2013-06-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| I poł. czerwca (czytano: 1590 razy)
Spiroergometria – 1.06
Przed badaniami nie luzowałem w treningu, bo uznałem że wtedy wyniki byłyby zafałszowane. Lekarzowa przepytała mnie na początku, dała długą ankietę do wypełnienia, zrobiła USG serca i zaprowadziła na bieżnię. Był to test wysiłkowy z maską do pomiaru objętości wdychanego/wydychanego powietrza i z pulsometrem na klatce (bez pomiaru zakwaszenia). Zacząłem od powolnego marszu i stopniowo zwiększała się prędkość (mniej więcej o 0,5kmh co 30`). Przy prędkości 7kmh zacząłem truchtać. Wszystko byłoby idealnie jakby nie ruszano nachylenia, jednak przy 10kmh nachylenie wynosiło już 5% (sic!). Nie wiem czy babeczce się śpieszyło, czy rzeczywiście jest przekonana co do tabel korelacyjnych nachylenia i pulsu. Odmowa nastąpiła po 29minutach przy prędkości 16kmh i nachyleniu 7%. Przekroczyłem ten moment „miękkiej nóżki” gdy czułem że za kilkanaście sekund bym leżał za bieżnią. Wyliczono mi VO2max na poziomie 70 (identycznie jak na sierpniowych badaniach wydolnościowych), puls maksymalny zarejestrowany wyniósł 192bpm (nigdy w masce na bieżni nie będzie on faktycznym maksimum), a górną granicę BC2 przyjęto dla pulsu 162bpm – to tyle z najistotniejszych parametrów. Wieczorem wyszedłem na bardzo przyjemne recovery 12km po 5:20 na pulsie 120bpm. Nazajutrz było długie 25km wybiegania. Tydzień po Biegu ulicą Piotrkowską, zamiast wypoczynkowy, okazał się jednak nieco wymagający i zakończyłem go ze 122km.
Od poniedziałku 3.06 zacząłem biegać wg planu starego-nowego trenera. O ile seans siły biegowej dzień po mocnym wybieganiu przeżyłem jeszcze komfortowo, to wtorek i środa nie należały do przyjemnych – dawno nie miałem tak zakwaszonych nóg, a przy okazji mocno bolały mnie stopy. Poza siłą (skip A i podbiegi),zrobiłem 2 treningi w II zakresie (jeden z pomiarem zakwaszenia – 2,6mmol/l) i dwie zabawy biegowe (małą i dużą). Dwukrotnie w dzień rozbiegań byłem na saunie na podczerwień, a tydzień zamknąłem ze 132km.
Kolejny tydzień ponownie zacząłem podbiegami, tym razem dłuższymi. Odkryłem świetną miejscówkę kilka kilometrów ode mnie (uliczka w sumie ma 550m, z czego pierwsze 350 jest pod niemal stałym nachyleniem 5%, a końcowe 200m jest już na lekkim wypłaszczeniu ~2%; ruch samochodowy nieco przeszkadza, ale chyba bardziej kierowcom niż mi, a wracać można nieco wąskim i zarośniętym chodnikiem). Jako że w sobotę planowałem zawody w Ozorkowie (25km), to nieco oszczędniej były „tylko” 3 akcenty + start :). Poza siłą biegową, zrobiłem OWB2 i szybkość na stadionie (200m).
Supermaraton Ozorków 25km
Nigdy nie zdarzyło mi się śnić o biegu, który mnie czekał nazajutrz, w ogóle o żadnym biegu. A śniło mi się, że dzwoniłem do Organizatorów z prośbą o zostawienie dla mnie numeru startowego, bo będę na miejscu tuż przed biegiem. Pakiet zostawili, ja byłem na styk, ale za karę pozwolili mi wystartować dopiero 10minut po wszystkich. I byłem drugi – tyle pamiętam :) Tymczasem na miejscu byliśmy z żoną (wierną kibicką i początkującą biegaczką :P) odpowiednio wcześnie by zamienić kilka słów ze znajomymi i spokojnie się rozgrzać, choć to ostatnie akurat nie było potrzebne, bo patelnia była już niezła mimo wczesnej pory (start o 9). Nieoczekiwanie minął mnie Krzysiu Pietrzyk (dla niewtajemniczonych, to biegacz który wygrywa niemal wszystko w okolicy). Narzekał na zatrucie męczące go przez kilka ostatnich dni i zarzekał się że dziś „robi trening” ;-) Po krótkiej rozgrzewce zrzuciłem pasek HR, bo tylko mi przeszkadzał i wkurzał swoimi … pomiarami. Chyba się popsuł bo masakrycznie zawyża mi puls… Po przydługawej przemowie Organizatorów odstawszy kwadrans na słonecznej łące w końcu ruszyliśmy. Dwie ostatnie ozorkowskie edycje przyszło mi wygrywać (2lata temu rzutem na taśmę, w zeszłym roku już zdecydowanie). Pozwoliłem sobie tym samym prowadzić na początku, który wydłużył się aż do 10km. Zacząłem bardzo komfortowo lekko powyżej 4:00. Dopiero 5ty km był w 3:50. Tempo było mocno rwane, bo trasa biegu jest bardzo urozmaicona: łąki, drogi polne, leśne, mocno piaszczyste, a asfaltu raptem ok 800m na całej pętli (w ramach Supermaratonu był też rozgrywany bieg na 50km). Gdzieś po 7-8km zostaliśmy z Krzyśkiem już sami i o ile szerokość i nośność drogi pozwalała to biegliśmy ramię w ramię. Piętnasty kilometr to pierwszy zryw Krzycha, ale odważnie poszedłem za nim. Wyszło 3:41, kolejny 3:36 i dotarło do mnie że jednak kolega nie „robi treningu” :). Na 18tym km uciekł mi jakieś 50m, ale na szczęście mój donośny głos i jego dobry słuch zawróciły go z błędnej trasy (właściwa uciekała pod autostradą wąskim tunelem). W dowód wdzięczności zwolnił i pozwolił mi się dojść, ale tylko na chwilę. Oddalał się pięknym i dostojnym ruchem gazeli, a mnie zaczęły łapać skurcze łydek. Przedostatni kilometr był lekko pod górę, tempo siadło mi do 3:55 a prowadzący cwany lis co rusz oglądał się czy ma bezpieczną przewagę. Dwieście metrów w zupełności wystarczyło, a ja zajmując drugie miejsce poprawiłem swój zeszłoroczny wynik na tej samej trasie o 4minuty (mimo bardzo ostrożnego początku). Garmin pokazał 23,8km i jest to bardzo możliwa odległość. Średnie tempo wyszło 3:53, co jak na charakter trasy jest niezłym wynikiem. Martwią braki mięśniowe, ale wyszła też ciężka robota na treningach i brak jakiegokolwiek wyluzowania przed startem.
0-5km - 20:08 [4:02]
5-10km - 19:49 [3:58]
10-15km - 19:21 [3:52]
15-20km - 18:36 [3:43]
20-23,8km - 14:18 [3:46]
Jutro dorzucam 12km wolnego rozbiegania i tydzień zamykam ze 125km.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Master Piernik (2013-06-15,19:16): Graty ! Załatw mi też taki test wydolnościowy :D maurice (2013-06-15,19:40): dzięki, nie jestem władny :)
|