Niedzielny poranek 7 marca 2010r nie zapowiadał dobrej pogody, termometr pokazywał kilka stopni poniżej zera, więc o wiośnie raczej trzeba było zapomnieć. A ja szykowałam się na szczególny bieg - Bieg Kobiet.
W Szczecinie już po raz drugi miał się odbyć taki wyścig z okazji Dnia Kobiet. Oczywiście nie wybierałam się sama, wraz ze mną pojechała moja córka- Hania z koleżankami Justyną i Martą oraz kibice mąż i najmłodszy syn, Maciuś. Także połowa rodziny miała spędzić niedzielę aktywnie.
Na szczecińskie Jasne Błonia, na miejsce zawodów przybywało coraz to więcej pań, naprawdę w różnym wieku. Zapisy były bezpłatne. Nieco zmieniono regulamin w stosunku do ubiegłego roku. Zrezygnowano z podium, zatem bieg dla każdej z nas miał stać się przyjemnością, ważne miało być dotarcie do mety w czasie jaki był możliwy do osiągnięcia.
Wydaje mi się, że takie rozegranie sprawy dodawało odwagi tym kobietom, które na co dzień mało biegają lub jeszcze nie rozpoczęły swojej przygody z joggingiem. Nie dzielono nas na sportsmenki oraz „zwykle” kobiety. Miałyśmy razem wystartować, przebiec dystans i dobiec do mety. Uśmiechać się, cieszyć dniem, swoją piękną płcią, dopingiem kibiców i wzajemnym towarzystwem.
Poza tym trzeba było przebiec obowiązkowo dwa okrążenia (a nie dowolnie jedno lub dwa jak w ubiegłym roku) ok. dwa kilometry aby później móc uczestniczyć w losowaniu nagród. Naprawdę ciekawych, jak wejściówki do SPA, salonu piękności oraz inne prezenty: książki, kosmetyki, plecaki, parasolki oraz inne niespodzianki.
Pół godziny przed startem przeprowadzono rozgrzewkę, oczywiście znalazłyśmy jeszcze czas na pogawędkę i uściskanie przyjaciółek. Gdy zobaczyłam jedną z nich, to powiedziałam, że pobiegnę z córką gimnazjalistką i jej koleżankami, ale w odpowiedzi usłyszałam: ja z moją teściową i jej koleżankami. Oj będzie się działo, pomyślałam i zajęłam miejsce na starcie a wraz ze mną jeszcze sto dziesięć kobiet, dziewczynek, panienek. To był naprawdę imponujący widok.
Zbliżało się południe, z niecierpliwością spoglądałyśmy na zegarki i wreszcie starter wystrzelił. Ruszyłyśmy, każda swoim tempem. Przed nami dwa okrążenia, trasa była miękka, szeroka, ale nieco zmrożona, więc trzeba było uważać żeby się nie przewrócić. Po pierwszych metrach zrobiło się nieco luźniej, więc można było spokojnie biec.
Chciałam sprawdzić w jakiej jestem obecnie kondycji i udało mi się osiągnąć czas jaki zaplanowałam. Na mecie dostałam medal, symbolicznego, czerwonego goździka, mogłam poczęstować się gorącą herbatą z cytryną, wzmocnić bananem i czekałam na losowanie nagród. Tempo biegu było dobre i wszystkie zawodniczki szybko zameldowały się na mecie. Świetnie się dziś bawiłam i do zobaczenia za rok.
|