2012-07-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| mój pierwszy start-Bieg Opolski (czytano: 1256 razy)
Mój pierwszy start
W sobotę wystartowałam w moim pierwszym biegu. Niby te same 10 km które biegam codziennie. Czasami przebiegam przecież 12-16 km, więc start w biegu mogłam potraktować jak „zwykły trening”. Kiedy zaczynałam biegać zakładałam, ze biegam dla zdrowia i przyjemności i starty ani żadne konkurencja z innymi biegaczami mnie nie interesują. Po opolskim starcie zmieniłam zdanie. Odkryłam, że nie chodzi tu o konkurencje ( wyłącznie), ale o to by sprawdzić samego siebie. Na pewno miło jest mieć dobry czas, stanąć na podium, zrobić życiowy rekord, ale mnie oczarowało coś innego. Już przed startem zauważyłam, że ludzie, którzy przyjechali na start są ….piękni. Piękni w taki szczególny sposób, twarze rozluźnione, uśmiechnięte, radosne oczy, chociaż za chwilę mieli przebiec 10 km w niesamowitym upale. Każdy uczestnik biegu był przecież potencjalnym konkurentem, a ludzie odnosili Siudo siebie z ekstremalną i nieudawaną życzliwością . X Bieg Opolski to duże przedsięwzięcie, ale nie zauważyłam nerwowej atmosfery wśród organizatorów, wszyscy w żółto niebieskich koszulkach wykazywali się cierpliwością i życzliwością. Poczucie humoru prowadzącego rozbroiło mnie zupełnie. Byłam na biegu sama, lecz nie czułam się samotnie wśród grupy uczestników, których widziałam pierwszy raz w życiu. Nawiązałam kilka znajomości podczas „obezwładniania” czipa. Jednak najlepsze nadeszło po starcie. Chociaż obserwowałam uczestników, „wdychałam” atmosferę przed biegiem, moje myśli wciąż krążyły wobec problemu, czy podołam, było tam tak wielu młodych, wysportowanych i silnych ludzi wyglądających na „zawodowców”. Może ja źle trenowałam, może źle odmierzyłam 10 km i teraz nie dobiegnę, może upał mnie zabije, może zabłądzę na trasie …a może będę ostatnia? Stałam w tłumie, gdzieś tyłu grupy i wśród tylu myśli nie zauważyłam, kiedy 500 uczestników ruszyło. Obudził mnie dopiero dźwięk informujący o przekroczeniu linii startu. Rozluźniło się na trasie, część biegaczy ruszyła ostro do przodu, mnie też kusiło, ale pamiętałam o rozłożeniu sił na cały dystans. ….i właśnie wtedy oniemiałam……
Cisza… wszyscy biegli w ciszy i skupieniu, młodzi i starsi, kobiety i mężczyźni, czuło sie niesamowite skupienie. I nagle dotarło do mnie, że to nie cisza, tylko odgłos kroków i oddechów. To było jak klaskanie kibiców zagrzewające do walki, moje ciało „wskoczyło” w ten „zakres fal”, przestalam myśleć, kontrolować, biegłam tak, jak ludzie obok mnie. 500 oddechów było jednym oddechem, 500 a raczej 1000 stóp wystukiwało ten sam rytm. I w tym momencie odkryłam radość wspólnego biegania i zrozumiałam „samotność długodystansowca”- moje ciało wykonywało swoją pracę, ludzie obok robili dokładnie to samo, ale każdy z nas był zamknięty w swoim własnym rytmie, myślach, oddechu. Razem brzmiało to jak utwór symfoniczny, chociaż każdy pracował dla siebie i na siebie.
Po pewnym czasie grupa rozpadła się na tych silniejszych i szybszych, na tych którzy „dają rady” i tych, którzy chcą przetrwać- skład tych dwóch ostatnich grup zmieniał się w trakcie upływu kilometrów. Nie słychać już było jednego oddechu i jednego rytmu, ale moje pierwsze wrażenia sprawiły, że biegłam jak na dopingu, kompletnie nie czułam upału, bo nie myślałam o upale. Biegłam tak jak mówił o bieganiu mój idol Haruki Murakami: „Biegnąc nic nie robię, tylko biegnę”. Kryzys przyszedł przy drugiej pętli, kiedy widziałam w górze, na wale ludzi, którzy już ”wracali” do mety, jak ja im zazdrościłam ….. ale kiedy ja biegłam wałem i patrzyłam na biegaczy w dole, to był miód na moje serce. Spoglądałam na zegarek, z upływu czasu wynikało, że powinnam zbliżać się do mety, w takim czasie przebiegałam zazwyczaj 10 km, a wciąż nie było widać mety. Zaczęłam niepokoić się, że mój plan przyspieszenia na finiszu runie, bo wydawało mi się, że już nie jestem w stanie wykrzesać siebie ani jednego kroku więcej. Na poboczu chłopak prowadził omdlałą dziewczynę, polewał ją wodą i powtarzał w kółko” nie poddawaj się”( potem okazało się, że to nagrodzony za fair play policjant). Próbowałam przyspieszyć, ale nogi były ciężkie jak z ołowiu. W końcu upragniony napis META! i dźwięk czujnika. Chociaż marzyłam o tym, żeby bieg się już skończył … biegłam dalej. To mój mózg jeszcze nie zaskoczył, że to już koniec, można pozwolić nogom odpocząć, nie pracować. Gdyby nie Pan, który ofiarował mi różę i ukłucie w palec, pewnie dobiegłaby do domu. Usiadłam na asfalcie i nie mogłam uwierzyć, ze to już koniec. Było mi żal, że to już koniec.
Moje tętno dochodziło do normy, nie czułam się zmęczona, ale też nie czułam się szczególnie szczęśliwa i dumna, że ukończyłam mój pierwszy bieg. Obserwowałam ludzi wokoło i to przyniosło mi spokój i radość. Nikt nie przechwalał się wynikami, wszyscy sobie gratulowali, dzielili wrażeniami. Podszedł do mnie młody chłopak i poprosiło przypilnowanie reklamówki. Opowiedział mi swoją historię, specjalnie na bieg przyleciał z Hiszpanii, samolot się spóźnił, pociągiem z Wrocławia już jechał spóźniony, na start wpadł 20 minut po czasie, na szczęście organizatorzy pozwolili mu pobiec …i wybiegał swój życiowy rekord. Potem spotkałam młodego mężczyznę, któremu pomagałam zamontować chip na bucie, rozmawialiśmy jak starzy znajomi. No i mojego ucznia Piotrka, o którym wcześniej wcale nie wiedziałam, że biega. Już nie czułam się samotnie w grupie 500 biegaczy, byłam wśród swoich.
PS. Wielki szacunek dla Organizatorów, każdy detal dopracowany, chociaż nie czuło się napięcia tak charakterystycznego na większych imprezach. Wspaniała, luźna atmosfera. Miałam wrażenie, że organizatorzy, a szczególnie prowadzący bawi się tak samo dobrze jak biegacze. Chociaż widziałam ogromny wkład pracy każdego z ludzi w niebiesko-żółtej koszulce. Sposób nagradzania zwycięzców …i zwyciężonych( bo pan, który ukończył bieg jako ostatni wylosował jedną nagród), poczucie humoru (już o tym wspomniałam), kultura i życzliwość widać było na każdym kroku. Róże wręczane na mecie kobietom były jak cukierki energetyzujące, przynajmniej dla mnie. Wody po dostatkiem, natryski, depozyt, wszędzie uśmiech i życzliwość. Może to detale, ale one właśnie sprawiły, że już czekam na następny XI Bieg Opolski. I żałuję, że dziewięć poprzednich odbyło się beze mnie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |