2023-04-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Paryż czyli depozyt ukryty w pokrzywach (czytano: 683 razy)
Kiedy do startu pozostaje 21 minut wybiegam z metra na Pola Elizejskie z depozytem w ręku. Po prawej brama startowa, przede mną Łuk Triumfalny. Za Łukiem - stanowiska depozytów. Ale do budowli jest jakieś 200-300 metrów ! Biegnę, mijając slalomem uczestników zmierzających na start.
Jestem już na rondzie, jedna ulica, druga, trzecia, to ta właściwa, po przeciwnej stronie okazałego zabytku. Widzę rząd namiotów i tłum ludzi wychodzących przez uchyloną barierkę. Zaczepiam obsługę “Za dziesięć minut start !” Nie wpuszcza mnie i pokazuje abym szedł naokoło. Ale, człowieku, jest za późno ! Robię kilkanaście kroków, rozglądam się. Nie zdążę. Szybko wyjmuję z worka telefon. Będę z nim dzisiaj biegł chociaż nigdy tego nie robię (nawet na treningach). Rzucam worek za drzewem, między pokrzywy. Wewnątrz jedyne jeansy, które wziąłem do Paryża, sweter, wiatrówka. Jak mi to zniknie to przyjdzie mi iść w legginsach po zakup nowych spodni...ale na razie rzucam się z powrotem ku linii startu.
Zostało 11 minut. To naprawdę daleko a tłum zgęstniał. Mijam kolejne strefy startowe (jest ich kilkanaście, sam start trwa prawie trzy godziny- “wózkarze” ruszają o 7:58, potem elita kobiet, elita mężczyzn i pierwsza strefa, do której należę, na czas 3:00, ostatnia grupa startuje o 10:50).
Kiedy widzę “3:15” wskakuję na wysoką siatkę odgradzającą biegaczy.
Wreszcie jestem w “swojej” strefie. Jest 8:17 ale, na szczęście” wciąż stoimy. To potrwa jeszcze kilka minut. Szukam balonika na 3:00. Nie znajduję. Ruszamy szeroką, reprezentacyjną arterią nieco w dół. Jest zimno, jakieś 3*C, lekka mżawka ustała ale jest mokro. Mimo tłumu biegnie się całkiem swobodnie. To dzięki podziale na strefy. Pierwszy kilometr w 4:08. Nie za szybko. Postanawiam trzymać się delikatnie poniżej 4:16 i szukać balonika. Czuję się dobrze, lewa łydka na razie nie dokucza i mam nadzieję “zakręcić” się w okolicach 3h. Motorycznie jestem przygotowany ale regeneracja w ostatnich dniach “pozostawiała wiele do życzenia (w zasadzie w ogóle jej nie było)”, są więc spore obawy.
Skręcamy w lewo na plac Vendome i potem w stronę remontowanej Opery. Biegnie mi się dobrze, wiatr nie przeszkadza a nawet zrobiło się delikatnie cieplej. Może zdejmę moją biegową opaskę. Wokół mnie ludzie w krótkich spodenkach, ja jeden w długich, spakowanych do bagażu w ostatniej chwili. Czyżby zły wybór ? Wracamy w stronę Sekwany i wbiegamy na dziedziniec przed Luwrem. Co za trasa ! Wokół tumult, sporo głośno kibicujących, mimo kiepskiej pogody. Słychać nawet czasem: Marco, Marek Allez ! A mi biegnie się dobrze 4:08-4:12, pierwsze 10 km.
Balonika ciągle nie widać, mijam za to kilkanaście osób z innej kategorii “wagowej” nie wiedzieć czemu znajdujące się w grupie na 3:00. Jest trochę ślisko. Trasa szeroka, płaska. Z daleka widać kolumnę z aniołem. To już Plac Bastylii ze szklaną kopułą Nowej Opery. Zbliżamy się do półmetka. XX dzielnica, zaczyna się Park Vincennes. Za chwilę ujrzymy potężny gmach renesansowego zamku. I tu jest pierwszy, poważny, długi podbieg. Zawiewa i robi się znów zimno. Już nie żałuję swoich długich legginsów. Widzę wreszcie, w oddali jakąś szarfę. Czyżby to był upragniony “balonik” na 3:00 ? Prawdopodobnie tak. Zbliżałem się do niego spokojnie przez 20 km i oto jest ! Oscyluję w okolicach 4:15-4:20 (podbieg). Ale czuję się wciąż nieźle. Półmetek mijam w czasie 1:29:26. Delikatny zapas. Nawrotka. Teraz Sekwana będzie po lewej stronie. Czasem zawiewa “w twarz” lecz czuję moc “pod nogą”, może nie taką żeby przyśpieszyć i utrzymać 4:10 ale 4:16-4:20 na pewno...I wówczas profil trasy “daje o sobie znać” . Droga prowadząca wzdłuż rzeki co chwila “nurkuje” w tunelu (co jest fajne) a za chwilę się z tego tunelu “wychyla”, raz za razem, raz za razem. I o ile na początku pokonuję te przeszkody w miarę swobodnie to w końcu nogi muszą to odczuć. Nie tylko moje. Widzę osoby idące, takich których łapią skurcze, również tych, którzy “uzewnętrzniają swoje problemy żołądkowe. Ja również znacznie zwalniam i sporo osób mnie mija.Obok Cite i wieże Notre-Dame de Paris. Biegnę niby swobodnie ale tempo spada 4:27-4:35. Balonik z oddali znika mi z oczu. Nie fajnie. Długi tunel a w nim bębny. Tumult. Zresztą stanowisk z bębnami na trasie jest całkiem sporo. Wybiegam z tunelu. “Don’t stop mi now !” na żywo i od razu się uśmiecham. Znów sporo osób dopinguje na bulwarach. A po drugiej stronie Sekwany Wieża Eiffla. To znak, że minęliśmy 30 km.
Znów pod wiaduktem :-( Dużo tego jeszcze ? Profil wskazywał, że sporo aż do 40 km. Zostawiamy Sekwanę i mkniemy w stronę Lasku Bulońskiego. Choć mkniemy to za dużo powiedziane. Jestem już po dwóch żelach ale tempo wciąż spada. Mijam się naprzemiennie z kilkoma osobami. Mamy słabsze chwile w różnych momentach trasy. Mimo to nie czuję się źle. Nie muszę walczyć aby pozostać w biegu. Nie będzie <3h. Może będzie 3:02, 3:04. “Sympathy for the Devil”. Czy ci ludzie odebrali tą samą edukację muzyczną co ja ? ;-) Lasek Buloński, 35 km, długi podbieg a zaraz potem z 500 metrów po bruku. Ciężko.
Ale od czego są bębniarki ! Chwilę później żywiołowo zagrane “Smell’s like teen spirit” naprawdę dodaje animuszu ! Kończy się Lasek i jest już blisko. Znów tłumy, znów Marco Allez ! I robi się lekko “z górki”. Patrzę na zegarek 2:55:02 Jeszcze 2,2 km Zatem muszę się postarać żeby “zejść” poniżej 3h5’ Fajnie by było. “Puszczam” nogi ale już nie tak raźno chcą zbiegać. Jeszcze 500 metrów (tabliczka), 350...zakręt a za zakrętem zielona brama z napisem: “Bravo”. To Av.Foch i ostatnie metry na zielonym dywanie. Próbuję finiszować, mijam kilka osób ale jest ciężko.
Dałem z siebie wszystko. Unoszę ręce do góry i mijam linię mety mojego 41 maratonu w czasie 3:04:49. To mój czternasty wynik ale jestem kontent. Meta każdego maratonu daje olbrzymią satysfakcję i taką w tej chwili odczuwam. Przebiegłem trudny maraton w pięknym mieście, razem z 51 100 osobami. Wyprzedziłem ponad 48 000 z nich !
A w dodatku w hotelu czekają na mnie Pani Żona i Synek ! Paryż jest nasz ! Ale..ale czy ja mam spodnie aby sobie po tym Paryżu pospacerować ? Po “wchłonięciu” kilku rodzajów ciast, jogurtów, bananów, jabłek, gruszek i rodzynek nieśmiało ruszam na poszukiwanie drzewa otoczonego przez pokrzywy. Jest tu jednak mnóstwo ludzi a do tego cała “paka” sprzątających teren. Szanse są marne :-/ Bo jeżeli nawet znaleźli i odnieśli do strefy depozytów to jest ona tak olbrzymia a jest tak zimno...nie mam siły. Bez większej nadziei odchylam pokrzywy...Jeeest ! Znalazłem swojego jeansowego Graala ! Wracam więc do “swoich” bo jutro w planie spacer po Wersalu :-)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Bodzioo (2023-04-07,10:29): hej. ta waga cięższa to ludzie którzy byli jeszcze przed strefą 3:00, chyba jacyś blogerzy a może i z firm które wyłożyły większą kasę. Te tunele mnie też mocno wymęczyły :)
Gratuluję i Pozdrawiam :) Marco7776 (2023-04-07,22:03): Ja również Gratuluję Bogdan czasu poniżej 3h !
Może gdyby nie te tunele miałbyś <2:56 czego życzę w następnym starcie :-) Katan (2023-04-11,18:22): Gratulacje. Opis przeczytany od "pokrzyw po tunel". Po opisie widać, że warto się tam wybrać. Marco7776 (2023-04-13,09:09): Dziękuję, że dobrnąłeś do końca :-)
Na pewno warto !
|