2015-04-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życiowy sukces (czytano: 2137 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.emacitorun2015.com/
Halowe Mistrzostwa Europy Masters, w których na początku roku postanowiłem wystartować miały być przygodą, nowym doświadczeniem, okazją do zobaczenia jak tego typu impreza wygląda od środka. Jednak jak można traktować jak przygodę reprezentowanie kraju? Trzeba było się dobrze przygotować i powalczyć o jak najwyższe miejsce.
Dzięki portalowi maratonypolskie.pl udało się zarejestrować do zawodów z dużą zniżką, teraz pozostało trenować.
W międzyczasie 28 lutego wystartowałem w Mistrzostwach Polski Weteranów w Toruniu i zdobyłem złoty medal. Oprócz medalu zdobyłem coś równie cennego - poznałem trasę. Mistrzostwa Polski były bowiem rozgrywane na tej samej krossowej trasie na której 27 marca odbędą się Mistrzostwa Europy.
Przygotowania do imprezy szły dobrze. Najważniejsze zdrowie dopisywało. Kilometrów było jak na mnie dużo, bo w marcu udało mi się przebiec 513. W tym było kilka solidnych treningów tempowych, które pokazywały że wszystko idzie w dobrym kierunku:)
W tygodniu przed startem lekko się przeziębiłem co mnie mocno zmartwiło. Na szczęście nie było to nic poważnego, mogłem biegać... Do dnia startu pozostał tylko katar.
Do Torunia wybrałem się dzień przed biegiem ze Stasiem Dymkiem i Markiem Portalskim. Dla Stasia tego typu impreza to żadna nowość, natomiast ja i Marek byliśmy debiutantami.
Do Torunia dojechaliśmy wieczorem. Odebraliśmy pakiety startowe, obejrzeliśmy finały na 800 metrów. Poziom był niesamowity. Chyba jakbym miał się ścigać na tym dystansie to szansę miałbym dopiero w kategorii M65:) Poprostu kosmos wyniki. Pomyślałem sobie, że jak jutro będą tacy ścigacze w krossie to skończę nie w pierwszej dziesiątce jak sobie założyłem tylko w ostatniej...
Po finale na 800m w mojej kategorii M35 (wynik złotego medalisty 1:55.61!) udaliśmy się do internatu na nocleg. Tam poznałem Józka Brandenburga z którym mieszkaliśmy w pokoju. Super gość i do tego ekstra biegacz (kategoria M55 a na Maniackiej Dziesiątce w tym roku nabiegał 37 minut).
Noc przespałem spokojnie. Rano śniadanie i czas szykować się na bieg. Mój start był zaplanowany dopiero na godzinę 13. Natomiast chłopaki startowali wcześniej: Stasiu o 10:30, Józek o 11:00 a Marek o 11:30.
Wcześnie rano pogoda była super. Chłodno i pochmurno, ale później się znacznie pogorszyło. Zaczął padać deszcz i temperatura odczuwalna spadła o kilka stopni.
W takich właśnie warunkach wystartował Stasiu w kategori M-60. W stawce 31 zawodników zajął 22 miejsce. Józef był 4 w kategorii M-55, a Marek 25 w kategorii M-50.
Nadszedł czas na mnie!
Na rozgrzewce przypomniałem sobie trasę. Była lekko "podrasowana". Rozkopali ścieżki w dwóch miejscach aby było trudniej. Teraz był kopny piach zamiast leśnych ścieżek. Czułem się dobrze. Wiedziałem, że są mocni zawodnicy i będzie naprawdę mocne ściganie. Chciałem się w tej stawce uplasować jak najwyżej i z taką myślą wystartowałem. Ważne było też aby być jak najwyżej z Polaków, bo pierwszych trzech zawodników z każdego kraju automatycznie tworzy drużynę narodową i tu jako Polska mieliśmy duże szanse medalowe.
Wystartowaliśmy!
Od razu było szybko i już po 300 metrach było widać kto walczy medale. Bartek Mazerski, Maciek Miereczko i Szwed UHRBOM Fredrik (tydzień wcześniej biegał połowkę w Venlo - wynik 1:07) urwali się od reszty zawodników. Ja byłem w grupie pościgowej. Przed najdłuższym podbiegiem (około 500-setny metr trasy) udało mi się lekko oderwać od grupy i niespodziewanie na szczycie górki moja przewaga urosła do około 20 metrów. Zaskoczony tym że nikt mnie nie goni na koniec pierwszego z trzech okrążeń wypracowałem sobie około 50 metrów przewagi. Do prowadzącej trójki traciłem również około 50 metrów. Biegło mi się nieźle. Nie powiem że lekko bo trasa ze względu na swój profil nie dawała wytchnienia no i rywale ciągle gonili. Po drugim okrążeniu moja strata do liderów niestety wzrosła, natomiast przewaga nad grupą pościgową ciągle utrzymywała się na poziomie 30-50 metrów. Na trzecie okrążenie ruszyłem już jednak bardzo zmęczony. Gdyby nie myśl, że jestem czwarty generalnie i trzeci wśród Polaków pewnie bym zwolnił jednak pozycja którą obecnie miałem dawała mi złoty medal w drużynie i po prostu musiałem wytrzymać! Strasznie bolało ale dałem radę. Pomogło doświadczenie, pomógł doping znajomych. Na metę wpadłem 4 sekundy nad piątym zawodnikiem. Miałem taką bombę, że nie miałem siły się cieszyć, ale po kilku minutach była euforia. Długo do mnie jeszcze docierało to co się stało, ale to nie był sen.
Wkrótce razem z chłopakami z drużyny stanęliśmy na podium w strojach narodowych, zagrano hymn. Trudno opisać emocje, które temu towarzyszą. Wspaniałe uczucie. Warto było trenować!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |