2015-04-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przedmaratoński stres (czytano: 3831 razy)
Jest zawsze. Przynajmniej u mnie. Kilka przebiegniętych maratonów nauczyło mnie, że do tego dystansu trzeba mieć szacunek. Nie ma znaczenia, czy biegnie się na życiówkę, czy tak jak ja teraz - na ukończenie. Ten dystans jest tak długi, że drobny detal może uniemożliwić ukończenie.
W niedzielę startuję w Krakowie, nowym miejscu dla mnie. Wielką niewiadomą jest pogoda. Może być każda. Nie zdziwi mnie ani upał, ani deszcz i wichura.
Trasa. Jest na pewno bardzo atrakcyjna turystycznie, bo w samym centrum Krakowa, ale sportowo daleka od ideału. Choćby ze względu na częste nawroty o 180 stopni. W tłumie nawet przy niedużej prędkości różne rzeczy mogą się na takim nawrocie zdarzyć.
Przygotowania... Wybiegałem chyba mniej kilometrów niż przed jesiennym Poznaniem, ale przygotowania były bardziej regularne. 3 tygodnie przed maratonem pobiegłem bez problemu 23km, 2 tygodnie przed, również bez problemu 27km. Przed oboma sprawdzianami bardzo się stresowałem - przed oboma niepotrzebnie.
Moja skromna historia maratońska doskonale nadaje się na przykład do nauki dla innych. 3 pierwsze maratony zakończone pełnymi sukcesami. Bez problemów, z względną łatwością, w każdym kolejne życiówki. Czwarty, biegnięty na kolejną życiówkę, zakończony zjazdem w połowie dystansu i marszem przez około 17km. Druga połowa biegu pokonana o godzinę dłużej niż pierwsza. Najcięższy test psychiki, jaki można sobie wyobrazić. I najlepsza lekcja szacunku do dystansu i do własnej ułomności. Kto wierzy, że jest niezniszczalny i każdy szalony plan zawsze mu się uda, ten prędzej czy później zostanie przez maratońskich bogów ustawiony do pionu. Ale takie biegi też są bardzo potrzebne. Jestem i na zawsze będę dumny z tego, że potrafiłem mimo absolutnego spalenia w połowie drogi pokonać kolejne 21km, z czego dobre 17km marszem i jednak dotrzeć do mety. Nie chcę tego już nigdy powtórzyć, ale uważam, że to była bardzo cenna lekcja.
Co do niedzielnego startu - nie ma oczywistych powodów, dla których mogłoby się nie udać, więc zapewne się uda. Będę biegł bardzo wolno, na 4:30 ale bez trzymania się na siłę. Tak jak jesienny Poznań - gdy 4:30 zaczęło mi odjeżdżać bez problemu pozwoliłem na to i dobiegłem w 4:33. Antyrekord, ale to nie ma żadnego znaczenia. Teraz też absolutnie nie będę się szarpał. Jeśli będzie kolejny antyrekord, to nie mam z tym żadnego problemu.
OGROMNIE ważną umiejętnością dla biegacza jest trzeźwa ocena swojego poziomu. Szczera, przed samym sobą, ocena swoich przygotowań i uczciwe, w oparciu o przebyte przygotowania, dobranie celu. Cel wydumany, życzeniowy, czasem nawet uda się zrealizować i wtedy historie są piękne, ale często spowoduje, że zamiast biegowego święta będziemy chcieli jak najszybciej o biegu zapomnieć.
Trzymajcie w niedzielę kciuki od 9:00!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2015-04-18,00:07): Mam nadzieję w takim razie, że nie zdziwi Cię za bardzo deszcz ze śneigiem. Tu na południu lubimy mieć takie niespodzianki dla pół-nocników, że wspomnę Silesię. :)) Michu, ja bym bardzo chciała trzymac za Ciebie kciuki ale wtedy biegnie się do dupy. Po prostu czasami sobie o tobie pomyślę, życząc Ci wszystkiego co najlepsze. Baw się w niedzielę jako i ja się bedę bawić. :) Woland (2015-04-18,08:11): No toć razem będziemy się bawić. W tym deszczu ze śniegiem :D Piotr Fitek (2015-04-21,23:09): To teraz czekamy na relację :) A co celów to jasne, muszą być realne, mogą być wyśrubowane ale dalej realne :)
|