Na pomysł wyjazdu do Egiptu i startu w Luksorskim maratonie wpadłem pięć lat temu. Skusiły mnie znalezione w otchłaniach internetu opinie, że jest to... jeden z najgorzej zorganizowanych maratonów na świecie. Na zagranicznych forach biegowych przeczytałem opowieści o zaczepiających biegaczy (a zwłaszcza samotne biegaczki) dzieciach, o źle zabezpieczonej trasie, o braku punktów z wodą - oraz o likwidacji mety zanim wszyscy uczestnicy zdążą do niej dobiec. Zachęcony tymi historiami pojechałem sprawdzić (i przeżyć) to osobiście. Jak było w rzeczywistości?
Przez kilka lat nad moim wyjazdem do Egiptu panowała specyficzna klątwa. Zapisany na maraton w Luksorze byłem już trzykrotnie: za pierwszym razem nie udało mi się znaleźć na wyjazd żadnych współtowarzyszy (a nie lubię podróżować samotnie). Za drugim zaś razem mój paszport utknął w ambasadzie Rosji w Warszawie w oczekiwaniu na wbicie wizy umożliwiającej start w maratonie na zamarzniętym Bajkale.
Jak mówi przysłowie "co się upiecze, to nie uciecze". Udało się za trzecim razem - i rzeczywiście przygód związanych z tymi zawodami było mnóstwo!
Start w tym niezwykłym biegu zaczyna się od internetowej rejestracji. Na pierwszy rzut oka opłata startowa jest dość wysoka; wynosi około 1500 złotych od osoby. W tej cenie otrzymujemy nie tylko możliwość startu w maratonie, ale także dwa noclegi w najbardziej luksusowym hotelu w Luksorze, transport autobusem na linię startu (wraz z powrotem do hotelu) oraz udział w uroczystym bankiecie po biegu. Za sprawą tych dodatkowych świadczeń przyznać trzeba, że opłata startowa jest "bolesna". Po głębszym wczytaniu się w regulacje znaleźliśmy jednak możliwość rezygnacji zarówno z hotelu, jak i bankietu. Efekt? Opłata rejestracyjna spadła do 480 złotych od osoby. To już bardziej rozsądna cena; zwłaszcza, że odpowiadający nam hotel można przecież na miejscu wynająć samemu.
Przez kolejne tygodnie otrzymywaliśmy od organizatorów mailowe propozycje skorzystania z ich hotelu. Trochę nas kusili zniżkami, a trochę straszyli: że nie uda nam się bez ich pomocy dotrzeć na start, że za taksówkę będziemy musieli zapłacić 60 dolarów w jedną stronę. Że nie ma już w Luksorze w tym terminie wolnych miejsc w hotelach. Byliśmy jednak asertywni: na miejscu za hotel zapłaciliśmy po 85 złotych od osoby, a taksówka kosztowała 10 dolarów za cztery osoby (a nie 60 za osobę...)
Start do maratonu znajduje się na zachodnim brzegu Nilu, w pobliżu dzielnicy zwanej West Bank. Jest to raczej "zła" dzielnica - jednak przy odrobinie doświadczenia można sobie z nią poradzić. Jest tu dużo wojska i policji, praktycznie na każdym skrzyżowaniu i wzdłuż głównych dróg stoją patrole uzbrojonych w karabiny policjantów chronionych tarczami i bunkrami "na betonowej łapce". To na pierwszy rzut oka dziwne miejsce rozgrywania maratonu organizatorzy wybrali nieprzypadkowo: zdecydowała o tym bliskość starożytnych zabytków. West Bank to dzielnica "przytulona" do legendarnej Doliny Królów - miejsca wieczystego spoczynku faraonów z XVIII-XX dynastii. Zaledwie dwieście metrów od startu znajduje się także wspaniale odrestaurowana przez polskich archeologów Świątynia Hatszepsut. Podczas zawodów pokonuje się trasę wiodącą zaledwie kilkanaście metrów od imponujących, starożytnych budowli.
Start miał miejsce o 7 rano w piątek, 13 stycznia. Niewiele brakowało, by ta data okazała się pechowa. Nasz prywatny "apartament" znajdował się 4 kilometry od linii startu - i choć w pierwotnym planie była opcja, że dotrzemy tam pieszo, to właściciel obiecał, że zawiezie nas rano swoim autem. Oczywiście zaspał, i jego taksówka nie pojawiła się zgodnie z planem. Co ciekawe nie mogliśmy także pobiec na start sami, gdyż dom w którym mieszkaliśmy otoczony był trzymetrowym płotem zwieńczonym pionowymi prętami oraz drutem kolczastym. A stalowa brama prowadząca na ulicę zamknięta była na cztery spusty...
Dzwoniliśmy i wołaliśmy. Ostatecznie udało się obudzić kierowcę taksówki mieszkającego dwa budynki dalej. Na linię startu dotarliśmy na 10 minut przed rozpoczęciem zawodów. Wszystko zgodnie z planem!
Maraton w Luksorze rozgrywany jest na czterech 10-kilometrowych pętlach. Znajdująca się przy linii startu Świątynia Hatszepsut nie jest jedyną atrakcją trasy: konkurują z nią słynne Kolosy Memnona - pochodzące z 1370 roku p.n.e. ogromne posągi Faraona Amenhotepa III stojące niegdyś u wrót potężnej świątyni. Już tylko dla tych zabytków warto było tutaj przyjechać; a to przecież nie koniec - przebiega się także obok Świątyni Setiego I, Doliny Królowych, Świątyni Totmesa III, Pałacu Ramzesa III, nekropolii Dra Abu el-Naga...
