2011-06-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Easy (czytano: 1236 razy)
Podczas połówki w Hajnówce, padł pomysł rzucony przez kolegę Maćka aby wybrać się do Korycina 12 czerwca aby zaprezentować się - czytaj poprawić podczas połówki. Stawka była nie byle jaka - prawdziwa krowa, którą można było spieniężyć podczas transakcji z Wójtem bądź zabrać ze sobą. Po namyśle i przeglądzie kalendarza zapisałem się, chcą spróbować poprawić swój czas o ponad 11 minut, aby ukończyć bieg przed upływem tuzina minutowych dekad.
Dzień przed zawodami w głowie pojawiała się wizja nieukończonego startu - za mało pewności siebie i za duże wyzwania stawiane przed sobą... Czy podołam, czy choć trochę poprawię czas?? Pytania przychodziły i nie pozwalały zasnąć, aż około 7.20 ujrzałem w telefonie, że dzwoni kolega, z którym miałem jechać na zawody. 10 minut potrzebowałem, aby dotrzeć na miejsce skąd go zabrałem - sam się dziwię jak to zrobiłem, nigdy wcześniej mi to nie wychodziło - ale jak się chce... Można?? Można!!
Ten speed od pobudki być może miał wpływ na resztę wydarzeń w trakcie dnia, może pomógł uzyskać jak na razie najlepszy wynik w zawodach. Faktem jest, że startując na samiutkim końcu, bez jakiejkolwiek napinki oraz nastawiania się na wielki sukces pobiegłem. Efektem była poprzawa czasu o ponad 14 minut, wielkie zadowolenie i widok znajomych, którzy postanowili mi zrobić niespodziewankę i czekali na mnie na Mecie. Ten wynik dodał mi skrzydeł i zmotywował do dalszych ciężkich treningów. Choć bieganie traktuję tylko i wyłącznie jako środek antystresowy, to cieszą postępy i reszta, która występuje przy okazji "ganiania" , jest możliwość poznania wielu ciekawych osobowości, spojrzenia przez okno poza swoje podwórko oraz cały czas budowanie siebie...
Pozdrowienia z puszczy...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |