2014-07-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Brak szybkości, brak szczęścia, brak szabli ! (czytano: 1284 razy)
Po nocnej masakrze w Markach i to wcale nie związanej z wyskokową imprezą ,a biegową pod tytułem Nocny Marek oraz krótkim sennym relaksie od pierwszej do szóstej ,pada pytanie : jak tu się wyspać . Pada standardowa odpowiedź : szybko ! Tyle razy byłem kuszony przez Dreptaków z Mińska na jakiś ich bieg , że w końcu popadło na imprezę z nienacka czyli , „Bieg o Szablę sierżanta Dobrowolskiego” 29 czerwca 2014. Zapisy na miejscu od 11 przy miejskim stadionie, gdzie w sąsiedztwie na drodze do lasu zlokalizowany był start. Rano , kiedy jeszcze byłem zaabsorbowany wykonywaniem obowiązków służbowych było dość chłodno, bo około 15 stopni i popadywało, ale po sprawdzeniu internetowych typowań pogodowych na Mińsk, okazywało się , że będzie pogodnie i powyżej 20 stopni, zatem zapadła decyzja ,by się tam zameldować. Na miejscu prognoza jak najbardziej sprawdziła się i początkowo , było nawet dusznowato, a może to dusiły mnie doznania z Nocnego Marka ? Dlatego na rozruchowej rozgrzewce była masakra i byłem pełen podziwu dla lekkości z jaką poruszali się inni. Start ostry poprzedzony był startem honorowym z pod pałacyku w którym mieści się Muzeum 7 Pułku Ułanów Lubelskich i tam przybliżono nam postać sierżanta Dobrowolskiego, po czym wystrzał z działka dał znak do startu honorowego. I po dosłownie przebiegnięci na drugą stronę ulicy, w ciągu minuty byliśmy na starcie ostrym. To był kros w prostej formule od punktu A ,do punktu B. Punkt A to stadion, potem około 11 kilometrów i jest punkt B, czyli hotel Ekwos z całą infrastrukturą , a tym razem i metą . Choć frekwencja nie była oszałamiająca ja już na wstępie wiedziałem komu trzeba będzie ustąpić pierwszeństwa, a rozgrzewkowa zadyszka nie pozwalała wiele sobie obiecywać. Także pocieszyłem się zajęciem pierwszego miejsca na starcie, by sobie poprawić humor na wstępie. Nastąpiła wspólna odliczanka od pięciu w dół i pobiegliśmy. Na początku prosta około pól kilometra, dość szeroka by potem skręcić w prawo i potem w lewo przez mostek i już wąski podbieg do góry . Tu już stawka się rozciągnęła . Dwójka zawodników ostro pociągnęła do przodu i za nimi trzeci ,z którym na początkowej prostej przez chwilę pogadałem, że raczej nie moje tempo tych pierwszych, natomiast on podjął próbę podpięcia się pod nich i z lekka oddalił się ode mnie i reszty stawki. Trasa wiodła duktami leśnymi i polnymi . Był i odcinek może kilometrowy szosą tak w połowie stawki, gdzie widziałem już ,że się przybliżam do trzeciego. Na tym odcinku trafił się rowerzysta tzw. zakupowy , którego przez moment potraktowałem jako pacemakera .Jednak wyprzedziłem go jeszcze przed skrętem w polną drogę . Potem na odcinku około dwóch kilometrów dogoniłem i wyprzedziłem kolegę, który walczył o trzecią pozycję jednak trochę osłabł. Dobiegając do krzyżówki z kapliczką, patrzę a przede mną ten sam rowerzysta którego kilkanaście minut temu wyprzedzałem. Fatamorgana , czy co ? Ale nie on pojechał dalej asfaltem, a nasza trasa wiodła duktem ,do którego później dochodziła też ta droga. Tu już miałem wypracowaną trzecią pozycję , ale pomimo zmęczenia trzymałem swoje tempo na którym się skupiłem i w pewnym momencie po wyjściu z lasu, wbiegam na krótki odcinek wiejskiej drogi z zagrodą po mojej prawej. Droga wiejska wraz z końcem zagrody przeszła w utwardzoną żwirówkę na której wypatrzyłem jadący po prawej stronie przede mną szarą osobówkę podobną do, tej która stała na trudniejszych zakrętach i pomyślałem sobie ,że jedzie za pierwszymi , których nie widziałem sądząc ,ze w biegli na teren obiektu , który widziałem w oddali po prawej stronie drogi. I tak sobie miarowo lecę ciesząc się ,że za chwilę będzie mety kiedy dojeżdża do mnie od tyłu człowiek na skuterze i mówi ,że pobiegłem za daleko i zaczął nawracać . Ja jak nic wskoczyłem na siodełko za nim i jedziemy z powrotem , po drodze do wyprzedzonego kolegi mówię żeby zawracał i czekał na skuter. Zostałem podwieziony całkiem prosto do bramy na posesję hotelu, gdzie jeszcze pokonałem jakieś dwieście metrów widząc biegnących przede mną innych zawodników w tym i Mariusza z Dreptaków, który widział zapewne sytuację , bo powiedział, że odstępuje mi trzecie miejsce. Pierwszych zapewne pilotował rower zatem nie mieli wątpliwości gdzie skręcić . Zakręt w tę bramę ,osłoniętą trochę drzewami, był pod kątem ostrym ,a i sama brama lekko w głębi. Oznaczenia wiszącymi taśmami były ,ale tylko z prawej strony , co w tej konfiguracji i moim zasugerowanym autem, a i zmęczeniem spowodowało ,że pognałem dalej prosto. Podobnym sugestiom ,z resztą uległ i kolega za mną. No cóż nic się nie stało. Pobiegło się nad dystans i gratis przejażdżka skuterem była. Oczekując na zakończenie degustowaliśmy zabezpieczone wiktuały, przy wsparciu personelu hotelowego obiektu. Poza tym można było zapoznać się z obiektami i sprzętami wiejskiego skansenu jak i zwierzątkami tam hodowanymi, może nie wszystkie wpisujące się w folklor, ale przydające atrakcji na pewno. Główna nagroda w postaci trzech egzemplarzy repliki szabli powędrowała do pierwszego pana i pani oraz w wyniku losowania została w rękach jednego z przedstawicieli miejscowego klubu Dreptak. Ja wylosowałem mapę okolic, jak powiedział organizator, bym następnym razem się nie zapodział. Będąc trzecim dostałem też medal, wszyscy natomiast, jako pamiątkę z tego biegu, dostali miniaturki szabli ozdobnej generała Władysława Sikorskiego. Bardzo oryginalny akcent. Z tego co się zorientowałem w kolekcji do zbioru jest jeszcze siedem egzemplarzy białej broni zatem może następny egzemplarz będzie za rok ? Czego sobie, organizatorom i biegaczom w szczególności życzę !
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |