedzi BRAK. Sensownej odpowiedzi brak. Jednak są inne poważne argumenty: robienie z siebie pajaca etc. Potem to już płynnie: wyniki nie takie, strój źle dobrany, bieganie dla pieniędzy, sławy a i ta jest wątpliwa. Końcówka już standardowa – koksiarz.
Nie potrafię sensownie wytłumaczyć takiego postępowania. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest podła zazdrość. Przecież to wielka umiejętność, potrafić się dobrze „sprzedać”. Przyznam się szczerze, że sam od dzieciństwa złościłem się na innych „magików”, którzy w szkole potrafili lepiej sprzedać swój dorobek. Złość moją potęgowała wiedza, że nauczyciele byli zwodzeni przy użyciu trywialnych trików i ku mojemu zgorszeniu się na takie łapali. Moi rodzice wpajali mi, że ciężka praca wystarczy żeby zarobić na chleb być może nawet z masełkiem. Niestety dzisiejsza rzeczywistość i współczesna nauka potwierdza, że nie sztuką jest się narobić, sztuką jest sprzedać wytwór własnych rąk. W opisywanym przypadku konkretnie nóg.
W 2002r jadąc pociągiem, bodaj na maraton wrocławski wdałam się w dyskusję. Tematem, motywem przewodnim była biegaczka, a konkretnie jej dokonania, które publicznie poddawano w wątpliwość. Potem jak już wcześniej napomknąłem wytknięto jej zadzieranie nosa i propagowanie „negatywnych wzorców biegania” (???). Gdzieś na wysokości dworca Wrocław Nadodrze podsumowano dyskusję – KOKSIARKA. Szkoda, że maraton nie był rozgrywany z 200km dalej, bo kierunek rozwoju tej dyskusji był wielce ciekawy. Wysiadłem na stacji docelowej, udałem się do biura maratonu, potem do hotelu i na rynek. Tak teraz to jestem pewien, że był to Wrocław!
Na rynku przedstawiono mi o zgrozo, wcielenie wszelkiego zła biegowego i motyw przewodni dyskusji w przedziale wagonu PKP. Kobieta Fatalna miała może 160cm wzrostu w butach na wysokim obcasie, blond włosy i szczery uśmiech. Pomimo wieku naturę młodzieńczą, wigor jakim można by obdzielić 2 imprezy typu techno-party!!! Odniosłem wrażenie, że Ona zna wszystkich i wszyscy znają Ją. Ciekawostkę stanowi postawa „Przedziałowych Prokuratorów-Sędziów”. Siedzieli sobie z boczku i bacznie obserwowali szeptem potęgując, jak mniemam, własne fobie.
Spoglądając na tą kobietę i rozmawiając z nią, unaoczniłem sobie jakimi ksenofobami, troglodytami tudzież zakompleksionymi ludźmi są Polacy. Zestawiając „opiniotwórczą szarą masę” z tak kolorową rzeczywistością, w tym przypadku tracę wiarę w dobro. Przebywanie w towarzystwie tej kobiety, dawało poczucie obcowania z osobą wykraczającą poza wyznaczone ramy. Przecież trzeba być naprawdę nietuzinkową postacią, aby mieć szalone pomysły. Jednak prawdziwą wielkość widać dopiero wówczas gdy ma się dość siły, samozaparcia aby te szaleństwo zrealizować! Kobieta ta wykraczając poza społecznie wyznaczoną rolę „3xK” na naszym polskim podwórku pokazała nową wartość, nowy wymiar idei, jaką jest Bieganie. Wielokroć stykałem się z tak różnymi opiniami na jej temat, jak tylko potrafi być różnorodna natura kobieca. Niezmiennie jednak ja sam z podziwem obserwowałem jej dokonania, a każde kolejne spotkanie zyskiwało miarę wydarzenia. Nigdy jednak potem, stając się uczestnikiem rozmowy ocierającej o Jej temat, nie zachowałem biernej postawy. Miałem swoje zdanie, nie wstydząc się publicznie go prezentować.
Pamiętam jak na 150 maratonie Tadeusza Spychalskiego, gdzie zadebiutowała jej córka na trasie maratonu, demonstrowała koszulkę tydzień wcześniej rozgrywanego Greenwich Foot Tunnel Centenary Marathon w Londynie. W czasie któregoś z maratonów krakowskich u podnóża Wawelu utyskiwała „Gdzie jest ta cholerna meta” żeby chwilę potem opowiedzieć mi szczegóły z 100km Pharaonic Race. Na maratonie towarzyskim organizowanym przez Jurka Bednarza ze szczegółami przedstawiła wszystkim zainteresowanym, wielokrotnie, szczegóły i zawiłości Spartathlonu.
Każdy kolejne moje spotkanie tej wyjątkowej kobiety było wydarzeniem samym w sobie.
Jakieś dwa tygodnie przed feralnym dniem w 2 programie TVP, obejrzałem z dużym zaciekawieniem film o tej wyjątkowej kobiecie, zmagającej się z biegiem 72h w Holenderskim Deventer w 2000 roku. Sam nigdy nie uczestniczyłem w tak długim biegu. Moja wyobraźnia nie sięga dalej niż na 100km, dlatego byłem zainteresowany, jak wygląda taka rywalizacja nijako od kuchni. Opisywana przeze mnie biegaczka postawiła sobie za cel pokonanie co najmniej 400km i cel ten osiągnęła. Pokonała ponad 404,5km dystans przekraczający moją wyobraźnie, jak zapewne większości czytających te słowa. Co mnie poruszyło to determinacja, cecha niezbędna każdemu adeptowi biegów długich i ultra długich. Nie bacząc na ból, potworne zmęczenie, a nawet wyczerpanie psychiczne i fizyczne, konsekwentnie kroczyła do wyznaczonego celu. Zajęła 3 miejsce, ale cel osiągnęła. Pozostało niesamowite wrażenie.
I nagle poraziła mnie wiadomość. Zmarła. Tak po prostu, po ludzku – zmarła. Opuściła biegowy peleton zostawiając wyrwę. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Jestem przekonany, że są ludzie trudno zastępowani, jednak istnieją indywidualności, których nie sposób zastąpić.
Jednym z pozytywnych aspektów amerykanizacji naszej kultury są WALENTYNKI. W tym dniu powinniśmy obdarować osobę ukochaną WALENTYNKĄ czyli CZYMŚ. Wręczając tę WALENTYNKĘ pamiętajmy o tych wszystkich, którym zadaliśmy ból.
W tym szczególnym dniu de facto będącym efektem raczej marketingu niż sentymentów pamiętajmy, że pozwolę sobie na parafrazę motta tytułowego Ediego: Walentynki są zawsze wtedy kiedy my tego chcemy. Kochajmy wszystkich biegaczy, bo tak szybko odchodzą!

Pamięci Barbary SZLACHETKI /1956-2005/

Jacek Karczmitowicz
Zgierz dnia 06.02.2006r.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |