W architekturze funkcjonuje takie pojęcie, termin „Genius Loci” /duch miejsca/. Bez zbędnego rozwodzenia się nad istotą problemu powiem tylko tyle, że odnosi się to do zachowania oryginalnego, pierwotnego typu zabudowy. NP. zeby nie stawiać ziemianek czy kurnych chat na Nowym Świecie w Warszawie, czy szklanych wieżowców w Zakopanem etc. termin ten również odnosi się do nastroju miejsca, jego magii, metafizyki.
Uczestniczyłem w 9. Biegu o Nóż Komandosa. Praktycznie w tym miejscu powinienem skończyć relację żeby nie być posądzonym o lizusostwo. Powszechnie wszak wiadomo, że prezes Rosiński zawodników „krótko za ryj trzyma” bo wojsko to nie fabryka kredek i jak nieodżałowany Prezes Dyzma, dowodzi swoim szwadronem z „kawaleryjską fantazją”. Ja jednak skupię się nad innym aspektem zjawiska, jakim są biegi / imprezy biegopodobne/ rozgrywane w Lublińcu.
Czy tylko zamordyzmem i wojskowym drylem można wytłumaczyć to, że na imprezy lgną zawodnicy z najdalszych zakątków Polski, natomiast ich ocena dokonań lublinieckich sztukmistrzów jest co najmniej doskonałą?
Uczestniczę w imprezach sportowych organizowanych przez wojsko i moja ocena w najlepszym przypadku dla tychże jest „kwadratowa”. W Lublińcu wojsko jest wszechobecne, jednak te współtowarzystwo jest miłe i aż się chce być.
Co sprawia, że zauroczeni Nożem tam wracamy i wracamy? Przecież w Polsce dobrze czy wręcz doskonale zorganizowanych biegów jest kilka, jeśli nie kilkanaście? Co sprawia, że Lublinieckie dokonania lśnią wśród biegów Polskich niczym Jajka Faberge wśród Carskich klejnotów?
Tak naprawdę w Lublińcu nie ma nic, co mógłbym zakwalifikować, uznać jako ww Genius Loci.
Nie ma w Lublińcu Gór, nie ma tym samym dolin charakterystycznych, kopalnie o ile ich nie zamknięto w wyniku podnoszenia ich rentowności, są daleko; nie ma wodospadu, jeziora powszechnie znanego, rynek mają taki sobie , a kierowcy jak wszędzie w Polsce trąbią na pieszych, na pasach! Pobliskie browary nie powalają zmysłów koneserów „złocistego napoju”, a dziewczyny drastycznie nie odstają od średniej krajowej. Jednak pizza, na średnim rynku, smakuje romantyczniej, pijani młodzieńcy śpiewając popularne przeboje disco - coś tam; mniej fałszują.
Złośliwi twierdzą, że źródłem sukcesu jest dumpingowa wysokość wpisowego. Czy tylko? Czy to jest droga do organizacyjnego sukcesu? Osobiście wątpię i tymi wątpliwościami poniżej chcę się podzielić.
Trzeba być ślepym żeby nie zauważyć, że lubliniecka trupa wystawia reprezentacje na większości biegów w całej Polsce, a występy zagraniczne nie są im obce /w czym mam swój skromny udział/. Więc materiał do porównań i analiz jest wystarczający, aby nie powielać błędów innych. Z takiego zjawiska należy wysnuć inny, głębszy wniosek: ten bieg organizują Biegacze, dla Biegaczy. Jakie to proste. Ci biegacze – organizatorzy robią wszystko tak, jakby sami chcieli, żeby było dla nich samych zrobione. Przecież wielu startujących zawodników wcześniej przyjmowało zapisy, pracowało przy zabezpieczeniu trasy etc. Osiągnęli metę i dalej przystąpili, do dalszej pracy organizacyjnej. Dlatego tak jest super w Lublińcu, dlatego tam warto wracać. I jeśli tak dalej pójdzie to należy oczekiwać, że już niebawem ceny nieruchomości w Lublińcu poszybują w górę.
Wracając z Lublińca czule do mnie się zwracał Dyrektor Zakładów KONSTAR, że niby przeze mnie jego ekipa stała się lepsza. Mnie dręczy pytanie w czym? Może w maskowaniu metod odświeżania? Jednak w Lublińcu dostałem to co chciałem, pierwszej świeżości i takiejże jakości. Natomiast pisząc te słowa zastanawiam się czy przez uczestnictwo w lublinieckich biegach można się stać „LEPSZYM”. Nie wiem jak wy, ja w to wierzę.
Jacek Karczmitowicz
Zgierz
członek WKB Meta Lubliniec
od 2002r. |