2015-01-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Plan mniej (czytano: 1942 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://biegiemw40.pl/sport/plan-mniej/
Poprzedni wpis był podsumowaniem zeszłego sezonu. Logicznie byłoby napisać teraz o planach na obecny sezon. Każdy z nas biegaczy w jakiś sposób sobie planuje imprezy czy treningi. Więc podążajmy w tym kierunku. Ale ostrzegam że mało motywujące to będzie.
Poprzedni rok biegowy dziwnie się skończył, a ten dziwnie się zaczął. Przełom roku zakończył się przemęczeniem fizycznym. Ale też muszę się przyznać chyba i mentalnym. Męczyło mnie bieganie samo w sobie ale i cała ta otoczka związana z bieganiem. Coraz rzadziej bieg przynosił spokój i ukojenie. Zazwyczaj gdy zaczynałem trening to już myślałem, że chciałbym mieć go za sobą. Najgorsze były starty gdy jechałem wbrew sobie, wbrew sygnałom jakie wysyła do mnie organizm. Każdego poprzedniego roku już w październiku/listopadzie siedziałem i planowałem kolejne starty na przyszły rok. Chociażby orientacyjnie. Wiedziałem mniej więcej ile startów mnie czeka. A teraz? Nawet o tym nie pomyślałem żeby przepatrzeć zeszłoroczne imprezy biegowe i z grubsza chociaż ustalić co pobiegnę. Czy mi z tym źle? Wcale, wręcz bardzo się cieszę. Czy mam plan na ten sezon? Mam, a w planie jest naprawdę dużo.
Duuuużo MNIEJ!
Mam wrażenie, że chwilami za bardzo mnie poniosło z tym bieganiem. Wiele rzeczy zakrawało na obsesje związaną z bieganiem. Ciągle tylko więcej, szybciej, mocniej, częściej, dalej, wyżej. Wydawało się nie ma to końca. Wiele rzeczy wpływało o tym że coraz częściej chciałem wprowadzić PLAN MNIEJ. Ale zacznę od najważniejszej bo to chyba była ta kropla, która spowodowała że podjąłem takie a nie inne decyzje dotyczące biegania na ten rok.
Mniej napinki a więcej luzu. Kiedyś to było takie fajne powiedzenie w gronie biegowych znajomych. Na luzie i bez napinki. Kiedyś. Teraz coś się dziwnego porobiło. Za to co zaraz napiszę wielu z ludzi, których znam może powie – no pojebało go. Może ktoś się na mnie obrazi – przecież może, albo lepiej, publicznie mnie zaraz zwyzywa. Ale na pewno nikt mi nie usunie tego posta gdy uzna że jest niestosowny. Cały czas będziemy w tematyce biegania.
Niestety ludzie się potrafią o bieganie pokłócić. O imprezy, o prawo do nich. O organizację a nawet o trasy treningowe i terminy spotkań grup biegowych potrafią sie poróżnić. Jedni skaczą na drugich, ciągnąc hejt, nie widząc że to tylko pogarsza i nakręca negatywną sytuację. Kończąc ten przydługi fragment – moi drodzy znajomi biegowi (część z Was wie do kogo mówię) weźcie się i otrząśnijcie? Może już dość? Dziwne, że bieganie, które sprawia nam tyle radości potrafi też skłócić ludzi i skłonić ich do działań, które zamiast nas łączyć to nas dzielą.
Co za dużo to chyba nie zdrowo. Dlatego ja wolę mniej.
Mniej presji na wynik a więcej zabawy z biegania. Niby każdy z Nas mówi. Bieganie mnie bawi, biegam dla radości, dla dobrego samopoczucia, coś ty ja z nikim nie rywalizuję, no co ty to tylko zabawa itp. Mam wrażenie że gówno prawda. Bo jakie słyszycie pierwsze pytania po biegu? Jak się czułeś gdy biegłeś? A może czy dobrze się bawiłeś? Nie, ja takich nie słyszę. Ja słyszę zawsze takie samo. Jaki czas zrobiłeś? Może nieświadomie ale wszyscy ze sobą rywalizujemy. Gdzieś tam w zakamarkach głowy tli się myśl – noż kurwa znowu pobiegł szybciej. A np. każda kolejna podjęta rywalizacja na endo? To niby nie rywalizujemy ze sobą? Szczerze. Co nie sprawdzacie kto ze znajomych jest przed wami albo ile km musicie dobiec by wskoczyć o oczko wyżej? Ja się na tym łapałem, że tak właśnie robiłem. Ale już nie chcę.
Mniej endo i fejsowego szaleństwa biegowego. Nie biorę udziału w żadnych rywalizacjach. Nie interesuje mnie kto do jakiej przyłączył ani ile setek obcojęzycznych biegaczy sobie przyjął jako znajomych w ostatnim czasie. Na endo tylko z przyzwyczajenia chyba wgrywam treningi. Czyli mam kolejne mniej. Mniej czasu poświęcę dzięki temu na bezproduktywne siedzenie przed kompem.
Kolejne mniej – mniej treningów, albo o mniejszej intensywności. Nie ma ciśnienia, że muszę szybciej i więcej to logicznie rzecz biorąc nie muszę tyle trenować. Bo po co.
I MNIEJ wynikające z tego wszystkiego co wyżej. Mniej startów. Mniej wariactwa na punkcie „blaszek”, mniej przebijania sie w ilości startów w roku, w miesiącu, w weekendzie a nawet w ciągu dnia (1 mi sie zdarzyło 2 starty w jeden dzień). Pewnie nie uda mi się w 100% zrezygnować ze startów w imprezach organizowanych. Ale będzie ich zdecydowanie mniej. Myślę, że może 4-5 startów na cały rok. Maraton, może 2 połówki, dyszkę i jedną szybką piątkę. Tyle mi wystarczy. Nie więcej. A może nie pobiegnę ani jednego? Jedno jest pewne. W tym roku nie pobiegnę ani razu w organizowanej imprezie w „stolicy województwa” w którym mieszkam.
Plan mniej wprowadziłem w życie. Zobaczymy jak będzie. Może dzięki temu będę miał WIĘCEJ czasu DLA RODZINY? Tego bym chciał. A wam życzę dużo siły i wytrwałości oraz więcej radości niż złości z tego biegania. No i mniej, a najlepiej zero kontuzji.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jareba (2015-01-23,14:14): Mniej rywalizacji a więcej radości. Podoba mi się takie podejście. Ta moda jeszcze do nas przyjdzie. Był slow food, slow life będzie slow run :o) Kilka lat temu po początkowym zachłysnięciu się w pogoni za wynikami też postanowiłem ograniczyć bieganie w dużych miastach. Skutek był taki, że poznałem mnóstwo fantastycznych ludzi w róznych cudownych miejscach Polski, a z biegania za medalami po asfalcie przerzuciłem się na biegi z mapą po dziczy. macgar (2015-01-23,20:39): dokładnie to u siebie zauważyłem - zachłyśniecie się bieganiem. Być może każdy tak ma na starcie. Dzisiaj złapałem się na tym że pierwszy raz od ponad 3 lat oglądałem w sieci trailowe buty biegowe:) Zupełnie nieświadomie zachwycałem się jakimś modelem Salomona:)
|