Na początku kwietnia opisywaliśmy nasz start w Dead Sea Ultra Marathon - biegu na dystansie 50 kilometrów rozgrywanym w Jordanii, wzdłuż wybrzeża Morza Martwego. Relację tę znajdziecie TUTAJ
Dziś przyszedł czas na udzielenie odpowiedzi na pytanie - a ile taki wyjazd kosztuje? To częste pytanie stawiane przez wszystkich, którzy planują swoje podróże. Postaramy się więc na nie odpowiedzieć! A więc "Po ile ten falafel?"
Jordania to kraj, który jest uznawany za jeden z bezpieczniejszych w regionie. I choć sąsiedztwo z Syrią, Irakiem czy Palestyną może wywoływać w zamierzających tu przybyć turystach wiele obaw, to nie mieliśmy żadnych przygód związanych z poczuciem bezpieczeństwa.
Niestety to sąsiedztwo nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę kraju ponieważ w tym 10-milionowym kraju jest już ponad 3 miliony uchodźców (najwięcej z Syrii - 1,5 mln, z Iraku 1 mln i około 800 tysięcy Palestyńczyków) Wydatki rządu na utrzymanie infrastruktury obozów dla uchodźców rocznie pochłaniają kilka miliardów dolarów. Wielu ze spotkanych przez nas Jordańczyków przyznaje, że ich poziom życia znacznie się obniżył w ciągu ostatnich kilku lat a poziom cen wzrósł.
Do Jordanii można dostać się na kilka sposobów ale najprościej jest oczywiście zrobić to tanimi liniami lotniczymi. Z Polski do stolicy Jordanii Ammanu latają one choćby z Krakowa. Koszt przelotu to ok 200 zł, wyloty i powroty są w poniedziałki i piątki. My wylecieliśmy z Polski w poniedziałek, ale musieliśmy wybrać połączenie, które da nam możliwość wystartowania w rozgrywanym właśnie w piątek Dead See Marathon - więc zdecydowaliśmy się na wieczorny lot powrotny przez Bolonię. W efekcie cena biletów wzrosła do 700 pln. Opcją jest oczywiście powrót w poniedziałek, ale... w sobotę i niedzielę musieliśmy być już w pracy.
Pierwszy kontakt z dinarem mamy na lotnisku w Ammanie, gdzie za 70 JOD (oznaczenie międzynarodowe jordańskiej waluty), czyli za około 410 zł kupujemy tzw. online JORDAN PASS. Jest to elektroniczny bilet wstępu do tutejszych zabytków i atrakcji turystycznych. Wykupując ten bilet unika się dodatkowo opłaty wizowej kosztującej 40 JOD. W rzeczywistości więc Jordan Pass kosztuje 30 JOD czyli ok 190 pln. Zwraca się po wizycie w kilku płatnych zabytkach.
Po Jordanii poruszamy się wynajętym samochodem. Nauczeni wcześniejszym doświadczeniem nie rezerwujemy auta przez internet tylko załatwiamy wszystko na miejscu u jednego z pośredników. Po sprawdzeniu kilku ofert wybieramy najtańszą wersję czyli poobijany ze wszystkich samochodzik osobowy z dużym przebiegiem i stękającym silnikiem. Za cztery doby najmu płacimy 150 JOD czyli ok 840 pln (190 pln za dobę, już z pełnym ubezpieczeniem auta). Na paliwo podczas całej podróży wydaliśmy 80 JOD czyli kolejne 440 zł.
Wybierając agencję wynajmującą samochody warto sprawdzić czy w umowie są jakieś limity kilometrów, dodatkowe dopłaty za sprzątania i mycie auta, oraz jaki jest zakres ubezpieczenia. Dodatkowe ukryte opłaty często podrażają wynajem ponad dwukrotnie! Warto też wybrać egzemplarz, który nosi już liczne ślady użytkowania, i koniecznie zaznaczyć wszystkie zadrapania na formularzu odbioru auta.
Może tego nie widać, ale wybraliśmy auto odrapane z każdej strony
Drogi z Ammanu na południe są w dobrym stanie, jednak bardzo gęsto usiane progami zwalniającymi, a ruch na nich panujący jest niewielki. Przy drodze bardzo często można spotkać wysepki sklepików i mini barów z kawą i czymś do jedzenia. Kubek kawy, falafelem z warzywami, zawijany w placek to wydatek rzędu 3 JOD, ok 16 zł.
Chcąc zwiedzić najsłynniejszy jordański zabytek, wpisaną na listę nowych Cudów Świata – Petrę, decydujemy się na nocleg w hotelu w miejscowości Wadi Musa. Baza hotelowa jest tu bardzo rozległa i można wybrać coś na każdą kieszeń, korzystając z popularnych wyszukiwarek. Booking.com zbytnio się tutaj nie sprawdził więc znajdujemy nasz hotel chodząc od jednego do drugiego i pytając o cenę. Miejscowość pod względem noclegów jest droga, ale nie ma się czemu dziwić - to wrota do Petry, jednego z najsłynniejszych miejsc na świecie. Za wybrany przez nas pokój dla czterech osób płacimy 55 JOD, ok 300 zł. Standard to dwie gwiazdki.
