2023-01-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mój 2022 (czytano: 2557 razy)
Minął właśnie trzynasty rok mojego amatorskiego biegania. Rok, w którym spełniłem jedno z największych, sportowych marzeń, ukończyłem 40-sty maraton i po raz pierwszy stanąłem na podium ultra. Mogę napisać, że był to czas spełnień.
Zaczęło się tradycyjnie, podczas Biegu Chomiczówki, który tym razem rozgrywany był na Bielanach, na terenach AWF-u. Kilka pętli, w tym po grząskiej nawierzchni stadionu do rugby. Źle wymierzona trasa i nie satysfakcjonujące 1h01’01” na dystansie około 15,3 km. “Dystansie”...któż dzisiaj pamięta, z wówczas były jeszcze ograniczenia epidemiczne.
Potem był Półmaraton Wiązowski gdzie fantastycznie mi się biegło. Tak fantastycznie, że poprawiłem swoją życiówkę o 32” i ukończyłem w czasie 1h23’27”
Byłem gotowy na Boston, moje biegowe marzenie, które od kilku lat próbowałem spełnić. Najpierw nie było kwalifikacji, potem pandemia, zakaz wjazdu do Stanów. Kiedy więc rozluźniono trochę przepisy to nawet ryzyko, że test zrobiony 24h przed wylotem będzie pozytywny nie mógł mnie powstrzymać. To było coś Gigantycznego być w tym miejscu, na starcie TEGO biegu. A potem w 42-kilometrowym szpalerze kibiców zmierzać do mety. Był tłok, był gwar i były Heartbreak Hills a na mecie ręce w geście tryumfu (osobistego). I tylko trochę szkoda, że zrywane tempo na pagórkowatej trasie nie pozwoliło mi skutecznie powalczyć o maratoński rekord życiowy, choć byłem nań gotowy...cóż, nie można mieć wszystkiego. Tym razem przekroczyłem linię mety po 3h01’16”
A forma była, bo kilka tygodni później finiszowałem dziesiąty na mecie Półmaratonu Hajnowskiego, w czasie 1h23’12” Byłby rekord ale nie było atestu i GPS zmierzył trochę za mało:-/ Z powodu budowy muru na granicy (myślałem, że czasy murów już minęły) bieg tym razem nie rozpoczynał się w Białowieży lecz w lesie, nieopodal Rezerwatu Żubrów. Na mecie czekała nas piękna chwila. Po raz pierwszy, za ósmym “podejściem” stanąłem na podium w kategorii wiekowej. A przede mną na tym podium stał mój 14-miesięczny Synek :-)
Po Hajnówce przyszedł czas na biegi górskie: najpierw Kielecki Bieg Górski (22 km). W okropnym upale pobiegłem znacznie wolniej niż dwa lata wcześniej: 2h08’58” i zająłem 28 m-ce.
Jakież więc było moje zdumienie, kiedy miesiąc później, po Ultrasowie (53 km) znów stanęliśmy z Synkiem na podium. Tata był 9 i 3 w kategorii wiekowej. Bieg nie był liczny ale nie umniejsza to mojej satysfakcji. Człowiek z nizin, nie umiejący zbiegać pokonał trasę w pięknych górach na tyle szybko żeby móc zawiesić na szyi Kuby medal. Kiedyś mu o tym momencie opowiem :-)
Dwa tygodnie po Bielawie, po raz dziesiąty (startuję tu nieprzerwanie od 2012 roku) stanąłem na starcie Biegu Powstania Warszawskiego. W nogach “czuć” było jeszcze wzniesienia i spadki dlatego 39’19” przyjąłem z zadowoleniem. Tegoroczna trasa było nieco łatwiejsza ponieważ omijaliśmy tunel a finałowy podbieg pokonywaliśmy raz. Kilka lat temu, kiedy były dwie pętle nie mogłem “uporać się” ze złamaniem 40 minut.
Spełniony, zadowolny zrealizowałem niemal wszystkie cele pierwszej połowy roku. Rekordy i podia były upragnionym choć nieoczekiwanym “bonusem”. Chciałem jednak więcej: kolejnego podium w biegu terenowym i rekordu w maratonie.
Liczba miesięcy życia już dawno przekroczyła 500. Należało więc podejmować próby natychmiast. Zaplanowałem piękny maraton dookoła jeziora Wigry a następnie 42 km na szybkiej, amsterdamskiej trasie...I wówczas “dopadł mnie” wirus.
Nie poddawałem się. Dziewięć okrążeń falenickiej pętli pokonałem z gorączką (nie zdając sobie z tego sprawy), jak tylko ustąpiła wróciłem do przygotowań bo Wigry były pod koniec sierpnia...ale było trochę za szybko. Zapalenie płuc, które doświadczyło mnie bardziej niż Covid sprawiło, że musiałem “zastopować” i wyjazd do Suwałk był tylko wyjazdem rekreacyjnym za to jednym z najpiękniejszych, niebiegowych wyjazdów w moim ponadpięćsetmiesięcznym życiu.
Ale Amsterdam wciąż był na horyzoncie. Czasu było jednak niewiele. Podjąłem treningowy trud i stanąłem na bieżni amsterdamskiego Olimpisch Stadion aby wystartować. Bałem się jednak, że ostatnie dolegliwości zdrowotne i powracające kłucie w klatce piersiowej przeszkodzą mi w ukończeniu zawodów. O rekordzie nie marzyłem. Wyszło całkiem nieźle, 3h07’00”. Po raz dziewiętnasty poniżej 3h10 w maratonie, przez dziesięć ostatnich lat. Byłem z siebie dumny. Tym bardziej, że był to mój czterdziesty maraton. Każdy był w innym miejscu. Na mojej maratońskiej mapie jest teraz .... krajów.
Nie chciałem na tym kończyć i zapisałem się Ultra Garmin w Gdańsku, na początku grudnia ale wróciły problemy zdrowotne. Kiedy myślałem, że jestem wyleczony lekarz zdiagnozował zapalenie Achillesa. Znów przerwa. A po przewie nie czuję, że jest lepiej...
Ale drugie półrocze nie może zmienić tego, że był to piękny biegowy rok. Rok spełniania dużych, biegowych marzeń. I rok, w którym z Synkiem staliśmy na podium !
To wszystko sprawia, że nigdy cię nie zapomnę, roku 2022 i wciąż mi się chce i wciąż wychodzę w ciemne, zimne, cuchnące wieczory aby się przygotowywać bo po trzynastu latach wspaniałych doświadczeń wciaż “ciśnie mi się na usta”: Chwilo trwaj ! Jesteś tak piękna !
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2023-03-24,14:44): Czerp z tych pięknych chwil jak najwięcej ! Pozdrawiam
|