Ktoś kto kiedykolwiek brał udział w imprezie organizowanej przez klub WKB META Lubliniec, a przynajmniej większość, z którą się spotkałem zapragnął wziąć udział w niej raz jeszcze, a następnym krokiem było spróbowanie swych sił w kolejnej będącej jedną z imprez tzw. „Lublinieckiego Szlema”.
Rys.1 - ...na trasie Maratonu Komandosa
Dlaczego? – bo każda z nich jest inna, na każdej chce się być, a dowodem na to jest coraz większa z każdym rokiem ilość startujących w nich uczestników. Jedną z nich niejako wieńcząca całość, jest impreza o wymownej nazwie Maraton Komandosa. Nie jest to bynajmniej maraton przeznaczony dla komandosów na co wskazywałaby nazwa, lecz nieprzypadkowo przymiotnik ten znalazł się w nazwie tego maratonu. Gdzieś kiedyś przeczytałem cyt. „Komandos to śmiertelna broń, machina do zabijania i wykonywania innych ciężkich do wyobrażenia zadań”.
Rys.2 - Zbyszek Rosiński na mecie - 50 maraton zaliczony !
O ile te dwa pierwsze stwierdzenia możemy pominąć biorąc udział w tym maratonie, to ostatnie jest właśnie jego odzwierciedleniem. Na domiar wszystkiego pogoda łaskawa uraczać nas śniegiem podczas ostatnich dwóch edycji, co było z racji pory roku zjawiskiem naturalnym, w tym roku postanowiła dla odmiany łaskawą być ale chyba tylko dla spacerowiczów i ludzi z zabezpieczenia trasy. Cóż, powyższy cytat zobowiązuje jednak...
Rys.3 - Zbyszek Rosiński na mecie - 50 maraton zaliczony !
Jednym słowem, kto chciał się sprawdzić w ekstremalnym biegu w ekstremalnych warunkach ten zapewne wyjechał usatysfakcjonowany. Moim zdaniem impreza dograna z iście wojskową solidnością, z dbałością o szczegóły. Jeżeli ktoś jest innego zdania to cóż, wszak był to Maraton Komandosa, a nie kuracjusza.
Zakończenie imprezy jakiego nie powstydziłby się żaden organizator niejednej wielkiej imprezy. Jak bowiem można w tak krótkim czasie od przybiegnięcia na metę ostatniego zawodnika uhonorować pierwszych przeszło trzydziestu zawodników statuetkami z wygrawerowanymi imiennymi tabliczkami oraz dyplomami z wpisanym miejscem i podanym czasem wraz z własnym zdjęciem prosto z trasy? - pozostaje tajemnicą.
Nie można też nie wspomnieć w tym miejscu o niespodziance przygotowanej z okazji ukończenia 50 maratonu przez Prezesa klubu i zarazem Dyrektora Maratonu Zbigniewa Rosińskiego. Tak efektownego i zarazem głośnego przekroczenia linii mety nie miał w tym dniu żaden z uczestników. Oczekujący na kończących zawodników pytali „Cóż to za hałas, co to za oklaski słychać?”, a to nie owacje tylko odgłos ciągniętych 50 sztuk pustych puszek przyczepionych do plecaka na ostatnich kilkudziesięciu metrach zwiastował pojawienie się wyżej wspomnianego szczególnego „jubilata”.
Rys.4 - Złote Buty Zbyszka :-)
Jakby było tego mało musiał jeszcze zdmuchnąć resztką powietrza z płuc ułożoną z tej okazji ze świeczek ustawionych na asfalcie cyfrę 50!. Nic też dziwnego, że na pytania licznie przybyłych komentatorów zrobił tylko „karpia” łapiąc oddech w kierunku skierowanych mikrofonów. W części już bardziej oficjalnej gdy Prezes wręczył wszystkie trofea należne uczestnikom, sam został uhonorowany 30 kilogramowymi (?!) wyjątkowymi złotymi butami z okazji swojego jubileuszu. O ile za wszystko inne można zapłacić jakąś tam kartą to błysk wzruszenia w oku Prezesa był – bezcenny.
Reasumując, jako zawodnik klubu WKB META nie jestem pewnie w pełni obiektywny ale uważam, że udział chociaż w jednej z imprez z wspomnianego „Lublinieckiego Szlema” jest obowiązkowy bo na takich imprezach można powiedzieć „ że się bywa”.
Krzysztof Szwed
|