Styczniowa pogoda w Egipcie jest łaskawa dla sportowców: na starcie przywitała nas idealna do biegania temperatura... 7-8 stopni Celsjusza; później niestety było już tylko trudniej - za sprawą Boga-Słońca Amona na mecie panowało około 24 stopni. Na trasie rozmieszczone były punkty z wodą - pięć na każdej z czterech pętli. To dużo; szkoda jednak, że była na nich (z jednym wyjątkiem) tylko woda.
Zapewne czekacie teraz z niecierpliwością na odpowiedź na pytanie, czy Luxor Marathon to rzeczywiście jeden z najgorzej zorganizowanych maratonów na świecie? Odpowiadam: nie jest to prawda. Owszem: już w połowie dystansu organizatorzy biegu zaczęli demontować zabezpieczenia trasy dzięki czemu kolejne okrążenia pokonywaliśmy przy pełnym ruchu ulicznym; lawirując między ciężarówkami, koparkami i osłami mozolnie ciągnącymi drewniane wozy. Z każdą kolejną godziną biegu spadała także liczba policjantów pilnujących trasy - i rzeczywiście kiedy wbiegałem na metę, większość jej infrastruktury też już zdemontowano.
Prawdą jest także to, że na kilometr przed metą tutejsze dzieci obrzuciły mnie kamieniami (co spotkało i innych biegaczy). Włócząca się po trasie dzieciarnia krzyczała za mną, pokazywała środkowy palec, zaczepiano mnie, bym oddał im mój sportowy zegarek... Ale wszystko inne było spoko :-)
Dobiegłem do mety nie dość, że szczęśliwy, to i z przekonaniem, że ogólnie nie czułem na trasie żadnego zagrożenia. Lawirowałem pomiędzy autami, ale... ale po to matka natura wykształciła nam ruchomą szyję, byśmy się uważnie rozglądali. To prawda, że dzieci krzyczały i zaczepiały - ale jak to dzieci! Dla nich zawody sportowe odbywające się bezpośrednio pod ich domami to przecież wielkie przeżycie. A że chciały mój zegarek? Też taki chciałbym mieć. Jedyne co przekroczyło moją strefę komfortu, to wspomniane rzucanie kamieniami. Jest to jednak pewnego rodzaju tradycja: jak pisał w 1932 roku Polski podróżnik - Kazimierz Nowak - w swojej książce pt "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd":
"Droga zła, górą pali żarne słońce, a dzikie gromady dzieci obrzucają mnie gradem spalonej grudy i szczują złośliwe psy... Tu natrętny żebrak, gdy go odegnasz, wyzwie cię i kamieniami obsypie. Gdy zaś dasz grosz, zwoła zgraję przyjaciół i skórę z ciebie zedrze. Taki właśnie Egipt poznałem."
Jeżeli tylko czujecie, że dacie radę przejść nad tymi kilkoma niedogodnościami do porządku dziennego, to Luksorski maraton gorąco Wam polecam. Jeżeli od biegania - i podróżowania - wymagacie czegoś więcej, niż bliskości Berlina, egzotyki Londynu i piękna Paryża - to maraton w Luksorze Wam polecam. Jeżeli macie doświadczenie w wyjazdach trochę choćby trudniejszych niż weekend w Pradze - to maraton w Luksorze Wam polecam. Niestety przykro mi to pisać - wiem, że Was zawiodę - ale Luxor Marathon nie jest jednym z najgorzej zorganizowanych maratonów świata. Tę miejską legendę odczarowałem.
Maraton w Luksorze nie jest dużą imprezą jak na europejskie standardy. Dystans maratonu ukończyło 60 biegaczy, półmaratonu - 39, biegu na dystansie 12 km - 45, a najkrótszą "piątkę" - 62 osoby. Z dziennikarskiego obowiązku podaję wyniki Polaków:
Luxor Halfmarathon:
33. Paweł Szczepkowski - 02:24:47
Luxor Marathon:
39. Konrad Niespiałowski - 04:28:50
43. Katarzyna Smolińska - 04:31:51
44. Sławomir Smoliński - 04:37:33
49. Szymon Babiński - 04:47:25
50. Michał Walczewski - 04:47:56
Kolejna edycja już za rok. Polecam!
PS. To był mój 129 maraton w życiu, i 63 kraj w którym pokonałem na zawodach ten królewski dystans. Do pełni szczęścia brakuje mi więc już tylko około 150 krajów. Relacje z maratonów na całym świecie znajdziecie na moim blogu 40latidopiachu.pl
Autor: Tatanka Yotanka, 2023-01-18, 15:07 napisał/-a: Też mnie od lat kusi ten maraton - tylko Michał nie napisałeś jak dotarliście do Luxoru , a to by było bardzo pomocne w razie mojego wyjazdu na ten maraton
Autor: Admin, 2023-01-18, 16:21 napisał/-a: Nie uwierzysz, ale przypłynęliśmy statkiem z Asuanu. Serio :-) Będzie o tym wkrótce na moim blogu w opowieściach typowo podróżniczych.