Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 340 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Mazowiecka Piętnastka
Autor: Tomasz Zakrzewski
Data : 2005-06-07

Pogoda zapowiadała się prześlicznie, kiedy rano dźwignąłem się z wyrka. Za oknem lekko świeciło słoneczko, lecz nie było gorąco ani parno. W powietrzu czuło się bardzo przyjemny, wilgotny chłodek. Warunki wprost stworzone do biegania. Od dawna już zaplanowałem sobie start w tej imprezie, jednak motywacja moja nieco spadła, kiedy dowiedziałem się, że moi koledzy przestali wyrażać chęć na uczestniczenie w tym biegu. Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, iż od dłuższego czasu moje treningi są bardzo rzadkie i nieregularne. No, ale nic to, trzeba jechać pomyślałem sobie. Moja dziewczyna Maja jeszcze poprzedniego dnia obiecała mi, że będzie moim osobistym fotografem podczas biegu. Bardzo byłem z tego powodu zadowolony, ponieważ nie musiałem jechać sam, a wiadomo, że we dwójkę zawsze raźniej. No a tak w ogóle to Maja dodawała mi nie tylko otuchy, ale w znacznym też stopniu mobilizowała mnie do pobiegnięcia na wynik.

Mieszkamy w Grodzisku Mazowieckim, więc podróż do Mińska zabrała nam mniej niż dwie godziny. Niestety pociągi nie jeżdżą tam zbyt często, więc byliśmy tam już na dwie godziny przed startem. Miłym aspektem naszej podróży był fakt, iż obydwoje byliśmy w Mińsku po raz pierwszy. Miasto jak miasto, tak na pierwszy rzut oka nie zachwyciło nas niczym szczególnym. Nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie się kierować, ale intuicyjnie zeszliśmy na lewą stronę kładki kierując się w stronę miasta. Przed nami szedł wysoki, młody mężczyzna o wysportowanej sylwetce z torbą Reeboka i ze słuchawkami na uszach. Majka powiedziała, żebyśmy szli za nim to na pewno dojdziemy na miejsce. Ja jednak wolałem sprawdzić na planie miasta gdzie jesteśmy, niż zdać się na kobiecą intuicję. Potem dopiero okazało się, że Maja miała nosa, bo ten chłopak był już na miejscu, kiedy my tam dotarliśmy. Przyjrzałem mu się lepiej i powiedziałem jej, żeby zwróciła na niego uwagę, bo wydaje mi się, że to bardzo dobry zawodnik i na pewno będzie w czubie. Ostatecznie okazało się, że był czwarty. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na lody do pobliskiej cukierni, gdzie ja skolei zwróciłem uwagę na faceta ze sportową torbą. Pomyślałem sobie, że może i on jest przybyłym do miasteczka biegaczem. Jednak facet był chyba ze swoją żoną i dużym, przepięknym psem, a to mnie troszkę zmyliło. Potem okazało się, że niesłusznie, bo spotkaliśmy się na trasie a nawet razem wracaliśmy pociągiem.

Czas już chyba przejść do meritum, czyli samego biegu i spraw z nim związanych. Rejestracja biegaczy przebiegała bardzo sprawnie w zabytkowym pałacyku z napisem "uwaga spadający tynk", w którym mieściło się biuro zawodów. Tu już spotkała mnie pewna niespodzianka, ponieważ podczas rejestracji otrzymałem numer startowy wraz z papierowym kartonikiem, na którym były wypisane moje dane. Nic by może w tym nie było dziwnego, gdyby nie to, iż zostałem poinformowany, że z tym właśnie papierowym kartonikiem mam się stawić na mecie. Na moje pytanie, w jakim celu jest mi dawany ten kartonik jak też po wyrażeniu swojego osobistego zdania, co do bezsensowności tego przedsięwzięcia panie nie odpowiedziały nic, poza tym, że taki jest wymóg sędziów i że tak już jest od dziesięciu lat. No, jeżeli tak już jest od dekady to nie pozostało mi nic innego jak tylko zabrać nieszczęsny kartonik. Ostatecznie przypiąłem go sobie na agrafki pod numerem startowy i nie stanowił on dla mnie żadnego problemu, chociaż nadal nie wiem, po co ten wymóg, zwłaszcza, że to przecież zawsze numer startowy jest podstawą identyfikującą każdego zawodnika.

Już na godzinę przed biegiem widać było rozgrzewających się zawodników, co wzbudziło moje zdziwienie, bo nigdy nie słyszałem o potrzebie rozgrzewania się już na godzinę przed startem. Ale przecież tyle ilu jest biegaczy jest metod treningowych. Jednak tak intensywna rozgrzewka niektórych spośród startujących napawała mnie obawą, że bieg będzie naprawdę na wysokim poziomie, wobec tego moja pozycja końcowa może wypaść bardzo słabo. Ale przecież i tak nie przyjechałem tutaj po zwycięstwo.

Wreszcie przyszedł moment oczekiwanego startu. Liczba osób stojących na starcie nie była duża, bieg ukończyły 132 osoby. Trasa składała się z czterech pętli, czyli była taka sama jak w latach poprzednich i słusznie, bo jest to trasa szybka. A przez to, że składa się z czterech pętli po 3750 metrów, można łatwo kontrolować przebiegnięty dystans jak też i tempo biegu. Pierwsze i drugie kółko udało mi się przebiec zgodnie z planem, czyli w 35 minut. Biegłem na 1h 10', jednak troszkę zwolniłem na trzecim okrążeniu i miałem pół minuty straty na czwartym okrążeniu w stosunku do założonego planu. Poza tym popełniłem chyba jeszcze jeden błąd, po każdej, bowiem pętli korzystałem z podawanego mi na punkcie regeneracyjnym izostara. Podczas biegu czynność spożywania napojów nie należy do przyjemności, a mi szczególnie wychodzi to bardzo nieporadnie. Nie dość tego, że zawsze się oblewam, to potem przez jakiś czas ciężko mi się biegnie. Nie wiem dokładnie, dlaczego tak jest, ale chyba przez zakłócenie procesu oddychania, ponieważ zawsze trochę to musi potrwać zanim oddech na nowo się ustabilizuje. W każdym bądź razie wiedziałem, że na czwartej pętli muszę nieco przyspieszyć na finiszu chcąc zachować szansę na godzinę dziesięć. Dlatego też postanowiłem nie korzystać z napojów na ostatnim punkcie i to był chyba właśnie błąd. Okazało się, że zaschło mi w ustach i nagle zacząłem opadać z sił, chociaż jeszcze przed momentem biegło mi się rewelacyjnie. Nie wiedziałem, czy to po prostu zmęczenie, czy brak skorzystania z ostatniego wodopoju. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to drugie. O ile na wcześniejszych pętlach to ja zawsze wyprzedzałem (było to wynikiem rozsądnego startu i umiejscowieniem się pod koniec stawki) to teraz wyprzedziły mnie dwie osoby. Na samym końcu ktoś jeszcze próbował mnie wyprzedzić, ale widząc już metę znacznie przyspieszyłem i nie pozwoliłem na oddanie swojej tak ciężko wypracowanej pozycji. Ostatecznie przybiegłem w okolicach godziny jedenastu minut, nie wiem dokładnie, bo nie widziałem jeszcze wyników biegu, a wyłączyłem swój stoper w momencie, kiedy wskazywał 1:11:37, jednak było to już jakąś chwilę po przekroczeniu linii mety. Napisałem, iż pozycja moja była ciężko wypracowana, ktoś z czytających może się uśmiechnąć, myśląc sobie, że np. on przebiegł w czasie 10 minut krótszym i dla niego był to kompletny laicik. Na tym właśnie polega relatywizm, dla mnie był to trzeci bieg w mojej karierze i chyba rzeczywiście kosztował mnie niewiele zdrowia w porównaniu z poprzednimi startami. Jednak i tak to ostatnie okrążenie na długo pozostanie w mojej pamięci. To chyba właśnie jest cechą charakterystyczną biegów długich, że one zawsze mają swoją dramaturgię i właśnie chociażby dla niej warto starować w takich imprezach.

Na koniec wspomnę o kilku minusach i plusach tej imprezy. Dla mnie największy zaskoczeniem na mecie był brak medali dla zawodników kończących bieg. Każdy z zawodników na mecie dostawał reklamówkę z koszulką i dyplomem (z p

usty miejscem do wpisania imienia i nazwiska) jak też z gazetką regionalną i prospektami opisującymi najlepsze strony powiatu Mińska Mazowieckiego. Dla mnie osobiście te prospekty są kompletnie bezużyteczne, już chyba lepiej by było gdyby je wystawili w publicznym miejscu i każdy zainteresowany mógłby wybrać coś dla siebie. Poza tym w reklamówce były dwa długopisy, niestety na medal nie natrafiłem. Nikt poza mną nie wydawał się tym faktem zdziwiony, ale to skolei mnie nie dziwi, ponieważ większość uczestników to stali bywalcy tej imprezy. Moje zdziwienie tym faktem było tym większe, że na trzy tygodnie przed startem namawiałem brata Majki na start w Mińsku. Chłopak niedawno zaczął regularnie trenować i przygotowywać się do półmaratonu. Ma jednak kłopoty z kolanem i nie wiem czy będzie kontynuował swoje biegowe zapędy. Jednak strasznie marzy o medalu i twierdzi, że nie odpuści dopóki jakiegoś nie zdobędzie. Namawiając Go na tę imprezę wiedziałem o tym i nawet zadzwoniłem do organizatorów z zapytaniem czy będą medale dla wszystkich uczestników i jaka będzie wysokość wpisowego? Wysokość wpisowego podano mi prawdziwą, jednak co do medali to zapewniała mnie jakaś pani, że oczywiście będą. No cóż pewnie rozmawiałem z mało kompetentną osobą. Ostatecznie Michał i tak nie mógł tu wystartować z powodu pracy, może to i dobrze, bo pewnie nieźle by mi suszył potem głowę. Po biegu znalazłem regulamin imprezy w internecie i rzeczywiście o medalach dla wszystkich uczestników nie było tam mowy. Tego regulaminu nie widziałem wcześniej, ponieważ impreza była bardzo słabo rozpropagowana. Ja o niej wiedziałem z Kalendarza PSB, ale już np. na naszej kochanej stronie "maratonypolskie" nie było nawet wzmianki o tym biegu. Próżno też by szukać o nim informacji na innych stronach. Co do innych niedociągnięć to poważnym mankamentem był również brak prysznicy (o czym wspominał już Janek Goleń w swoim artykule sprzed czterech lat), no ale za to nie do końca można obwiniać organizatorów. Przykro mi też było rozstawać się z przyznanym parcianym numerem startowym, który to numer byłem zmuszony wymienić na kiełbaskę po biegu. Myślę, że prawo do medalu jak też i do zachowania numeru startowego powinno być standardem przynajmniej na tych imprezach, które się szczycą rangą ogólnopolskich. Na pewno pozytywne jest właśnie to, że po biegu każdy miał prawo do bułki i kiełbaski z piwem jak też do jednej słodkiej bułeczki. Zwyczaj serwowania kiełbasy po biegu jest też coraz częściej krytykowany, jednak ja muszę przyznać, iż zjadłem ją na spółkę z Mają z czystą przyjemnością. Szkoda również tego, iż nie oznakowano miejsca Startu i Mety w sposób, jaki przystało na tego typu imprezę.

Jedną z największych atrakcji była obecność Pawła Januszewskiego, rekordzisty polski na 400 metrów przez płotki i złotego medalisty Mistrzostw Europy z Budapesztu. Można było nie tylko wziąć autograf od mistrza, ale zrobić sobie zdjęcie czy zamienić z nim kilka słów. Ja nie należę do łowców autografów, nigdy mi na nich nie zależało, ale pomyślałem sobie, że ten akurat autograf stanowiłby cenne uzupełnienie mojego biegowego dossier. Ustawiłem się więc w kolejce do mistrza, przede mną stała mała dziewczynka, która tak zagadała naszego czterystumetrowca, że ten poza podpisaniem się dla niej na kartce sięgnął jeszcze do torby i podarował jej koszulkę. Widząc to, kolejni biegacze ustawieni w kolejce sami zaczęli prosić o koszulki, a mistrz nie potrafił odmówić. Niestety koszulek miał tam jeszcze tylko ze trzy, więc dla mnie już nie starczyło. Po odebraniu autografu zapytałem się czy może znajdzie się dla mnie jeszcze jedna. Mistrz pokiwał przecząco głową, jednak ja byłem na to przygotowany i niezwłocznie zadałem kolejne pytanie, czy nie zechciałby się zamienić ze mną koszulkami. On spojrzał na mnie ze zdziwieniem i dla większej pewności zapytał czy chodzi mi o tą, którą ma teraz na sobie, odparłem, że właśnie o tą i począłem wymieniać zalety swojej koszulki, którą kiedyś przywiozłem ze Stanów. On na to, żebym napisał swój adres na kartce a przyśle mi nowiutką do domu. Jeszcze ponowiłem propozycję zamiany, ale dość szybko spasowałem i napisałem swój adres na karetce. Na pożegnanie Mistrz powiedział, iż będzie w ciągu tygodnia. Podziękowałem i odszedłem.

Majka zaproponowała jeszcze lody przed odjazdem, więc podnieśliśmy się z trawki z zamiarem opuszczenia miejsca zawodów. Usłyszałem jednak, że za chwilę ma się odbyć losowanie nagród spośród tych uczestników, którzy w regulaminowym czasie ukończyli bieg. Postanowiłem zaczekać, coś podpowiadało mi, że mogę być wylosowany. Impreza jednak przedłużała się, była jeszcze piosenka miejscowej kapeli jak też ostatnie dekoracje w kategoriach i czas odjazdu naszego pociągu niebezpiecznie się zbliżał. Maja postanowiła opuścić mnie i iść sama w kierunku pociągu. Ustaliliśmy, że ja jeszcze chwilę poczekam i ją później dogonię. Po jej odejściu na scenę poproszono Ułana Niedźwiedzkiego, słynnego maratończyka, który akurat tego dnia obchodził swoje osiemdziesiąte urodziny. Jestem pełen podziwu dla formy tego staruszka, jednak osobiście nie darzę Go sympatią. Właśnie podczas tego biegu, kiedy na ostatniej prostej na drugim moim okrążeniu zostałem zdublowany przez najlepszego zawodnika usłyszałem za sobą krzyki Ułana: "Dobrze, dobrze, biegnij, biegnij, wygraj, pokaż tym Polaczkom, pokaż Polaczkom, przyjechali tu i myśleli, że wygrają, zasrańcy...". Wcześniej słyszałem o tym jegomościu różne niepochlebne opinie, ale teraz mogłem się przekonać osobiście, co ten pan sobą reprezentuje. Chyba nikt z biegaczy nie skrytykował głośno tego niewybrednego dopingu, ale to i dobrze, bo myślę, że kogoś w takim wieku już niczego nauczyć nie można, tym bardziej, iż do tej pory nikt nie zdołał mu wpoić zasad kulturalnego zachowania.

Na szczęście wszystko jakby zaczęło przyspieszać i po zejściu pana Niedźwiedzkiego ze sceny odbyło się losowanie. Losowanie polegało na tym, iż pan Paweł Januszewski podawał numer od 1-132, po czym prowadzący wyczytywał trzy razy nazwisko i jeśli nie było wyczytanego to powtarzano operację. Losowano trzy osoby. Pierwszy strzał okazał się pudłem, był to numer 96 i wyczytanego już nie było. Drugi strzał to numer 63, jak usłyszałem początek to serce zabiło mi szybciej, ponieważ ja miałem numer startowy 67, po usłyszanej końcówce miałem już iść na stację, bo jakie jest prawdopodobieństwo, że pan Paweł będzie walił drugi raz w tą samą dziesiątkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy prowadzący wyczytał moje nazwisko i imię, radość ogromna. Wbiegłem w euforii na scenę i od razu zakomunikowałem, iż spieszę się na pociąg. Trudno mi było ukryć moje rozczarowanie, kiedy zobaczyłem, że moją nagrodą jest ta właśnie koszulka, którą Mistrz wcześniej obiecał mi przesłać do domu. Oczywiście pan Paweł mnie od razu rozpoznał i stwierdził, że to ogromny zbieg okoliczności i że przykro mu bardzo, ale w takiej sytuacji to już jesteśmy kwita. Nie pozostało mi nic innego jak tylko przyznać mu rację. Uścisnęl

iśmy sobie mocno dłonie i pobiegłem na pociąg. Teraz troszkę żałuję tego, że nie ponowiłem swojej propozycji zamiany na koszulki, taka koszulka miałaby przecież zupełnie inną wartość.

Ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo zadowolony ze swojego udziału w tej imprezie i wszystkim gorąco ją polecam. A do organizatorów apeluję o zadbanie o medale w przyszłym roku dla wszystkich uczestników biegu.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |