2013-04-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Udało się :) (czytano: 1434 razy)
Cel osiągnięty. Już nigdy w życiu nie muszę biegać maratonu. Tak sobie postanowiłem i teraz kiedy już ukończyłem go w 3.45 mogę zapomnieć o dystansie 42.195 metrów. Minęły jednak 2 doby i pomyślałem sobie, że jak na połówce uda mi się zrobić rezultat lepszy o 10 minut, to może jeszcze kiedyś pokuszę się o maraton. Wniosek z tego taki: Nigdy nie mów nigdy.
Tymczasem w Warszawie w niedzielę odbyło się prawdziwe święto biegania. Cieszę się, że mogłem wziąć w nim udział, a tym bardziej jestem szczęśliwy, że poprawiłem życiówkę z maratonu o 27 minut i ukończyłem go w czasie o jakim marzyłem.
Okazało się po raz kolejny, że nie jestem stworzony do biegania maratonów. Po 32 kilometrze bardzo się męczę psychicznie. Myślę sobie: po co ja tyle biegnę? może się kawałek przejdę? męczy mnie to tempo... (a to raptem 5.10...) byle do 37km... teraz nawet jak będę biegł po 6.00 to i tak zrobię życiówkę...
Udało mi się jednak przezwyciężyć te wszystkie kosmate myśli i biegłem, biegłem, a raczej truchtałem, do samego końca. Miałem jeszcze troszkę sił na szybszy finisz, a potem zasłużony odpoczynek, masaż, piwo, śmieci z Mc Donalda i powrót do domu. To mój pierwszy medal z maratonu, z którego jestem dumny. Sam przed sobą.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kaja1210 (2013-04-24,11:38): Tak jak piszesz i u mnie następuje ok. 36 km zwątpienie psychiczne, ale kocham ten dystans i mam nadzieję, że kiedyś moja "słabość" przesunie się na 42 km.
Gratulacje!
|