Posiadając JORDAN PASS wstęp do Petry jest bezpłatny i jeśli nie zdecydujemy się na skorzystanie z „promocyjnych” przejazdów bryczką, osłem lub wielbłądem, nie nabędziemy gustownej chusty „arafatki”, nie zrobimy tatuaży z henny, lub nie pomalujemy oczu na styl jordańskiego amanta, to nie wydamy dodatkowo ani jednego dinara.
Po kilkugodzinnej wycieczce przez skalne miasto, zatrzymujemy się przy wykutym w skale piaskowca monastyrze Ad-Dajr, gdzie oglądając zachód słońca pijemy kawę za 2 JOD (10 zł) i sok z granatów za 3 JOD.
Po wizycie w Petrze wieczorem dojeżdżamy do położonego o 200 km na południe Wadi Rum, czyli słynącej z czerwonego piasku pustyni, otoczonej przez góry, piętrzące się niemal pionowo do nieba. Tym razem nasz pobyt będzie za darmo, ponieważ korzystamy z gościnności gospodarza wyszukanego przez aplikację Couchsurfing. Jednak gdybyście zdecydowali się na spędzenie nocy na pustyni w beduińskim namiocie, ze śniadaniem wliczonym w cenę, to bez problemu wyszukacie taką ofertę za mniej niż 100 zł za noc.
Największą atrakcją jest tu kilkugodzinna przejażdżka pickupem po pustyni. W zależności od tego ile godzin będzie trwać wasza podróż tyle zapłacicie. Ceny wahają się od 20 do nawet 50 JOD za jedną osobę, przy czym pamiętajcie jesteście w kraju arabskim i tu cena bardzo zależy od waszego wkładu w jej negocjację. My płacimy 100 JOD za naszą czwórkę i spędzamy na pustyni ok 6 godzin.
Będąc w Wadi Rum warto wybrać się do pobliskiej Akaby, miasta położonego nad morzem Czerwonym i będącego granicą pomiędzy Izraelem a Jordanią. Miasto jest obowiązkowym punktem na planach wszystkich wycieczek z Egiptu i Izraela. Ma bardzo bogatą infrastrukturę hotelarską i gastronomiczną i jest uznawane za jordański kurort, w związku z tym możemy tu spotkać bardzo Europejczyków, w tym naszych rodaków. Nam się tutaj nie podobało więc nei polecamy :-)
Zgodnie z podróżniczą maksymą "żyw się tam gdzie jedzą tubylcy" za radą naszego przyjaciela z Wadi Rum udajemy się do jednej z bocznych uliczek słynącej ze sprzedaży świeżych ryb. Tuż obok sklepów usytuowanych jest wiele małych knajp w których jedzą okoliczni robotnicy. W efekcie tacy turyści jak my są tu prawdziwą sensacją - zwykle jedzą oni przy głównych ulicach w wykwintnych restauracjach płacąc 3-5 razy drożej. Możemy tu iść z pomocnikiem kucharza do sklepu obok i wybrać rybkę którą następnie przyrządzą nam w barze. Za jedną rybę, arabską sałatkę, zupę i wodę płacimy 6 JOD za osobę czyli 32 zł.
Kolejną noc spędzamy w środkowej części Jordanii w małym hoteliku blisko ścisłego centrum miejscowości Madaba. Koszt to 22 JOD za cztery łóżka (120 pln - najtańszy nasz nocleg podczas wyjazdu). Tuż obok hotelu znajduje się wiele restauracji i knajpek, w których możemy zjeść tradycyjne jordańskie przysmaki. Na kolację zamawiamy falafele z warzywami, grilowany ser halloumi z frytkami, kawę i napój. Za jedno takie danie płacimy 6,5 JOD, ok 35 zł.
Jordania, która leży na ziemiach dawnej Galilei to raj dla turystów i zbieraczy różnych pamiątek. Można tu wydać każde pieniądze na okazy mniej lub bardziej związane z Jezusem, Mojżeszem i innymi świętymi. Uzupełniamy kolekcję lodówkowych magnesów płacąc 2 JOD za 5 szt. i wybierając różne drobiazgi zbijając za każdym razem cenę o 50%
W tabeli przedstawiamy zestawienie wszystkich naszych wydatków. Ceny przeliczyliśmy po kursie 1 JOD = 5.5 PLN
Łącznie wydaliśmy ok. 850 JOD + 2800 pln za bilety lotnicze + 1600 opłaty startowe.
Po przeliczeniu na złotówki wychodzi koszt = 9100 pln